piątek, 29 stycznia 2016

Epilog - Chester Bennington



 Zatrzymał samochód przy cmentarzu.
Wyłączył radio, w którym grała jakaś smętna ballada. Westchnął, poprawiając okulary i wyciągając znicz z torby.
To już pięć lat.
Poczuł ukłucie w sercu.
Wciąż za nią tęsknił.

 Telefon zaczął wibrować. Wyjął go z kieszeni i wcisnął zielony przycisk, by odebrać połączenie od Lauren.
-Cześć, kochanie - kąciki jego ust automatycznie powędrowały w górę.
-Cześć, tęsknię, wiesz? - Usłyszał.
-Ja też bardzo tęsknię. Cieszę się, że jutro wracasz - mówił, głaszcząc kierownicę.
-Ja też, Chazz, ja też. A jak mały?
-Anna z Mikiem go na dziś przygarnęli, muszę pozałatwiać parę spraw na mieście. Mam dla ciebie niespodziankę z okazji naszej rocznicy!
-Pamiętałeś!
-Ja bym zapomniał?
-Chazz, muszę kończyć, mam następną terapię, zadzwonię wieczorem, pa - Rozłączyła się.

Pięć lat.

 Rzucił telefon do schowka i zmrużył powieki. Ciągle widział wypadek.
Byłaby tu.
Otarł łzę i wyszedł z pojazdu.
Otworzył bramę cmentarza i wolnym krokiem skierował się do ostatniej alejki.
 Od jej śmierci wszystko się zmieniło. Stracił cały świat, ale potem go odzyskał. Jego przyjaciele nie pozwolili mu się załamać. Skutecznie powstrzymali go od samobójstwa.

Pokochał Lauren.

Obiecał sobie, że nigdy nikogo nie pokocha. Że zostanie sam, aż do zasranej śmierci. Jednak Nikola by tego nie chciała.
Nie było dnia, w którym o niej nie myślał.
Stanął przy jej grobie, powoli odczytując napis.


Nicole Emilly Harrington
Żyła lat 19
Zmarła śmiercią tragiczną 23 marca 1997 roku


-Zostawiłaś mnie - wybełkotał. Poczuł słone łzy na ustach. - Myślałem, że się z tym pogodziłem... Cholera... Nie obwiniam już siebie ani Sykesa. To musiało się stać, nie mogliśmy na to wpłynąć - jego słowa wplątywały się w wiatr. - Z biegiem czasu zrozumiałem, że takie już było nasze przeznaczenie. Okropne fatum, które wisiało nad naszymi głowami od zawsze - Schylił się i zapalił znicz.

  Rok po jej śmierci znów trafił do ośrodka. Tym razem spędził tam całe pół roku, starając się wyjść z tego gówna. Dał radę. Miał wsparcie przyjaciół.

 Dwa lata po jej śmierci ich zespołem zainteresowała się wytwórnia, otwierając im drogę do kariery. Budował swoje życie na nowo, starając się nie upaść. Otworzył się na ludzi, odnowił kontakt z Lauren.

 Trzy lata po jej śmierci wyjechał w trasę koncertową. Pokochał to. Zaangażował się w muzykę całym sobą.
Okazało się, że Lauren jest w ciąży. Pobrali się i założyli szczęśliwą rodzinę.

 Cztery lata po jej śmierci wyjechał w następną trasę koncertową i rozpoczął pracę nad nową płytą. Ludzie uwielbiali ich muzykę, a on uwielbiał ich. Poczuł smak szczęścia, prawdziwego szczęścia.

 Pięć lat po jej śmierci wrócił do Los Angeles.

Zatrzymał się.
Wspominał wszystko.

Jak wszedł do pokoju, w którym odbywała się terapia, i ujrzał ją.

Wspominał ich pierwszą rozmowę, pierwszy pocałunek.
Otwieranie się Nikoli, by zaraz potem znowu się zamknąć.

Tęsknił za nią, tęsknił, tęsknił, tęsknił.


Pamiętał przeprowadzkę.
Myślał, że tak będzie zawsze.
Że stworzą szczęśliwą rodzinę.


To nie było im pisane.



 Podjeżdżając pod dom Mike'a, widział ogromne zamieszanie. Tłum ludzi obserwował, jak karetka zabiera ciało w czarnym worku.


 Nie myślał wiele, kiedy wyszedł z samochodu i podbiegł do całego zdarzenia. Zaczepił pierwszego lepszego przechodnia.
-Przepraszam. Czy wiadomo kim był ten człowiek? - Nie wiedział, czemu to zrobił. Obawiał się czegoś, co w sumie wydawało się nierealne.
-Pan Sykes - Kobieta odpowiedziała obojętnym głosem.



  Zrobił to.


Chester wziął głęboki oddech, przepychając się przez ludzi.

