13
Obudziła się w innym miejscu. Skądś znała ten pokój. Uważniej rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez okno zajmujące połowę ściany widziała wschodzące słońce. Na beżowej ścianie wisiało zdjęcie, na którym widniała mała dziewczynka. Powoli domyślała się gdzie może być i jak tu się znalazła, ale nic nie pamiętała z dnia wczorajszego. Powoli wstała z dużego łóżka i podeszła do biurka. Ledwo, co trzymała się na nogach.
Ból głowy był nie do zniesienia. Przed oczami nagle pojawiły jej się mroczki, więc szybko wróciła na łóżko.
Przejechała dłonią po stoliku nocnym. Przypominał jej stolik, który zrobił dla niej dziadek na urodziny.
Zaraz.
Ona jest w swoim starym pokoju u rodziców.
Uśmiechnęła się. Wzięła głęboki oddech i ponowiła próby wstania z legowiska
Wyszła na korytarz, z dołu słyszała dźwięk telewizji.
Powoli zeszła po schodach chwiejąc się lekko.
Skierowała się do dobrze znanego jej salonu. W fotelu wylegiwał się jej ojciec. Przy stoliku siedziała jej matka przeglądająca gazetę.
-Mamo. - Odważyła się na szept.
Uniosła wzrok z gazety na Lauren i uśmiechnęła się.
-Córeczko kochana. - Podeszła do niej przytulając ją.
Dołączył do nich również jej tata.
-Gdzie byłaś tyle czasu, media o tobie trąbią. - Mówili.
-Wszystko się zepsuło. - Załkała.
Kobieta pocałowała ją w czoło.
-Usiądź skarbie, zaparzę ci herbaty.
Dała odprowadzić się ojcu na fotel.
-Kochanie, ja muszę jechać do pracy. Poradzisz sobie z mamą. - Ucałował ją i opuścił pokój.
Dokładnie przyglądała się przedmiotom. Tak dużo się zmieniło od jej wyprowadzki.
-Lauren, kochanie. Musimy porozmawiać. - Zaczęła jej matka wchodząc do pokoju z tacką, na której niosła kubki z herbatą.
Usiadła na przeciwko niej i słabo się uśmiechnęła.
-Lauren... Co się wczoraj stało? Słyszałam o wypadku. Przykro mi...
-Nie wiem mamuś. Nic nie pamiętam. - Zakryła usta dłonią.
-Córeczko, proszę spokojnie.
-Jak mam być spokojna?! Jak mam być do cholery spokojna, kiedy osoba, z którą wiązałam plany na przyszłość od tak zginęła? Jak?! - Wybuchła.
-Błagam dziecko. Uspokój się i powiedz, co wczoraj robiłaś.
-Nie pamiętam do cholery! - Nagle uspokoiła się. - Pamiętam. Pamiętam, że zostawiłam w jego domu walizkę. Potem byłam w szpitalu i powiadomili mnie, że umarł. Pustka. Biegłam. - Mówiła jak zahipnotyzowana.
-Daj mi klucze do jego mieszkania, pojadę po twoje rzeczy. - Postanowiła.
Miała chęć zaprzeczyć, ale uległa. Wyjęła z kieszeni klucze. W jej oku zakręciła się łza.
-Proszę. - Dała jej klucze. Zaraz po tym wyszła z domu.
Upiła łyk herbaty i z ciekawości zaczęła szperać po swoich kieszeniach.
Wyciągnęła telefon.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła, że wczoraj rozmawiała z Chesterem.
O czym mogłam z nim rozmawiać, pomyślała.
Bez wahania wykręciła numer ośrodka, w którym niedawno mieszkała.
Przyłożyła powoli telefon do ucha.
-Halo? - Usłyszała kogoś po drugiej stronie.
-Tu Lauren... Lauren Baroon. - Powiedziała profesjonalnie.
-Pani psycholog? Gdzie pani jest?
-To najmniej ważne. Chciałabym zwolnić z ośrodka Chestera Bennigtona i Nikolę... - Zapomniała jej nazwiska.
-Nikolę Harrington?
-Nie wiem, ta co jest z Bennigtonem w pokoju.
Rozmówca westchnął.
-Z jakiej racji?
-Nie są uzależnieni.
-Niby skąd pani to wie? - Dopytywał.
-Proszę ich wypuścić!
-Są w ośrodku tylko dwa tygodnie. Najprędzej za tydzień lub dwa. Nie uczęszczają teraz na terapie.
