sobota, 6 grudnia 2014

"Bardzo cię kocham i chcę, aby ten wisiorek to symbolizował "

19

Był sobotni poranek. Mike umówił się ze swoim tatą, po chwili usłyszał pukanie.
Czerwonowłosy otworzył drzwi swojemu ojcu.
-Witaj Mikey - Ucieszył się widząc syna.
-Cześć tato, usiądź przy stole.
-Kiedy poznam tą piękną istotę, która jest spokrewniona z twoją matką? - Zapytał mężczyzna o siwych włosach. Szeroko się uśmiechnął, przez co było widać głębokie zmarszczki. Pogłaskał Pikusia i spojrzał na Mike'a
-Tato, najpierw chcę się upewnić, czy to na pewno ona - Bąknął Mike.
-Wszystko się zgadza, synu. Miałem kiedyś zaszczyt poznać  Jude Harrington.
-Tato, ciszej. Może wszystko usłyszeć - Nalegał.
-Czemu nie chcesz jej powiedzieć teraz? - Oparł łokcie o stół i począł rozglądać się po kuchni.
-Bo nie wiem jak zareaguje. Jest nieprzewidywalna. Wiele przeszła i bardzo ciężko ją zrozumieć - Mruknął nalewając wody w  dzbanek.
-Zdaję mi się, że się ucieszy.
-Zresztą wolę poczekać do Wigilii, wtedy mama jej wszystko wytłumaczy. Tak będzie najlepiej.
-Może zaprosimy Jude? Przecież mogłyby ze sobą porozmawiać - Zamyślił się.
-Nie ma opcji. Chester powiedział, że już próbowała się z nią spotkać w ośrodku, Nikola kazała jej wyjść i tyle.
-Zaprośmy ją. Może Nikola jej wybaczy? Chcę ją poznać. - Zarządził.
Mike nie był przychylny temu spotkaniu. Wolał sam jej wszystko powiedzieć i nie chciał, żeby jego ojciec się w to wtrącał. Przecież jej nie znał.
-Rób co chcesz, ja wolę, żeby nigdy jej już nie spotkała.
-Młody Shinodo nie bądź egoistyczny. Jude żałuje swego błędu - Stanął w obronie kobiety.
Ucichli, gdy usłyszeli szybkie kroki. Po chwili ich ukazała się Nikola. Za nią biegł obrażony Chazz.
-Dzień dobry - Skierowała się uśmiechnięta do ojca Mike'a.
-Witaj kruszynko.
-On tak zawsze, nie przejmuj się - Sprostował czerwonowłosy.
Roześmiała się i zaczęła zakładać buty. Chester stał za nią skupiając wzrok na paznokciach.
-Gdzie idziesz? - Zapytał wreszcie Mike.
-Do pracy! - Powiedziała uśmiechnięta.
Stanęli jak wryci. Tylko Chazza to nie ruszyło.
-Uparła się, aby pracować, więc ja będę ją odwoził, siedział w tej kawiarni i zawiozę ją do domu. Nie dam jej nikomu dotknąć - Warknął. - A właśnie. Dzień dobry panie Shinoda.
Japończyk kiwnął uśmiechnięty głową.
-Nikolu, po co ci praca? - Wtrącił się Kenji.
-Chcę stanąć na własne nogi. Nie będę darmozjadem i zacznę dokładać się do czynszu.
Wyszła z domu.