Czuł wyrzuty sumienia. Nie darzył go szczególną sympatią, jednak obudziła się w nim chęć pomocy.

Było już o wiele za późno.

Wsiadł do samochodu, uspokajając oddech.
On sam był blisko tego.
Skończenia swojego życia.



Nie starczyło mu odwagi i nie potrafiłby tego zrobić swoim przyjaciołom.

























sobota, 23 stycznia 2016

Epilog - Oliver Sykes

Pięć lat.

Przez pieprzone pięć lat starał się normalnie funkcjonować.
Nie potrafił.
Nie potrafił znieść świadomości, że to jego wina.
Tylko i wyłącznie jego wina.

Pojawił się.
Rozjebał jej życie, chciał ją wyłącznie dla siebie.
Przez niego  zginęła.

Przez pierwsze tygodnie po jej śmierci nie wyszedł z domu ani razu.
Nie miał na nic siły.
Nie jadł, praktycznie nie spał.
Leżał na łóżku, wgapiając się w sufit. Nie docierało to do niego.
Nie zjawił się na pogrzebie.
Nawet nie wiedział, kiedy się odbył.

Kompletnie się odizolował.

Kilka razy ktoś próbował się do niego dobijać.
Nie otworzył.

Z domu wyszedł dokładnie piętnaście dni po jej śmierci.
Za resztki pieniędzy kupił zapas pożywienia i rozmówił się z właścicielem mieszkania.
Musiał je opłacić, jednak kompletnie nie miał z czego.
Mężczyzna rozumiał jego sytuację. Załatwił mu tymczasową pracę.

Z trudnością wstawał codziennie o szóstej i jeździł w obce miejsca, by remontować mieszkania.
Dawało mu to szansę, by choć na chwilę o niej zapomnieć.


Dokładnie rok po jej śmierci poznał Hannah.
Urocza dwudziestolatka, która pomogła mu wyjść z depresji.
Początkowo traktował ją na dystans, potem jednak zrozumiał, że ona jest jego nowym sensem życia.


Dwa lata po jej śmierci znowu zamknął się w sobie.
Nie dopuszczał do siebie nikogo.
Jednak Hannah dzielnie znosiła jego humory i nie pozwalała, by zostawał sam.


Trzy lata po jej śmierci wyznał Hannah miłość.
Zamieszkali razem.
Zaczął rozwijać swoją pasję, wspierała go w tym.
Założył zespół.
Osiągał swoje małe sukcesy, grając w pobliskich pubach.
Uwierzył, że ułożył swoje życie na nowo.


Cztery lata po jej śmierci pobrali się.
Rozpoczęli budowę domu na obrzeżach miasta.
Jego zespół wydał płytę, która okazała się sukcesem.
Uwierzył, naprawdę uwierzył.




Pięć lat.

Spojrzał na puste butelki po alkoholu i zaniósł się szlochem.
Hannah wyprowadziła się wczoraj wieczorem.
Opuściła go.
Zostawiła samego.
I to była jego wina.
Uderzył ją.
Uderzył, gdy powiedziała, że czas zapomnieć o Nikoli.
On nie chciał.
Zobaczył jej łzy.
Uderzył ją, pierwszy raz.



Nie potrafił.
Nie potrafił żyć z tą świadomością.
Przyglądał się pistoletowi w jego dłoni.
Przyłożył broń do głowy.

Strzelił.




_____________________

Em, cześć?

Trochę obawiam się tu pojawiać, zabiłam Nikolę, cały epilog miałam dodać w grudniu, a dodaję teraz w dodatku tylko jednego bohatera... Nie zabijajcie mnie, chcę żyć.

Zanim zabrałam się do pisania tego epilogu, postanowiłam przeczytać ten blog od nowa.
Pierwsza i główna myśl brzmiała "co za gówno"
Druga "kto to czyta".
I dlatego Was podziwiam, przetrwać przez ten przewidywalny i typowy szajs na początku, żeby zaczęło się dziać coś ciekawego.
Serio, szanuję.


Teraz kilka słów o całym zamyśle tych epilogów.

Nie będą zbyt rozbudowane, będą raczej tego typu, długością też nie będą grzeszyć.
Generalnie pisanie tego zajęło mi dokładnie dwadzieścia osiem minut.

Wiem, że bardzo mało Was tu zostało, ale proszę o komentarze.
No to ten, do zobaczenia!

sobota, 24 października 2015

"To nie był sen"

32


Otworzył oczy.
To nie był sen.

Z trudem wstał z łóżka, w którym niedawno spał z Nią.
Upadł na kolana pomiędzy pustymi butelkami wódki. Krzyczał.
Kochał Ją. Cholernie Ją kochał.
I musiał pogodzić się z Jej stratą.
Uderzył rękoma w podłogę. Odłamki szkła wbiły się w skórę.
Nie panował nad sobą.
Gdy zamykał oczy, widział wypadek.
To była jego wina.
Płakał.
Słyszał jej śmiech. A następnie krzyk.
Nie zasługiwała na śmierć.
On powinien umrzeć.