-Proszę ich wypuścić za tydzień.
-Uch. No dobrze. Ale tylko po znajomości.
Lauren nawet nie wiedziała z kim rozmawia. Prawie nikogo nie pamięta.
-Ach. Dziękuję w takim razie. Do widzenia.
-Ale proszę mi powiedzieć...
Zerwała połączenie.
Zadowolona odrzuciła komórkę i zamoczyła wargi w herbacie.
Jedyny dobry uczynek w całym jej życiu.
Miała nadzieję, że wypuszczą Chestera jak najszybciej. Nie zależało jej na Nikoli, ale wiedziała, że miałby jej za złe to, że wypuściła tylko jego.
Wydawał jej się naiwny. Wiedziała, że prędzej czy później Nikola go zostawi. Nie wyglądała na wierną.
W sumie, Bennington zawsze był naiwny. Gdyby nie był, nie popadł by w nałóg.
Nadal pamiętała, jak przyszedł do niej całkowicie naćpany i mówił, że nic mu się nie stanie.
-Nic ci się nie stało Chester. W ogóle. - Szepnęła pod nosem i oparła głowę o fotel. - Nic, a nic.
~*~
Otworzyła się. Coś ciężkiego leżało na jej szyi. Ledwo, co oddychała. Z trudem dotknęła tego "czegoś".
Okazało się, że to ręka Chestera. Delikatnie wyślizgnęła się z jego ucisku.
-Co ty tu robisz? - Spytała, ale nie odpowiedział. - Chester? - Próbowała go obudzić.
Westchnęła.
-Wstawaj! - Krzyknęła.
Mruknął cicho i odwrócił się.
Chwyciła poduszkę i rzuciła nią w jego.
Zero reakcji.
-Sam tego chciałeś, panie Bennington.
Wlazła na łóżko i usiadła na brzuchu Chestera.
Uśmiechnął się.
-No ej. Miałeś wstać. - Marudziła i zaczęła się kręcić.
Złapał ją w talii i zsadził z siebie po czym wstał. Spojrzał na nią zaspany.
-Czemu tu spałeś? - Spytała.
-Ano. Przyszedłem do ciebie w nocy, bo nie mogłem spać.
-Mhm. - Wstała z łóżka i wyszła z pokoju.
Bez zastanowienia ruszył za nią.
-Ogon. - Skomentowała.
Zaśmiał się i usiadł na kanapie.
-Już 10. - Powiedział.
Spojrzała na zegarek.
Wróciła się do pokoju i wzięła trochę rzeczy. Weszła do łazienki i po kilkunastu minutach wyszła ubrana w długie jeansy i jakąś bluzę.
Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
Nikola rzuciła się do otworzenia.
Po otworzeniu drzwi ujrzała prawdopodobnie jakąś pracownicę ośrodka.
-Chciałam państwa tylko powiadomić, że za tydzień opuścicie ośrodek. Powinniście się spakować. ]
Kobieta odeszła od drzwi.
-Zaraz. Ale czemu? - Zaczęła Nikola wychodząc na korytarz.
-To jest najmniej ważne. Cieszcie się. - Powiedziała obojętnie.
-Ale przecież terapia nie dobiegła końca, a dyrektorzy? - Dopytywała.
-Do widzenia!
Zdziwiona zaistniałą sytuacją wróciła do mieszkania.
-Chester, każą nam się pakować. Za tydzień mają nas wypuścić.
-To świetnie! - Wstał i objął Nikolę. - Nie cieszysz się?
-No niby tak, ale przecież nadal jesteśmy uzależnieni. Chyba.
-Nie jesteśmy. Chyba, że od siebie. - Ponownie ją przytulił.
-Ale nie mam się gdzie podziać.
-Przecież zamieszkasz u nas.
-Chester. Nie mam pieniędzy...
Chwycił jej twarz i spojrzał jej w oczy.
-Rodzice Mike'a opłacają nasz wszystkich. Są bogaci.
-Nie jestem pewna. - Odwróciła wzrok.
-Nie masz wyjścia kochana. Idź się pakować. Zadzwonię do chłopaków.
Niepewna wróciła do swojego pokoju. Wiedziała, że nie wypuścili ich od tak. Ktoś musiał o to prosić.Miała nadzieję, że to nie jej matka. Znaczy ta kobieta.
Nie sądziła, że to dobry pomysł.
~*~
-Mike! Telefon ci dzwoni! To Chester! - Krzyknął Brad.