-Chazz, dziś nie będziesz siedział z nią w pracy, ponieważ mamy trochę do pogadania na temat Nikoli, wróć szybko - Nakazał Mikey.
-Mhm.
Obrażony wyszedł do dziewczyny.
-Miła z nich para. Młoda Harrington jest strasznie podobna do swojego ojca i tak samo zawzięta. Byłby z niej dumny...
-Tato, przestań! Zaraz zejdzie reszta chłopaków, więc wtedy nic nie mów o Nikoli.
-Czemu? Muszą się w końcu dowiedzieć! Nikola to kuzynka Mike'a! - Specjalnie krzyknął, by zdenerwować syna.
Schował twarz w dłonie i westchnął. Po chwili ktoś schodził po schodach.
-Jak to? Niki to kuzyneczka Mikusia? - Wrzasnął zdziwiony Brad. - Zróbcie jej taki prezent i powiedzcie jej o tym! Dziś mikołajki!
-Brad. Zamknij. Mordę. - Warknął
-No świetnie! Ja na urodziny nie dostałem nic! A ty na mikołajki dostajesz Nikolę za kuzynkę. Najlepiej! Ech. - Krzyknął ironicznie.
-Ej, ej, ej! Nikola kuzynką naszego Mike'a?! Haha, nie no świetnie! - Wydukał szczęśliwy Robert.
-Co? Nikola kuzynką Mike'a?! - Usłyszeli Farrella i Hahna.
-Nic. Jej. Nie. Mówcie. - Spike spoważniał. - Dowie się w Wigilię, to najlepsze rozwiązanie.
-Kurwa! Ale zajebiście!
Nikt nie krył swojego entuzjazmu. W tym czasie ojciec Shinody zaczął się ubierać.
-Gdzie pan idzie? - Zapytał Dave.
-Niedługo mam samolot. - Skierował się do drzwi.
-Niech mama się tym zajmie, dobrze?
-Synu, ja wiem lepiej, co zrobić.
Opuścił mieszkanie.
-Kurwa mać. Pamiętajcie, nie mówcie jej nic.
-Dobrze, dobrze, dobrze, dobrze! Mike! Nie cieszysz się?! Wyglądasz, jakbyś z tego powodu chciał się zabić! Halo, czy ty wiesz w ogóle o czym my mówimy? Mówimy o tym, że jesteś kuzynem Nikoli! Czy to do ciebie dotarło? Tak ogólnie, to gdzie oni są! Trzeba by to opić! - Joe darł się do ucha Pół Japończyka.
-Proszę nie dziś. Nie może się dowiedzieć. Nikola podjęła się pracy, moglibyście pójść w tym samym kierunku.
-Jak to do pracy? Gdzie? - Wtrącił Dave.
-W jakiejś kawiarni - Odpowiedział beznamiętnie.
Wstał i mimo protestów chłopaków, poszedł do swojego pokoju. Rzucił się na wielkie, niewygodne łóżko i spojrzał na biurko.
Nawet nie przemknęło mu przez myśl, aby posprzątać. Leżała tam sterta niepotrzebnych rysunków i nigdy nie pokazanych światu tekstów piosenek.
Nie docierało do niego, że dziewczyna jego przyjaciela jest z nim spokrewniona.
Jakie rzeczy musiało sprawić życie, że akurat tak się o tym dowiaduje?
Pozostaje jeszcze jedna zagadka. Jak dziewczyna zareaguje na tą wiadomość?
Strasznie zależało mu, aby dobrze do przyjęła. Strasznie mu na niej zależało.