Czemu los odebrał Ją, chociaż  była tak dobra?


Pamiętał.
Mieli być już razem.
Przecież szło tak dobrze.


W rogu pokoju leżały jej ubrania. Na biurku świeczki, których zapach uwielbiała. Dzień wcześniej zapaliła je, uśmiechając się uroczo.
Wyciągnął rękę ku wspomnieniu.
Krztusił się łzami.

Nie ma Jej tu.



~*~


-Pan jest z rodziny poszkodowanej? - Usłyszał.
Wstał z zimnej podłogi, stając przed lekarzem.
-Jestem narzeczonym - odpowiedział, wycierając łzy.
-Stan pani Harrington jest... Bardzo zły. Szanse na przeżycie są nikłe... Jeśli jednak jakimś cudem przeżyje, będzie sparaliżowana od pasa w dół.

Zdawał sobie z tego sprawę.
Nie tracił nadziei.
Chciał, by żyła.

-Czy... Mogę ją odwiedzić?

Mężczyzna kiwnął lekko głową.

Uchylił drzwi sali.
Widząc Ją, następne łzy spłynęły po jego polikach.

Szanse na przeżycie są nikłe.

Dźwięk maszyn przypominał mu pisk samochodu.

Dławiąc się, podszedł do szpitalnego łóżka.
Wydawała się taka drobna.
Bandaż, który zakrywał połowę jej twarzy, był zakrwawiony.

-Odezwij się. Błagam. Kocham Cię - wyszeptał, klękając przy szpitalnym łóżku.
Złapał Ją za posiniaczoną dłoń.
-Kocham cię najbardziej na świecie...
To... To nie miałaś być ty... T-to ja powinienem teraz tu leżeć. To ty pomogłaś odnaleźć mi mój sens życia. Ty byłaś sensem mojego życia. Wciąż nim jesteś i zawsze będziesz. Gdyby nie ty... Pewnie dawno bym już leżał gdzieś zaćpany w rowie.
W ostatnim czasie stoczyłem się... Nienawidzę siebie za to, że cię zostawiłem. Nie poddawaj się. Będę z tobą mimo wszystko.

Przerwał, spoglądając na nią z nadzieją.
Że otworzy oczy.
Że ściśnie dłoń.

Ciszę zagłuszał tylko pisk maszyn i jego głośny szloch.

-Nie chcę oglądać twego imienia wyrytego w marmurze! - krzyknął.

Ale ona wciąż nie odpowiadała.

A wtedy jej serce przestało bić.

~*~

-Będziemy jedną, wielką, wspaniałą rodziną! - ekscytował się Mike.
Anna uśmiechała się pobłażliwie, głaszcząc się po jeszcze szczupłym brzuchu.
-Nikola będzie chrzestną! A Brad chrzestnym! Wyobrażasz sobie Roba jako dobrego wujka? Boże, Ann, jestem taki szczęśliwy! - Ucałował ją w czoło, a ona roześmiała się.
-Wiem, Mike, widzę! Spokojnie, jeszcze będzie czas na planowanie!
-Ale ja już mam taki super plan na pokój mojego małego Shinody!
-Albo małej! - wtrąciła.
-Ja czuję, że to będzie chłopiec!
Pokręciła głową i odsunęła się od Michaela.
Nagle w jego kieszeni zawibrował telefon.
Zmarszczył brwi, kiedy ujrzał numer Chestera. Serce podskoczyło mu do gardła, ale szybko odebrał połączenie.
-Halo, Chester? - zapytał zaniepokojony.
Po drugiej stronie słuchawki słyszał płacz.
-Halo? Wszystko w porządku?
Nie miał z nim kontaktu przez długi czas. Obawiał się o niego.

-Mike. Ona nie żyje.
Wiedział, o kogo chodzi.

-Przyjedź do szpitala. Błagam.

Nim zdążył zareagować, Bennington rozłączył się.
Przez chwilę stał i ślepo wpatrywał się w Annę.
Gorące łzy zleciały po jego twarzy.
-Co się stało? - spytała i otarła jego łzy.
-Nikola nie żyje.
Wtuliła się w niego, płacząc razem z nim.

________

Mówiłam, że nie będzie hepiendu? Mówiłam?!

Jeszcze epilog i koniec tego gowna, z którym jestem niesamowicie związana.
Wybaczcie za długość tego rozdziału, ale nie byłam w stanie napisać więcej.

Trochę mi smutno było to pisać XD

Od razu mówię, że nie wiem kiedy będzie epilog.
Będzie wymagał ode mniee wielkieego zaangażowania, bo będzie przedstawiał dalsze życie prawie każdego bohatera z Powerless.
Oprócz Nikoli, bo ona już ded XD
No i oprócz tych blondynek z początku tego bloga, ktoś je jeszcze pamięta? XDDD

Ja idę nadrabiać zaległości na blogach (a następnie uczyć się chemii), a Was zapraszam na mojego drugiego bloga!
Zaglądajcie na niego, w końcu na pewno założę bloga o Linkinach!

