20
Czarnowłosa rzuciła plecak na ziemię i zaśmiała się widząc mężczyzn ubierających choinkę.
Usiadła na kanapie przyglądając się ich zawziętej pracy. Duży pies podszedł do niej i domagał się o pogłaskanie. Dotknęła czupryny pupila i ruszyła do Chestera.
-Dajecie radę, czy wam pomóc? - Spytała podnosząc bombkę.
Uśmiechnął się do niej i przytulił.
-Wreszcie jesteś - Wyszeptał jej do ucha.
-Czuję pierniczki - Zaśmiała się i pogłaskała Benningtona po włosach.
Spojrzał w jej oczy. Były zupełnie inne niż podczas pobytu w ośrodku. Błyskała w nich radość.
-To dobry masz węch, Nikolu - Wtrącił Joe.
Chester popatrzył na niego z wyrzutem.
-No przepraszam, że wam przeszkodziłem! - Odszedł obrażony.
Oboje się uśmiechnęli.
-O której przyjadą rodzice Mike'a? - Zaczęła niepewnie.
Czerwonowłosy powiesił bombkę i uśmiechnął się.
-Po 18 - Odpowiedział.
-Wyjdę z Pikusiem, ok? - Zaproponowała.
-Tylko uważaj na siebie.
Zaczepiła smycz na obroży kudłacza i opuściła dom. Była wykończona. Nie spała prawie całej nocy, bała się pierwszej wigilii z chłopakami, ale była też szczęśliwa. Wkroczyła na nową ścieżkę życia, bez narkotyków, bez problemów. Skierowała się do domu. Oblizała suche usta, otworzyła drzwi i skierowała się do swojego pokoju.
Otworzyła okno i zaciągnęła się powietrzem.
Chester dotknął jej ręki.
-Dobrze się czujesz, kochanie? - szepnął.
-Idealnie.
Kłamiesz.
-Uśmiechnij się dla mnie.
Uniosła kąciki ust.
-Mizernie, Nikolu. Chodź na dół. Układamy talerze i sztućce. Dave kończy gotować. Dziś wszystko będzie perfekcyjne.
Zaśmiała się.
Zamknęła okno i podążyła za Chesterem.
Starała się ignorować narastającą w niej furię. Irytowały ją światła, za bardzo drażniły jej oczy. Denerwował ją mocny zapach. Podrażniał jej nos.
Co się dzieje?
Przełknęła ślinę.
-Przyjechali rodzice Mikeya! - Chazz pociągnął dziewczynę na dół.
Czerwonowłosy witał się właśnie ze swoją matką Donną.
Muto podszedł do czarnowłosej i ją objął.
-Witaj, wesołych świąt ślicznotko.
Powitał się też z Chesterem i resztą zespołu. Następnie Donna zapoznała się z dziewczyną.
-Czekałam na to, aż cię poznam, wiesz? - Uśmiechnęła się radośnie.
Odwzajemniła uśmiech i znalazła miejsce przy stole.
Nie wsłuchiwała się w ich rozmowę. Były to pochwały dla Chestera i same komplementy.
Po 15 minutach nadszedł czas dzielenia się opłatkiem. Nie liczyło się to dla niej. Chciała pójść spać. To dziwne, przecież tyle czasu czekała na Wigilię.
-...Nikolu, życzę ci, abyś nigdy nie wróciła do narkotyków, szczęścia i spełnienia marzeń wraz z Chesterem! - Wykrzyczał radośnie Brad.
-Nawzajem.
-Wszystko dobrze? - Zmarszczył brwi.
-Tak, po prostu boli mnie głowa.
Zasiedli do stołu i rozpoczęły się rozmowy. Nikola odpłynęła. Była zupełnie w innym świecie.
-Chester? Nikola? Czy jesteście tego pewni, że skończyliście z nałogiem? - Zaczęła mama Shinody
-Tak! - Wykrzyczał zadowolony Chazz.
-Wiecie, że nie da się przestać być narkomanem lub alkoholikiem? To choroba, nieuleczalna.
Jej dusza rozleciała się na milion małych kawałków.
Bennington wyraźnie posmutniał.
-Mamo, nie teraz. Nie psuj nastroju. Oni są normalnymi ludźmi, nie narkomanami.
-Ach, rozumiem.
Uzależnienie od narkotyków to choroba.
Dla niej nie. Uzależnienie to decyzja. Chcesz działkę? Bierzesz. Nie chcesz? Nie bierzesz. Osoby uzależnione lubią zwalać winę na chorobę lub geny. Nie kurwa. Nałóg to pierdolona decyzja. Już zawsze będzie narkomanką. Łzy napłynęły jej do oczu. Pierdolone łzy.
Odwróciła się. Spojrzała na ozdobioną choinkę. Pierdolona choinka.
Czarnowłosa przeprosiła poszła do swojego pokoju.
Popsuła święta.
~*~
Wszyscy domownicy leżeli w salonie wokół choinki. Nikoli poprawił się nastrój. Niedawno wyjechali rodzice Shinody. Czarnowłosa leżała w objęciach Benningtona, wszyscy w skupieniu słuchali opowiadań z dzieciństwa Brada. Poczuła świąteczny nastrój, może to dzięki prezentowi od Chestera?
Niby zwykły pierścionek, a tyle dla niej znaczył.
Spletli swoje palce i położyła głowę na jego torsie.
-Mówię wam! Tak się wkurwiłem, że dziada nie złapałem! Przez płot uciekał, pierdolony święty burak - Narzekał Brad.
Do Mike'a zadzwonił telefon. Zdezorientowany wyszedł z salonu. Nie wracał.
-No wiesz Brad. Ja jak się kiedyś na niego zaczaiłem to złamałem sobie nogę - Odezwał się Chazz.
Nikola tłumiła śmiech.
-Tak bardzo chciałem go poznać, a ten zawsze spierdalał. Nie wiem ile zapłaciłem za mleko i ciastka, wydałem prawie całe kieszonkowe. Mały, gruby chuj.
Siedzieli tak do drugiej w nocy. Kiedy wszyscy wracali do swoich pokoi, Nikola postanowiła sprawdzić co u czerwonowłosego.
Zapukała do jego pokoju, nie odpowiedział, ale weszła.
Ujrzała go skulonego na ziemi. Podbiegła do niego i dotknęła jego pleców. Nie wiedziała co się stało. Co mogło na nim wywieść takie zachowanie?
-Mike?
Odwrócił się w jej stronę, pociągnął nosem i wytarł łzy. Miał policzki napuchnięte od płaczu i zaczerwienione oczy.
-Co się stało?
Przytuliła go. Przygniótł ją swoim ciężarem. Płakał. Płakał jak opętany.
Kiedy otrząsnął się, spojrzał jej w oczy.
-Moi rodzice... kurwa nie żyją - Wykrztusił po czym zaniósł się jeszcze większym szlochem.
________________
Chujowy humor = chujowy rozdział
Kurwa, kompletnie nie miałam weny, więc pierdolnęłam takim krótkim gównem, żebyście nie miały za złe.
One Shot się szykuje.