~*~

-Chazz, dam radę - Powiedziała znudzona, kiedy Bennington mówił jej, co ma robić.
-Misiu, boję się, że coś ci się stanie! - Zaparkował samochód przed kawiarnią.
-Misiu? Nigdy tak do mnie nie mówiłeś - Uśmiechnęła się.
-Moja mała misia idzie do pracy. Tak szybko rośniesz! - Udał, że płacze.
-Jesteś głupi.
-Ale mnie kochasz!
Kiwnęła głową, wysłała mu buziaka i weszła do kawiarni.
Miejsce było niewielkie, utrzymane w stylu retro, a gdzieniegdzie widniały ozdoby świąteczne. Na stolikach postawione były zapachowe świeczki, a w głośnikach rozbrzmiewała cicha muzyka.
Podeszła do kasy. Chwilę potem pojawiła się kobieta.
-Dzień dobry. Pani Harrington? - Spytała z promiennym uśmiechem.
-Tak - Odpowiedziała trochę skrępowana.
-Świetnie! Jestem Amanda i będę twoją szefową! - Poprawiła blond włosy - Chodź na zaplecze, wszystkiego cię nauczę.

Nikoli spodobała się postawa Amandy.
-Ta kawiarnia to rodzinny biznes. Teraz zyskuje coraz większość popularność w okolicy, więc muszę zatrudniać więcej pracowników. Zacznijmy od tego, że na razie będziesz miała okres próbny. W niedziele i soboty kawiarnia nie jest czynna, ale dziś jest taki mikołajkowy wyjątek  - Wydukała podając jej fartuch. -Nie stresuj się, to tylko praca w kawiarni - Posłała jej uśmiech.
-Rozumiem, ale jednak to jest moja pierwsza praca, rozumie pani...
-Nie mów do mnie pani, jestem tylko piętnaście lat starsza!
Usta Nikoli wydęły się w lekkim uśmiechu.
-Na razie będziesz przyjmować zamówienia i utrzymywała porządek na blacie i stolikach. Dasz sobie radę! - Dotknęła jej ręki. - Pamiętaj, to tylko kawiarnia.
Czarnowłosa stanęła przy kasie i zaczęła się rozglądać. Amanda zachowywała się nieszablonowo. Biło od niej radością na kilometr. Dobrze, że nie była jakąś jędzą, która o wszystko by się czepiała.
Harrington długo rozmyślała, aż usłyszała dzwonek, który oznaczał wejście klienta. Doprowadziła się do porządku. Uśmiechnęła się na myśl, że wreszcie zacznie pracować. Wszystko było niczego sobie, gdyby nie ujrzała ojca Mike'a i pewnej kobiety, której nienawidziła z całego serca. Przez głowę przeleciało jej mnóstwo scenariuszy. Było jej słabo. Chwyciła się blatu i czekała na dalszy rozwój sytuacji.
Japończyk zdjął kobiecie płaszcz i odsunął krzesło. Gdy usiadła, zaczął kierować się w jej stronę. Z trudem uniosła kąciki ust.
-O, witaj Nikolu!
Czemu przyszedłeś tutaj z nią?!
-Dzień dobry, pro... proszę pana.
Muto odwrócił się szukając wzrokiem Jude.
-Chciałbym zamówić dwie kawy i szarlotkę.
Kiwnęła głową. Szybko przygotowała filiżanki kawy i wyjęła kawałek szarlotki z lodówki.
-To będą 3 dolary - Wyjąkała.
Dał jej należną kwotę i odszedł od stolika. Odwróciła się, nie chciała, by zrozumiał, że ją zobaczyła.
Dzień dopiero się zaczął, a ona już miała ochotę rzucić się pod pociąg.


~*~

Za oknem robiło się coraz ciemniej. Źródłem światła w jego pokoju była mała świeczka. Mike uwielbiał ogień. Dawał światło i ciepło, ale jak się go nie upilnowało mógł wzniecić wielki pożar.
Bazgrał na pogniecionej kartce znalezionej przy łóżku.
Nie wiedział, co pisze. Po prostu kolejny raz dał się ponieść emocjom.

Już niebawem wszyscy się dowiedzą.