Komentujcie!

piątek, 14 sierpnia 2015

"Przestanę, rozumiesz?"

31


 Zapukał delikatnie do drzwi gabinetu. Gdy zobaczył Annę, od razu się uśmiechnął.
Uwielbiał ją. Jej delikatne zmarszczki przy uśmiechu. Pełne szczęścia oczy.
Wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Objął ją i czule pocałował.
-Cześć, skarbie - szepnął.
-Hej, wreszcie jesteś - Pocałowała go w policzek i usiadła przy biurku.
-Stało się coś? Tak nagle kazałaś przyjść - spytał zaniepokojony.
Uśmiechnęła się słabo i upiła łyk herbaty.
-Ann, mów.
-Powinieneś przyjść na kontrolę z Pikusiem - powiedziała oficjalnie i napisała coś na kartce papieru.
-Jesteś poważna? - Zaśmiał się.
-Dawno z nim nie przychodziłeś, znając wasze drogi spacerów, pewnie ma już kleszcza - ciągnęła.
Pokręcił głową i podszedł do niej.
-Kocham cię. A teraz powiedz o co chodzi - bąknął.
Popatrzyła na niego z powątpiewaniem i uśmiechnęła się.
-Jestem w ciąży, Mike.
 Przez chwilę nic do niego nie docierało. Złapał się za głowę i westchnął.
-Będziesz tatą - szepnęła, obawiając się reakcji.
Na jego twarzy zawisł wielki banan. Roześmiał się i przytulił ją najmocniej, jak potrafił.
Cieszyli się oboje. W oczach kręciły mu się łzy.
Będzie tatą... 




~*~




Wiecie jak to jest, kiedy cały świat się zatrzymuje? Kiedy nie liczy się nic, oprócz jednej osoby?
Wiecie jak trudno odrzucić chęć rzucenia się w ramiona tej osobie?
Tak właśnie czuła się Nikola, bacznie obserwując blondyna. Wszystko wokół nich jakby zamarło. Liczyły się tylko jego ciemne, puste oczy.
Próbowała spojrzeć na niego najbardziej pogardliwie jak potrafiła, ale czuła łzy, lecące jej po polikach.
Powoli zbliżał się do niej, a jej jeszcze bardziej biło serce.
To wydawało się dla niej nierealne.
W ostatnim czasie wszystko stało się tak szybko, nawet nie zauważyła, że Oliver zajął miejsce Chestera.
Myślała, że przywykła. Że wszystko zrozumiała i zaakceptowała.  Nogi miała jak z waty, pragnęła do niego podejść, powiedzieć mu, jak bardzo za nim tęskniła.
 Stanął przed nią, gibiąc się. Dotykał jej twarzy, szyi, dłoni. Nie wiedział, czy to ona.
Nie mógł sobie ufać. Jej dotyk, zapach był tak odległy. Musnął jej wargi.
Poczuł słony smak łez.
Były prawdziwe.
Ona tu była.
Objął ją i pogłębił pocałunek.
Odzyskiwał świadomość, ale nie obchodziło go to, że są w pracy czarnowłosej. Delektował się każdą sekundą jej obecności.
Potrzebował jej. Kochał ją najbardziej na świecie i żałował każdego słowa, czynu, które zrujnowały ich związek.
Dotknęła jego polika i oderwała się.
Mgła, która zasłaniała mu widoczność, zniknęła.
Postać Nikoli wyostrzyła się.
Rozpłakał się jak małe dziecko.
Stała nieruchomo, nie wiedząc co zrobić.
-K..kocham... kocham cię - wybełkotał.
Rozejrzała się po kawiarni. Ludzie nie spuszczali z nich wzroku. Wzięła głęboki oddech i wyprowadziła go na zewnątrz.
Patrzył na nią załzawionymi oczami, a ona z trudem zmuszała się do przemówienia.
-Chester ja... - zaczęła, ale on znowu ją objął.
-Ja wiem, że ja cię skrzywdziłem, że zawiodłem wszystkich, ale ja przestanę. Naprawimy to. Wszystko zaczniemy od nowa - szeptał.
Znów połączył ich wargi, ale Nikola nie odwzajemniła pocałunku.
Puścił ją i wbił wzrok w buty.
-Ale ty masz Olivera, prawda?
-Chazzy, to nie tak... - mruknęła.
-A jak? - Pociągnął nosem, patrząc na nią jak skarcone dziecko.
-Ciągle coś do ciebie czuję, ale...
-Ale jesteś skończonym kretynem, ćpunem, alkoholikiem i nie umiesz docenić tego, co masz - Zza rogu wyłonił się Oliver. Mrożącym wzrokiem spoglądał to na mężczyznę i czarnowłosą.
Nikola odsunęła się od nich, coraz bardziej zbliżając się do ulicy. Zjawił się w złym miejscu i w złym czasie.
-Odpierdol się od niej - warknął Sykes, podchodząc do Nikoli.
Bennington cofnął się o krok, ale był gotów do ataku. Miał ochotę uciec, lecz chciał walczyć. Odzyskać ją.
-Ona nie chce cię znać! - krzyczał brunet.
Był wyższy od niego. Mark miał rację. Sykes mógłby zabić go jednym ruchem. Przez chwilę poczuł strach, który zmienił się w adrenalinę.
-Gdybyś ją kochał, nigdy w życiu byś jej nie pobił! - wypominał mu.
Przed oczami zobaczył noc, w której podniósł na niej rękę. Był naćpany. Przez Marka. Pragnął skulić się pod natłokiem wspomnień.
Poczuł mocne kopnięcie w brzuch. Upadł, a ustami wypluł krew. Nim zdążył upaść, Oliver zadał kolejny cios. Słyszał stłumione krzyki Nikoli i warknięcia Sykesa.
Zasłużył na to. Dobrze o tym wiedział.
Brunet odszedł od niego, a on zmusił się do otworzenia oczu.
Ujrzał jak ciężarówka uderza w drobne ciało Nikoli.