-Sram! Daj mi ten telefon albo odbierz, idioto!
-Nie będę patrzeć jak srasz. - Powiedział i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Halo? - Zaczął.
-Mike? Nie. Brad! Nie uwierzysz. - Mówił entuzjastycznie.
-Może uwierzę, jak mi powiesz! - Żartował.
-Za tydzień będziemy w domu.
-Jak to? Jakiś weekend czy co?
-Nie! Wypuszczają nas!
-O kurwa! Stary, to zajebiście! - Wydarł się!
Do pokoju przybiegł Rob i Dave.
-Co się tak drzesz? - Spytali.
-Chester, zadzwoń potem. Bez kitu, zajebiście.
Rozłączył się i rzucił telefon na łóżko.
-Ogarniajcie pokój Chestera. Wraca za tydzień.
Krzyknęli ze szczęścia, aż Joe przyleciał z kuchni.
-Co jest? - Zapytał spanikowany.
-Chester wraca za tydzień. - Oznajmili razem.
-O! To trzeba to opić.
Nagle z kibla wyszedł Mike.
-Co tak się drzecie jełopy? - Zdenerwował się.
-Chester Charles Bennington za tydzień pojawi się u nas w domu. Na zawsze! - Cieszył się Dave.
-Z Nikolą! - Dodał Robert.
Na twarzy Shinody pojawił się ogromny uśmiech.
-To świetnie.
Do Koreańczyka zadzwonił telefon.
-Prywatny. - Szepnął przerażony.
Przyłożył telefon do ucha i usłyszał znajomy mu głos.
-Cześć Joe. Pamiętasz mnie? Miałeś mi dać numer. Na szczęście sama go zdobyłam. Dziś po pracy będę wolna. Odezwę się. Buziaki. - Mówiła kobieta.
Szybko się rozłączył.
-Chłopaki idę po nową kartę SIM. Zostałem namierzony.
Roześmiali się, ale Joe wcale się nie uśmiechnął.
-To nie śmieszne. To przez was! - Wrzasnął i opuścił dom.
-Biedny chłopak. - Powiedział Delson.
-Dobra, wróci. Powinniśmy zająć się pokojem Nikoli chyba. - Zaczął Dave.
-Że ja mam znów z wszystko płacić tak? - Lamentował Mike.
-Nie ty, tylko twoi nadziani rodzice. I tak płacisz za wszystko.
-No dobra. - Obraził się.
-Wreszcie wszystko będzie zajebiste jak kiedyś. - Rzekł Brad.
-Dokładnie. - Zgodzili się.
~*~
Nikola siedziała na parapecie przy oknie w swoim pokoju. W całkowitej ciemności nie dostrzegła, że wkradł się do niej blondyn.
-Co tak patrzysz. - Szepnął jej do ucha.
-Chester. W tym wszystkim musi tkwić jakiś haczyk. To przecież nawet nie zgodne z prawem.
-Wszystko jest okey. Widocznie nie mają zamiaru trzymać za darmo nieuzależnionych osób. - Pogłaskał ją po włosach. - Zaczniemy nowy rozdział.
-Ja nie umiem.
-To cię nauczę. - Pocałował ją w policzek i wyszedł z pokoju.
-Gdyby to wszystko było takie proste. - Mruknęła.
_______________________________________________________________________________
Hej, hej.
Wbijam z takim oto rozdziałem itp.
Wreszcie udało mi się to napisać, trudno szło.
Nadużywam "XD", więc ta dopiska będzie taka poprawna gramatycznie.
Postaram się dodać jakiś rozdział w piątek, ale nie jestem pewna czy mi się uda. Po niedzieli do środy albo soboty na pewno nie będzie żadnych postów, bo jadę mordować brata ciotecznego. (Chce napisać to "XD" :C) Także... Może mi się uda zmobilizować.
Droga Vilen.
Nie tylko Tobie imię "Lauren" kojarzy się z liściem laurowym.
(Tak mi brak "XD")
Komentujcie, nawet jeśli komentarz ma dotyczyć liści laurowych.
(Napisałam "XD", ale skasowałam...)
Dobranoc
Ból głowy był nie do zniesienia. Przed oczami nagle pojawiły jej się mroczki, więc szybko wróciła na łóżko.
Przejechała dłonią po stoliku nocnym. Przypominał jej stolik, który zrobił dla niej dziadek na urodziny.
Zaraz.
Ona jest w swoim starym pokoju u rodziców.