Widziałem ją uśmiechającą się
Rozświetla ją blask słońca*

Przygryzł ołówek. Wena odleciała.
-Pierdolę to - Warknął i zgniótł kartkę wkładając ją do szuflady.
-Tylko, żeby kartka w ciąże nie zaszła, haha - Gwałtownie się odwrócił i ujrzał Chazza.
-Kurwa, Bennington naucz się pukać - Oznajmił zbulwersowany.
-Umiem pukać - Poruszył brwiami. - No pokaż, co tam nabazgroliłeś mieszańcu.
Westchnął.
-Nie, nie wyszło - Roześmiał się.
-Noo weeź! - Błagał.
-Nie lubię, gdy ktoś patrzy na nieskończone teksty. To tylko trzy linijki, które nic nie wnoszą.
-A jak skończysz to pokażesz? - Zrobił minę zbitego psiaczka.
-Nie chcę skończyć. Nawet nie wiem, skąd mi się to wzięło.
-Jak wolisz! Foch.
Shinoda roześmiał się. Uwielbiał Benningtona i jego udawane fochy. Chester nie był już tą samą osobą, co przed ośrodkiem. Przestał brać. To najważniejsze, ale w jego charakterze też coś się zmieniło. Może to przez to, że oszalał na punkcie Nikoli? Ach, właśnie. Nikola. To zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Za dobrze im się układa. Mikey czuł, że to wszystko się zjebie. Przecież na ich drodze stał Mark, Jude i Lauren.
-Mike, chodź na dół. Trzeba dziś coś wykombinować, w końcu są mikołajki! Mam gdzieś czapkę Mikołaja. Kurde, jedźmy do sklepu, kupię jakiś drobiazg Nikoli - Blondyn miał w zwyczaju myśleć głośno.
-Spokojnie, kiedy Niki kończy pracę?
-Po 18, za długo moim zdaniem!
-Ja też muszę znaleźć pracę. I ty i Brad i Joe i Robert i Dave... - Wybełkotał.
-Jak wolisz! To jedziemy? - Zapytał jak małe dziecko.
-No chodź..

Przy małej galerii, gdzie wszędzie wisiały świąteczne lampki, świeciły sztuczne bałwany i renifery wysiedli z samochodu. Brad i Joe uparli się, że pojadą razem z nimi.
-Ja też chcę coś kupić Nikoli! I sobie też! - Krzyczał zadowolony Delson.
-A mi się nie chce siedzieć w domu z Robertem i Farrelem. Powiedzieli, że zamówią nam pizzę! - Radował się DJ.
-Ja idę do tego sklepu z biżuterią. Mike, idziesz ze mną? - Zarządził Chester.
-Jasne.
Rozdzielili się. Dave i Joe łazili bez celu po centrum, wchodząc co chwila do każdego sklepu, a Mike z Benningtonem ruszyli wybrać biżuterię swoim wybrankom serca.

~*~


-Brad, widzisz to? - Zapytał Koreańczyk przechodząc obok płyt różnych wykonawców.
-Co?
-No widzisz czy nie?!
-Ale co? - Zdenerwował się.
-Nie ma tu naszej płyty! - Zbulwersował się.
-Ale my nawet takowej nie wydaliśmy, Joe - Powiedział znudzony kupując płytę Depeche Mode.
-No i co z tego? Powinniśmy być sławni!
-No wiem! Ja tego nie rozumiem, głupi ludzie, nie lubią nas! - Krzyknął ironicznie. - Będziemy sławni, spokojnie.
-Kiedy?! Kiedy będę miał wnuki?
-Ludzie się na ciebie patrzą, bądź cicho i kup coś Nikoli albo sobie.
-Co mam jej kupić? Hamburgera?
-Tak, tak. Hamburgera - Kiwnął głową, by Hahn dał mu już spokój.
-Wiedziałem, jestem mistrzem prezentów - Bąknął zadowolony - Ej, Brad? Czemu nie ma jeszcze Świętego Mikołaja?
Delson uderzył się otwartą dłonią w twarz.
-W tym roku do niego nie idziesz, w tamtym roku zdążyłeś zrobić wystarczającego zamieszania. Uwierz, Koreańczyk, który stoi w kolejce dzieci, które sięgają mu do brzucha to nie jest codzienny widok.
-Wal się! - Zbulwersował się.