___________________________________

NIE ZAPIERDALAJCIE MNIE JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ I EPILOG, ALE NIE ZAPIERDALAJCIE MNIE.
Przepraszam, że rozdział taki krótki i po długim oczekiwaniu. Na Lose Control pewnie też coś dodam jeszcze w tym tygodniu.
Więc, na razie hepiendu nie ma, ale jeszcze wszystko możliwe.
Jeżeli są jakieś błędy to napiszcie.
A i jeżeli któraś z Was chce mieć ze mną jakiś kontakt, to zapraszam na aska, tam podam fejsika.
No nic.
Idę pisać dalej.






niedziela, 14 czerwca 2015

"Boże, jesteś do niego tak podobna!"

30

Rozglądała się po szerokim pomieszczeniu. Postacie w obrazach  na szarych ścianach czujnie się jej przyglądały. One też się jej tu nie spodziewały. Meble były nowe i pokryte grubą warstwą kurzu. Czuła, jak kropelki potu osadzają się na jej czole. Jude upuściła szklankę. Milion kawałków delikatnego szkła przewracało się po panelach. Kobieta przeklęła pod nosem i podniosła roztrzaskaną szklankę. Uśmiechnęła się delikatnie do czarnowłosej i wróciła do gotowania. Próbowała zacząć rozmowę, ale Nikola nie odważyła odpowiedzieć. Pod nos postawiła jej herbatę i ciastko. Usiadła naprzeciwko.
-Chciałabym cię przeprosić i zacząć z tobą wszystko od nowa - powiedziała.
Nikola powstrzymała się od prychnięcia śmiechem.
-Że niby mam rzucić ci się na szyję i cieszyć się, że łaskawie poznałaś swoją córkę? Kocham cię mamusiu? - warknęła zirytowana i odsunęła filiżankę z herbatą. Jude przełknęła łzy i dotknęła jej dłoni.
-Przez tyle lat cię szukałam...
Gdyby nie oddała jej do adopcji, mieszkała by teraz razem z nią. Nie zaznałaby zła świata i chodziłaby z nią na zakupy, gotowałyby razem i byłyby jak przyjaciółki.
Ale nie są.
Bo wszystko zniszczyła.
-Bałam się, że sobie nie poradzę bez Roberta. Że będzie mi ciebie przypominał.ę Myślałam, że tam będzie ci lepiej... - bełkotała, zalewając się łzami.
-Ale nie było - syknęła stanowczo i wybiegła z domu, zostawiając kobietę samą.
Chciała ją, kurwa, tylko przytulić.