Uśmiechnęła się. Wzięła głęboki oddech i ponowiła próby wstania z legowiska
Wyszła na korytarz, z dołu słyszała dźwięk telewizji.
Powoli zeszła po schodach chwiejąc się lekko.
Skierowała się do dobrze znanego jej salonu. W fotelu wylegiwał się jej ojciec. Przy stoliku siedziała jej matka przeglądająca gazetę.
-Mamo. - Odważyła się na szept.
Uniosła wzrok z gazety na Lauren i uśmiechnęła się.
-Córeczko kochana. - Podeszła do niej przytulając ją.
Dołączył do nich również jej tata.
-Gdzie byłaś tyle czasu, media o tobie trąbią. - Mówili.
-Wszystko się zepsuło. - Załkała.
Kobieta pocałowała ją w czoło.
-Usiądź skarbie, zaparzę ci herbaty.
Dała odprowadzić się ojcu na fotel.
-Kochanie, ja muszę jechać do pracy. Poradzisz sobie z mamą. - Ucałował ją i opuścił pokój.
Dokładnie przyglądała się przedmiotom. Tak dużo się zmieniło od jej wyprowadzki.
-Lauren, kochanie. Musimy porozmawiać. - Zaczęła jej matka wchodząc do pokoju z tacką, na której niosła kubki z herbatą.
Usiadła na przeciwko niej i słabo się uśmiechnęła.
-Lauren... Co się wczoraj stało? Słyszałam o wypadku. Przykro mi...
-Nie wiem mamuś. Nic nie pamiętam. - Zakryła usta dłonią.
-Córeczko, proszę spokojnie.
-Jak mam być spokojna?! Jak mam być do cholery spokojna, kiedy osoba, z którą wiązałam plany na przyszłość od tak zginęła? Jak?! - Wybuchła.
-Błagam dziecko. Uspokój się i powiedz, co wczoraj robiłaś.
-Nie pamiętam do cholery! - Nagle uspokoiła się. - Pamiętam. Pamiętam, że zostawiłam w jego domu walizkę. Potem byłam w szpitalu i powiadomili mnie, że umarł. Pustka. Biegłam. - Mówiła jak zahipnotyzowana.
-Daj mi klucze do jego mieszkania, pojadę po twoje rzeczy. - Postanowiła.
Miała chęć zaprzeczyć, ale uległa. Wyjęła z kieszeni klucze. W jej oku zakręciła się łza.
-Proszę. - Dała jej klucze. Zaraz po tym wyszła z domu.
Upiła łyk herbaty i z ciekawości zaczęła szperać po swoich kieszeniach.
Wyciągnęła telefon.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła, że wczoraj rozmawiała z Chesterem.
O czym mogłam z nim rozmawiać, pomyślała.
Bez wahania wykręciła numer ośrodka, w którym niedawno mieszkała.
Przyłożyła powoli telefon do ucha.
-Halo? - Usłyszała kogoś po drugiej stronie.
-Tu Lauren... Lauren Baroon. - Powiedziała profesjonalnie.
-Pani psycholog? Gdzie pani jest?
-To najmniej ważne. Chciałabym zwolnić z ośrodka Chestera Bennigtona i Nikolę... - Zapomniała jej nazwiska.
-Nikolę Harrington?
-Nie wiem, ta co jest z Bennigtonem w pokoju.
Rozmówca westchnął.
-Z jakiej racji?
-Nie są uzależnieni.
-Niby skąd pani to wie? - Dopytywał.
-Proszę ich wypuścić!
-Są w ośrodku tylko dwa tygodnie. Najprędzej za tydzień lub dwa. Nie uczęszczają teraz na terapie.
-Proszę ich wypuścić za tydzień.
-Uch. No dobrze. Ale tylko po znajomości.
Lauren nawet nie wiedziała z kim rozmawia. Prawie nikogo nie pamięta.
-Ach. Dziękuję w takim razie. Do widzenia.
-Ale proszę mi powiedzieć...
Zerwała połączenie.
Zadowolona odrzuciła komórkę i zamoczyła wargi w herbacie.
Jedyny dobry uczynek w całym jej życiu.
Miała nadzieję, że wypuszczą Chestera jak najszybciej. Nie zależało jej na Nikoli, ale wiedziała, że miałby jej za złe to, że wypuściła tylko jego.
Wydawał jej się naiwny. Wiedziała, że prędzej czy później Nikola go zostawi. Nie wyglądała na wierną.