~*~

-Mike, a to? - Spytał pokazując zestaw diamentowych kolczyków i wisiorka.
-Chester, nie wiem. Ja już wybrałem prezent dla Anny, tylko ty patrzysz od 20 minut na ten sam zestaw - Jęknął.
-Ale jak to ten sam?
-Chazz, idioto. W tej gablotce jest sześć takich samych zestawów, a ty się na nie gapisz i pytasz mnie, który wybrać.
Blondyn patrzył to na Mike'a, to na gablotkę.
-Właśnie tak się dziwie, że w tak obszernym sklepie jest tylko jeden zestaw...
Bennington podszedł do następnej wystawy. Shinoda zaśmiał się i jeszcze raz popatrzył na naszyjnik, który podaruje Annie. Chciał, aby był to wyjątkowy prezent, ale kompletnie nie umiał wybrać tego najpiękniejszego, więc zdecydował się na złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie błękitnej kulki i złoty pierścionek.
-Wróciłem! Znalazłem! Mam! Spodoba się jej! - Pokazał mu prezent. - Zajebisty, co nie?
-Ale to ten sam zestaw...
-Dobra, cicho spodobał mi się od tych 20 minut patrzenia.
Poszli zapłacić za zakupy i skierowali się do fast-fooda. Zamówili po kebabie i usiedli.

-Mike, już 17:30! Nikola zaraz kończy pracę!
Czerwonowłosy skończył spożywać kebaba i wstał od stołu.
-Dobra, chodźmy do auta.
W tym czasie zadzwonił do Brada, by razem z Joe przyszli na parking.
Wsiedli do samochodu i ruszyli pod kawiarnię.

Czarnowłosa stała już pod wejściem. Podbiegła do Chestera, który wysiadał z auta i mocno go przytuliła.
-Chazz, tęskniłam - Wyjąkała.
Blondyn uśmiechnął się i pocałował ją w głowę.
-Mam dla ciebie prezent, ale to w domu.
Oderwał się od niej i zaczął prowadzić do samochodu, ale nagle się zatrzymała.
-Muszę ci coś powiedzieć - Oznajmiła spoglądając w stopy.
-Co takiego? - Dodawał jej otuchy uśmiechem.
-Ale to też w domu.
Objął ją i wsiedli do auta.
-Niki! Mam dla ciebie płytę Depeche Mode! - Powitał ją.
-Oo, dziękuję! A z jakiej to okazji?
-Dziś mikołajki!
-Cholera, ja nic wam nie kupiłam - Przygnębiła się.
-Nie martw się, niczego nie chcemy - Mike spojrzał na nią w lusterku.
-Ale to niesprawiedliwe, wydajecie na mnie pieniądze, choć zaczęłam już pracę.
-Niee maaruuuudź. Zrobimy sobie małą imprezę mikołajkową.
-No dobra, ale pozwolicie mi zrobić wam prezent na Boże Narodzenie. Zgoda?
-Może... - Mruknęli.
-Ej! Bo nie przyjmę waszych prezentów.
-No zgoda, ale obiecaj, że to nie będzie drogie - Wtrącił Bennignton.
Mruknęła i położyła głowę na szybie. Nie wiedziała czy mówić Chesterowi o dzisiejszym zdarzeniu. Przecież on też mógł mieć z tym coś wspólnego.