~*~


Przechodził obok domu Mike'a. Skończył pierwszą zmianę i postanowił iść do kawiarni. Przez chwilę chciał odwiedzić chłopaków, ale jedna cząstka Olivera chciała, by skończyć z tą znajomością.
Szedł dalej. Pragnął kolejny raz zasmakować ust Nikoli i opowiedzieć jej, jak było w pracy.
Uśmiechnął się na tą myśl. Kochał ją i marzył, by była tylko jego. Przeczesał włosy i wkuł wzrok w mężczyznę, który siedział skulony na ławce.
Podszedł do niego.
-Ej, wszystko w porządku? - spytał niepewnie.
Blondyn spojrzał na niego załzawionymi oczami.
-Chester?! - Oliver pożałował, że zatrzymał się przy nim.
Bennington oddychał głośno i nierównomiernie. Z kieszeni jeansów wystawały mu pieniądze. Płakał.
-Ty skurwielu - warknął przez zęby i uderzył Olivera pięścią w nos. Zakręciło mu się w głowie. Poczuł ból i strumienie krwi, lecące z nosa. Upadł centralnie w błoto.
Chester kopnął go jeszcze kilka razy w brzuch i odbiegł.
Sykes ledwo dyszał. Próbował się podnieść, ale wszystko go bolało.
Stęknął i powoli wstał.
Plunął krwią i oparł się o ławkę.
-Pieprzony Chester - wybełkotał.
Odczekał chwilę i ruszył do sklepu po pączki, zupełnie ignorując pełne odrazy spojrzenia ludzi.
Pierdolę was wszystkich, pomyślał. Dał pieniądze kasjerce i chwycił ubrudzonymi błotem i krwią rękoma pudełko pączków.
Ruszył do domu.
Czyli Chester nadal woli narkotyki od Nikoli i obwinia Sykesa za jej odejście.
Od początku nie darzył wokalisty zbytnim uczuciem. Chciał się go pozbyć, ale nie musiał się zbytnio wysilać. Bennington sam spieprzył sobie życie.
Otworzył drzwi od mieszkania, modląc się, by czarnowłosa nie wróciła jeszcze do domu.
-Oliver? - usłyszał jej melodyjny głos. Westchnął i zaczął wymyślać sobie wymówkę.
Gdy go zobaczyła, zakryła usta dłonią. Uśmiechnął się i pokazał jej pudełko.
-Mam pączki! - krzyknął.
-Cholera, co ci się stało?!
-Kupowałem pączki! - skrzywił się, kiedy ból się nasilił.
-Musiałeś w tym celu się pobić i wpaść w błoto? - spytała zdenerwowana i zaczęła wyjmować apteczkę.
-To jedyna droga do Królestwa Pączków, gdzie odniosłem zwycięstwo nad....yyy... Okrutnym Księciem Piramidy  Żywienia.
Czarnowłosa wybuchnęła śmiechem, a Sykes odetchnął z ulgą.
-No dobrze, dzielny sir Oliverze, idź do łazienki, zaraz cię opatrzę.
-Tak, pani - Dał Nikoli paczuszkę, a następnie pobiegł do łazienki.
Jego celem było, by zapomniała o Chesterze. Chyba wygrywał.


______________________________________


Nie zabijajcie mnie.
Wracam po długiej przerwie z takim krótkim gównem...
Ale cóż.
Wyszłam z wprawy, musiałam przez to przebrnąć. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Następne rozdziały będą lepsze!
Powoli zbliżamy się do końca. Będzie mi ciężko rozstać się z tą kupą błędów i taniej fabuły, ale... też z Wami.
Znaczy nie odejdę z Bloggera, ale zdaję sobie sprawę, że część z Was nie czyta mojego drugiego bloga, TO MNIE BOOOLIII XD.
Dlatego cholernie zapraszam na mój drugi blog, gdzie nie ma Linkinów, za to jest Sykes i porypana fabuła, ale proooszę. Chociaż przeczytajcie i powiedzcie czy Wam się podoba. Nie chcę tracić ze wszystkimi kontaktu.

http://just-to-lose-control.blogspot.com/

Okej, teraz rozdziały na Powerless nie będą regularnie, a następny rozdział przewiduję w lipcu, a koniec bloga w sierpniu/wrześniu.

No to, papa.

Nie będzie hepiendu, Oliwio...











wtorek, 5 maja 2015

Krótka przerwa.

Wbijam tutaj z informacją.
Mianowicie zarządzam krótką  przerwę od pisania. Muszę na razie wszystko ogarnąć i poczekać na wenę.
Nie mam czasu, kiedy próbuję coś napisać kompletnie mi nic nie wychodzi ;-;
Jakoś w czerwcu, pod koniec, powinnam coś dodać na Powerless.
Poza tym liczba komentarzy jest taka no licha.
4 komentarze to taka mała motywacja, tak samo z wyświetleniami.
No nic, mam nadzieję, że to się zmieni.
Do zobaczenia.


sobota, 18 kwietnia 2015

"Walcz. Dla Chestera, dla Nikoli, dla chłopaków, dla mnie..."

29


Widział jak zasypia. Czuł jej niespokojny oddech. Krzyczał, ale w pokoju nadal panowała głucha cisza. W pomieszczeniu znowu pojawiły się kosmetyki i panował mały bałagan, ale coś nie pasowało. Nie leżała w jego objęciach, chociaż powinna. Zbliżył się do łóżka, na którym leżały dwie osoby. Narastała w nim złość. Tylko on mógł ją tak przytulać. Widział jej błogi uśmiech, jak wtula się w wytatuowanego mężczyznę. Znowu krzyknął, ale nikt nie usłyszał. Nie mógł wykonać żadnego ruchu. Kurczył się. Jego ciało ogarnął przeszywający ból. Mrowienie na skórze, szybko przeradzające się w gwałtowne pieczenie, jakby mrówki wgryzały się w mięśnie. Płakał.