W sumie, Bennington zawsze był naiwny. Gdyby nie był, nie popadł by w nałóg.
Nadal pamiętała, jak przyszedł do niej całkowicie naćpany i mówił, że nic mu się nie stanie.
-Nic ci się nie stało Chester. W ogóle. - Szepnęła pod nosem i oparła głowę o fotel. - Nic, a nic.
~*~
Otworzyła się. Coś ciężkiego leżało na jej szyi. Ledwo, co oddychała. Z trudem dotknęła tego "czegoś".
Okazało się, że to ręka Chestera. Delikatnie wyślizgnęła się z jego ucisku.
-Co ty tu robisz? - Spytała, ale nie odpowiedział. - Chester? - Próbowała go obudzić.
Westchnęła.
-Wstawaj! - Krzyknęła.
Mruknął cicho i odwrócił się.
Chwyciła poduszkę i rzuciła nią w jego.
Zero reakcji.
-Sam tego chciałeś, panie Bennington.
Wlazła na łóżko i usiadła na brzuchu Chestera.
Uśmiechnął się.
-No ej. Miałeś wstać. - Marudziła i zaczęła się kręcić.
Złapał ją w talii i zsadził z siebie po czym wstał. Spojrzał na nią zaspany.
-Czemu tu spałeś? - Spytała.
-Ano. Przyszedłem do ciebie w nocy, bo nie mogłem spać.
-Mhm. - Wstała z łóżka i wyszła z pokoju.
Bez zastanowienia ruszył za nią.
-Ogon. - Skomentowała.
Zaśmiał się i usiadł na kanapie.
-Już 10. - Powiedział.
Spojrzała na zegarek.
Wróciła się do pokoju i wzięła trochę rzeczy. Weszła do łazienki i po kilkunastu minutach wyszła ubrana w długie jeansy i jakąś bluzę.
Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
Nikola rzuciła się do otworzenia.
Po otworzeniu drzwi ujrzała prawdopodobnie jakąś pracownicę ośrodka.
-Chciałam państwa tylko powiadomić, że za tydzień opuścicie ośrodek. Powinniście się spakować. ]
Kobieta odeszła od drzwi.
-Zaraz. Ale czemu? - Zaczęła Nikola wychodząc na korytarz.
-To jest najmniej ważne. Cieszcie się. - Powiedziała obojętnie.
-Ale przecież terapia nie dobiegła końca, a dyrektorzy? - Dopytywała.
-Do widzenia!
Zdziwiona zaistniałą sytuacją wróciła do mieszkania.
-Chester, każą nam się pakować. Za tydzień mają nas wypuścić.
-To świetnie! - Wstał i objął Nikolę. - Nie cieszysz się?
-No niby tak, ale przecież nadal jesteśmy uzależnieni. Chyba.
-Nie jesteśmy. Chyba, że od siebie. - Ponownie ją przytulił.
-Ale nie mam się gdzie podziać.
-Przecież zamieszkasz u nas.
-Chester. Nie mam pieniędzy...
Chwycił jej twarz i spojrzał jej w oczy.
-Rodzice Mike'a opłacają nasz wszystkich. Są bogaci.
-Nie jestem pewna. - Odwróciła wzrok.
-Nie masz wyjścia kochana. Idź się pakować. Zadzwonię do chłopaków.
Niepewna wróciła do swojego pokoju. Wiedziała, że nie wypuścili ich od tak. Ktoś musiał o to prosić.Miała nadzieję, że to nie jej matka. Znaczy ta kobieta.
Nie sądziła, że to dobry pomysł.
~*~
-Mike! Telefon ci dzwoni! To Chester! - Krzyknął Brad.
-Sram! Daj mi ten telefon albo odbierz, idioto!
-Nie będę patrzeć jak srasz. - Powiedział i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Halo? - Zaczął.
-Mike? Nie. Brad! Nie uwierzysz. - Mówił entuzjastycznie.
-Może uwierzę, jak mi powiesz! - Żartował.
-Za tydzień będziemy w domu.
-Jak to? Jakiś weekend czy co?
-Nie! Wypuszczają nas!
-O kurwa! Stary, to zajebiście! - Wydarł się!
Do pokoju przybiegł Rob i Dave.
-Co się tak drzesz? - Spytali.
-Chester, zadzwoń potem. Bez kitu, zajebiście.
Rozłączył się i rzucił telefon na łóżko.
-Ogarniajcie pokój Chestera. Wraca za tydzień.