~*~


-Przyjechali! Przyjechali! Przyjechali! - Dave dał znak Robertowi. - Szybko zakładaj tę czapkę cwelu!
Zdezorientowany Rob w stroju Św. Mikołaja schował się za fotel równocześnie zgaszając światło.
Farrel ze wścibskim uśmiechem ukrył się za kanapą.
Drzwi otworzyły się, a do domu wpadły wąskie smugi światła z latarni.
-Gdzie te cioty? - Mruknął Chazz.
-Pewnie poszli spać albo są na górze - Shinoda zapalił światło.
-Ale mieli zamówić pizzę! Powiem Świętemu Mikołajowi, żeby nic im nie dawał na Boże Narodzenie, bo są idiotami! - Zbulwersował się Joe siadając na fotelu, za którym skrywał się Rob. Siedzenie przesunęło się, przez co Bourdon był ściśnięty.
-To ja zamówię tą pizzę - Brad wyjął komórkę i wszedł do kuchni.
-Nikola, miałaś mi coś powiedzieć jak będziemy w domu - Blondyn szepnął jej do ucha.
-Ho, ho, ho!!! - Robert wyskoczył zza fotela. - Jestem Mikołajem i przyszedłem was powiadomić, że jesteście niegrzeczni i nie dostaniecie prezentów ani dzisiaj, ani w święta!
-Tak, Mikołaju? No to szkoda! - Roześmiał się Chester.
-Aby sprawić, abym ja podarował wam prezenty musicie wreszcie zacząć czcić pana Farrela i wielmożnego pana Roberta Bourdona!
-Oczywiście! Tylko pan Dave Farrel jest równie świetnym człekiem na tej planecie! Odważę się powiedzieć, że nawet we Wszechświecie! - Basista wyskoczył z kapturem na głowie.
-To mój elf! Tak naprawdę jest prawie najlepszym człowiekiem na Plutonie, ale dajmy mu się cieszyć chwilą świetności na Ziemi, gdzie rządzę ja! - Wtrącił się Bourdon.
Chester zdjął czapkę "Mikołajowi" i sam ją sobie założył.
-Idź się leczyć wielmożny panie Robercie Bourdon - Zaśmiał się.
-Wy idioci! Mieliście zamówić pizzę! - Warknął Joe.
-Teraz ja muszę zamawiać! - Dołączył Brad.
-Super, bądźcie cicho, ja idę do Anny, będę za jakąś godzinę - Wyszykowany Mike opuścił dom.
Hahn gwizdnął z zachwytu.
-Zakochany Mike, ech. Nie widziałem takiego Mike'a od... Nigdy go takiego nie widziałem - Stwierdził Joe.
Obrażony Bourdon usiadł na podłodze.
-Co robimy w Wigilię? - Zmienił temat - Powinniśmy już stawiać choinkę moi drodzy!
-Tak szybko? - Czarnowłosa się zdziwiła.
-No tak. Przecież w większości domów po Święcie Dziękczynienia staje już choinka. Pomińmy temat, że w centrach handlowych roi się od tych ozdób. Aż chce się rzygać! - Perkusista symulował odgłos wymiotów.
-Ty tak nie świętowałaś? - Zapytał Chazz.
-W domu dziecka Święta były naprawdę ważne, lecz nie świętowaliśmy ich w sposób amerykański, ale bardziej angielski i słowiański. To dlatego, że nauczycielki i wychowawczynie pochodziły z tamtych stron. Pokoje stroiliśmy w mikołajki, wycinaliśmy śnieżynki i przyklejaliśmy na okna, ale dopiero kilka dni przed Wigilią stawialiśmy choinkę. Wieszaliśmy jemiołę, a na stole kładliśmy sianko. Na kominku zazwyczaj wisiały skarpety, do których wsadzano słodycze. Dwudziestego czwartego grudnia czekaliśmy na pierwszą gwiazdkę i dzieliliśmy się opłatkiem, potem zasiadaliśmy do stołu, gdzie było przygotowanych 12 potraw. Śpiewaliśmy kolędy, rozmawialiśmy, to był chyba najlepszy czas w roku. Potem przychodził czas na prezenty od dobrodusznych ludzi. Często też, gdy pani z Anglii przechwytywała dowodzenie łamaliśmy kość z indyka. Osoba, która miała największą część kości myślała życzenie i jako bonus dostawała czekoladę. Choinka stała dosyć długo, po Nowym Roku dopiero zajmowaliśmy się rozbieraniem drzewka. Po Świętach wracała szara codzienność. Ten czas był magiczny - Rozmarzyła się.