Otworzył zlepione oczy, z nadzieją, że zobaczy Nikolę. Znajdował się w obskurnym pokoju, gdzie śmierdziało stęchlizną. Zakasłał, zwijając się z bólu. Z trudem stoczył się z zakurzonego materaca i upadł nagimi kolanami na kawałki gruzu i szkła. Chwycił resztki wódki. Chwilę przyglądał się butelce i przyłożył ją do ust. Alkohol leciał palącą strugą do jego żołądka. Skrzywił się i otarł usta. Poczuł, jak jego kończyny rozluźniają się. Rzucił butlą i opuścił pokój. Nie wiedział ile tam jest. Kilka dni, miesięcy? Kończył mu się zapas narkotyków i trunków. Słońce wschodziło na niebo. Przechodząc przez niewykończony korytarz, patrzył na upitych ludzi. I pomyśleć, że byłem blisko wydostania się z tego gówna. 
Prychnął śmiechem, gdy zobaczył gibiącego się Marka.
-Bennington - Wybełkotał - Załatw kasę, niedługo nowy towar w okolicy.
Kiwnął głową, ale nie wiedział, skąd ma wytrzasnąć pieniądze. Nie pracował.
Wyszedł z "domu" i wziął głęboki oddech. Wiedział, że wyglądał co najmniej odrażająco. Pobiegł pod stare mieszkanie Mike'a. Ogarnął go strach i smutek. Tęsknił za tym.
Za nimi.
Cicho nacisnął na klamkę. Drzwi nie były zamknięte, więc ktoś był w domu. Przedostał się do kuchni i otworzył stary kubek po kawie. Shinoda trzymał tam swoje oszczędności. Wyciągnął z niego 300 dolarów. Był zdziwiony. Dał sobie uciąć głowę, że Mike zazwyczaj trzymał tam większe sumy. Usłyszał skrzypnięcie drzwi. Zamurowało go. Natychmiast schował słoiczek i zaczął przemieszczać się do drzwi. Serce biło mu jak szalone. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył psa. Pogłaskał go. Naszła go ochota na coś, czego nie powinien robić ze względów bezpieczeństwa. Miał już pieniądze, więc nie powinien się narażać. Wszedł po schodach i znalazł się w pokoju Nikoli. Nadal było w nim czuć zapach olejku różanego, który zawsze zapalała przed snem. Zamiast idealnie ułożonych książek, na półkach leżał kurz. Pamiętał jej łzy szczęścia i uśmiech, kiedy zobaczyła azyl zrobiony specjalnie dla niej. Spojrzał na łóżko, gdzie tyle razy z nim spędzała czas.Pościel była rozrzucona, jakby miała zaraz wrócić.
Przełknął gorzkie łzy i wybiegł z domu. Zacisnął pięść z pieniędzmi i pobiegł do swojego jedynego miejsca na ziemi.


~*~


Otworzyła oczy. Przez zasłonięte żaluzje dostawało się światło. Czuła ciepły oddech Olivera na karku. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Przyglądała się szarym ścianom. Chciała, by Chester choć na chwilę wyszedł jej z głowy. Wszystko, co teraz działo się w jej życiu porównywała do Benningtona. Zawdzięczała mu nowe życie. Zdjęła rękę Sykesa z odsłoniętego brzucha i wstała. Przeciągnęła się i odsłoniła żaluzje. Znów spojrzała na śpiącego Olivera. Jego tatuaże kontrastowały z białą pościelą. Promienie słoneczne pieściły jego spokojną twarz. Po cichu wyszła do kuchni i przygotowała im śniadanie. Zagotowała wodę na herbatę, gdy usłyszała ciężkie kroki. Uśmiechnęła się i odwróciła w jego stronę.
-Cześć, kochana jesteś - Szepnął i pocałował ją w szyję.
Dotknęła jego włosów i brzucha.
-Jest dopiero szósta... Ty wciąż jesteś rannym ptaszkiem - Zagryzł jej płatek ucha.
-Oli... zjedz kanapki, dobra? - Zapytała śmiejąc się.
-Po prostu bardzo cię kocham i wciąż nie wierzę, że znów z tobą jestem. Tak bardzo za tobą tęskniłem. Głupi to ma szczęście.
Zarumieniła się i usiadła przy stole.
-Zaraz muszę być w pracy - Zaczęła.
-Hm, ja znalazłem pracę jako ochroniarz w jakiejś drogerii - Mruknął bez życia - Nie chcę, byś sama płaciła za nasze mieszkanie.
Serce zabiło jej mocniej, gdy usłyszała "nasze"
Związała czarne włosy w kucyk i dokończyła kanapkę.
Cholera! Zdecyduj się z kim chcesz być i nie rań nikogo, jasne?! Kochasz Chestera czy Olivera? A może chcesz się nimi zabawić?!
Kaszlnęła i odłożyła talerzyk do metalowego zlewu. Czuła na sobie wzrok Olivera. Weszła do łazienki i ubrała się. Oczyściła twarz patrząc w lustro. Nie poznawała siebie. Wzięła głęboki oddech i opuściła pomieszczenie. Ujrzała ubranego Sykesa.
-Kotuś, ja już idę do pracy. Będę dopiero po trzynastej - Objął ją w talii i położył głowę na jej ramieniu. Delektowała się zapachem jego perfum i mocniej ścisnęła jego koszulkę.
Pocałował jej włosy i opuścił mieszkanie. Naciągnęła sweter na nadgarstki i usiadła na blacie. Wyjrzała przez okno. Śledziła wzrokiem sylwetkę Olivera. Wsiadł do samochodu i odjechał. Poczuła się jak egoistka. Wykorzystywała go, aby mieć gdzie mieszkać. Powinna stanąć na nogi i stać się niezależna. Za bardzo kochała Sykesa, żeby go opuścić. Poprawiła włosy i założyła buty na koturnie. Ominęła swoje odbicie w dużym lustrze i ubrała długi płaszcz. W kościstą dłoń chwyciła klucze i opuściła ich wspólne mieszkanie.