-Cóż, tutaj tak nie jest. Niedługo ludzie zaczną stawiać te ozdoby świąteczne w czerwcu! - Krzyknął Brad.
-To bardzo możliwe, nie lubię tego - Mruknęła.
-Zmieńmy nasze Święta! Żeby były takie magiczne, jak mówi Niki. Wydają się być bardziej atrakcyjniejsze! - Zarządził Joe. - A Nikola nam w tym pomoże!
-Wiesz, to chyba dobry pomysł - Blondyn objął dziewczynę.
-Dobrze, ale to idzie na waszą odpowiedzialność.
-Zgoda! - Oznajmili chórem, po czym roześmiali się.
Usłyszeli pukanie. Delson popędził po pizzę.
-Niki? - Szepnął Chester.
-Tak?
-Chodź na górę, mam prezent.
Zarumieniła się i podążyła za nim. Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka jego pokoju.
Z małej torebki wyciągnął pudełeczko.
Nikola otworzyła je i mocno go przytuliła.
-Jest piękny. Sam wybierałeś?
-Oczywiście, z godzinę stałem i się zastanawiałem! - Położył ręce na jej biodrach.
-Dziękuję kochany, ale nie musiałeś.
-Wiem, ale bardzo cię kocham i chcę, aby ten wisiorek to symbolizował.
Pocałował ją w szyję.
-Ty też miałaś mi coś do powiedzenia.
-Nie ważne.
-Ale mów, to na pewno nic takiego.
-Założysz mi? - Zmieniła temat.
Zaczepił łańcuszek i znowu musnął ją w szyję.
-No to co chciałaś mi powiedzieć? - Usiadł na łóżku.
-Dobra, ale nikomu nie mów, jasne?
-Jak słońce.
-Jak pracowałam, do kawiarni przyszedł ojciec Mike'a i Jude - Wychrypiała.
Spojrzał na nią przerażony.
-Chazz, czy wy coś ukrywacie? - Spytała bliska płaczu.
Wstał i objął ją.
-Cśii, nic się nie stało. - Otarł jej łzy - To co, idziemy na pizzę?
Kiwnęła głową.
Wrócili na dół, gdzie Joe fascynował się opowieścią Nikoli.
-Nie mogę się doczekać Świąt!
Usiedli na kanapie chwytając kawałek pizzy.
-Nikola, opowiedz coś jeszcze! - Prosił Hahn.
-Ale ja opowiedziałam tyle ile pamiętam z przeszłości. Nigdy nie interesowałam się ich kulturą, więc nie wiem. Jeśli coś mi się przypomni, to ci powiem - Oznajmiła z uśmiechem.
-Kurde, ale zajebiście będzie. Ten rok jest najlepszym naszym rokiem! - Cieszył się Dave.
-Tak, zdecydowanie najlepszym - Mruknęła do siebie.




______________________

Kurwa, nie umiem robić zakończeń xDD
* Linkin Park - She Couldn't

We wtorek napisałam ten szitowy rozdział w dwie godziny, brawo xD
Teraz pewnie dopiero rozdział w Boże Narodzenie xDDD
Albo jak mnie wena złapie to nawet przeed xD
wykąpałam się z dziennikiem i wyszłam z nim na spacer xDDDDDDD
Komentujcie xD I jeśli znajdujecie jakikolwiek błąd to piszcie xD
Tak wiem, powtarzam wyrazy.
Tak wiem, nie stawiam przecinków.
To jest moja zmora od zawsze :O

Ten rozdział jest chyba najdłuższy ze wszystkich poprzednich, dżizas XDD
Chciałam jeszcze dodać scenkę z Anną i Mikiem, ale nie chciało mi się i nie mogłam nic wymyślić XD
Wybaczcie mi to ;_;
Wesołych mikołajek xDDDDDD