~*~


Rozsiadł się wygodnie na krześle i rozejrzał po małym pomieszczeniu. Spojrzał na drewniane półki, na których leżały zdjęcia.  Przeczesał czerwone włosy i spojrzał na Annę. Od razu zrobiło mu się cieplej na sercu. Miał ją.
-Dzięki, że pozwoliłaś mi przenocować - Szepnął niepewnie.
Uśmiechnęła się szeroko i usiadła naprzeciw niego.
-Dobrze wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko - Dotknęła jego dłoni i przesłała mu ciepłe spojrzenie - Kocham cię.
-Też cię kocham - Przymknął powieki i delektował się jej dotykiem.
-Wiem, że przechodzisz teraz ciężkie chwile, ale nie możesz się poddawać. Walcz. Dla Chestera, dla Nikoli, dla chłopaków, dla mnie... - Spojrzała w jego czekoladowe tęczówki. Nachylił się i dotknął jej warg kciukiem. Zadrżała. Momentalnie znalazła się na jego kolanach i namiętnie całowała jego obojczyk. Czuł, że ma już wszystko. Narastało w nich podniecenie. Pragnął, aby czas stanął w miejscu.
-Mike - Wysapała - Telefon ci dzwoni - Zaśmiała się i zeszła z jego kolan. Niezadowolony odebrał komórkę. Gdy usłyszał głos Brada, zbladł. Odpowiedział szeptem i rozłączył się. Popatrzyła na niego zdezorientowana.
-Ktoś ukradł moje pieniądze - Warknął - Zdzwonimy się później, kocham cię - Pocałował ją w czoło i wybiegł z mieszkania.



~*~



Ścierała stoliki i rozglądała się po kawiarni. Standardowo siedziały w niej te same osoby. Było to dla nich wygodne. Tuż przed pracą przychodzą tu na małe śniadanie i kawę. Usłyszała dzwonek, dlatego stanęła przy kasie i rzuciła ściereczkę za blat. Gdy ujrzała kobietę, która weszła do lokalu, miała ochotę uciec.
Nie bądź dzieckiem, postaw jej czoło.
Blondynka rozejrzała się i wzięła głęboki oddech. Podeszła do niej i uśmiechnęła się smutno.
-Dzień dobry - Powiedziała chłodno czarnowłosa.
-Nikolu... - Zaczęła.
-Co podać? - Spojrzała na nią pogardliwie.
-Nikolu, chciałam porozmawiać.
-Nie mamy tego w zapasach, przykro mi, do widzenia - rzekła bliska płaczu.
-Mam ci wiele do powiedzenia. Żałuję błędów, byłam młoda... Czy ty nigdy nie popełniłaś żadnego błędu?
Jak na zawołanie wróciły wspomnienia. Dom dziecka, narkotyki, puby, ośrodek...
Przymrużyła oczy i przełknęła głośno ślinę.
-Chcę zbudować nasze relacje, nie zapominaj o mnie, urodziłam cię...
Otworzyła powieki i otarła łzę.
-Zgoda - Warknęła - Kończę o 12:30. Wtedy możemy porozmawiać, a teraz już idź...
Ucieszona kiwnęła głową i wyszła. Nikola odkaszlnęła i przyjęła następne zamówienia. Zniecierpliwiona czekała, aż skończy się jej zmiana.

______

Hej
Taki dupny i niedokonczony rozdział, ale lepsze to niż nic.
Prosze o wyrozumiałość XD