Krzyknęli ze szczęścia, aż Joe przyleciał z kuchni.
-Co jest? - Zapytał spanikowany.
-Chester wraca za tydzień. - Oznajmili razem.
-O! To trzeba to opić.
Nagle z kibla wyszedł Mike.
-Co tak się drzecie jełopy? - Zdenerwował się.
-Chester Charles Bennington za tydzień pojawi się u nas w domu. Na zawsze! - Cieszył się Dave.
-Z Nikolą! - Dodał Robert.
Na twarzy Shinody pojawił się ogromny uśmiech.
-To świetnie.
Do Koreańczyka zadzwonił telefon.
-Prywatny. - Szepnął przerażony.
Przyłożył telefon do ucha i usłyszał znajomy mu głos.
-Cześć Joe. Pamiętasz mnie? Miałeś mi dać numer. Na szczęście sama go zdobyłam. Dziś po pracy będę wolna. Odezwę się. Buziaki. - Mówiła kobieta.
Szybko się rozłączył.
-Chłopaki idę po nową kartę SIM. Zostałem namierzony.
Roześmiali się, ale Joe wcale się nie uśmiechnął.
-To nie śmieszne. To przez was! - Wrzasnął i opuścił dom.
-Biedny chłopak. - Powiedział Delson.
-Dobra, wróci. Powinniśmy zająć się pokojem Nikoli chyba. - Zaczął Dave.
-Że ja mam znów z wszystko płacić tak? - Lamentował Mike.
-Nie ty, tylko twoi nadziani rodzice. I tak płacisz za wszystko.
-No dobra. - Obraził się.
-Wreszcie wszystko będzie zajebiste jak kiedyś. - Rzekł Brad.
-Dokładnie. - Zgodzili się.
~*~
Nikola siedziała na parapecie przy oknie w swoim pokoju. W całkowitej ciemności nie dostrzegła, że wkradł się do niej blondyn.
-Co tak patrzysz. - Szepnął jej do ucha.
-Chester. W tym wszystkim musi tkwić jakiś haczyk. To przecież nawet nie zgodne z prawem.
-Wszystko jest okey. Widocznie nie mają zamiaru trzymać za darmo nieuzależnionych osób. - Pogłaskał ją po włosach. - Zaczniemy nowy rozdział.
-Ja nie umiem.
-To cię nauczę. - Pocałował ją w policzek i wyszedł z pokoju.
-Gdyby to wszystko było takie proste. - Mruknęła.
_______________________________________________________________________________
Hej, hej.
Wbijam z takim oto rozdziałem itp.
Wreszcie udało mi się to napisać, trudno szło.
Nadużywam "XD", więc ta dopiska będzie taka poprawna gramatycznie.
Postaram się dodać jakiś rozdział w piątek, ale nie jestem pewna czy mi się uda. Po niedzieli do środy albo soboty na pewno nie będzie żadnych postów, bo jadę mordować brata ciotecznego. (Chce napisać to "XD" :C) Także... Może mi się uda zmobilizować.
Droga Vilen.
Nie tylko Tobie imię "Lauren" kojarzy się z liściem laurowym.
(Tak mi brak "XD")
Komentujcie, nawet jeśli komentarz ma dotyczyć liści laurowych.
(Napisałam "XD", ale skasowałam...)
Dobranoc
Yaaaay!!!! Wychodzą! Biedny Joe xD Czesio się uśmiechnął kiedy Nikola na nim siedziała to takie aww ^^ Szkoda, że rozdział będzie tak późno:( Weny :*
OdpowiedzUsuńHaaa, ale fajny rozdział! Taki pozytywny! Jestem ciekawa co ta cała Lauren wymyśliła. Fajnie, że Chaz i Nikola wychodzą z ośrodka i wprowadzają się do chłopaków. Oj czuję, że będzie się działo. XD Haha, biedny Joe. Biedaczek musi zmienić numer inaczej jego adoratorka nie da mu spokoju. XD
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i dużo weny życzę! :)
Zapraszam na 8 :)
OdpowiedzUsuńRozdział!
OdpowiedzUsuńCoraz lepiej, lepiej. Nie mam czasu na komentarz, ale wiedz, że zapowiada sir coraz lepiej :D zapraszam na Andrew Shinji Shinoda :)
Dzień dobry Kasiu!
OdpowiedzUsuńA teraz dostaniesz zjoby: dlaczego mnie nie poinformowałaś od DWÓCH ROZDZIAŁACH?! Nie no! Ja tak wchodzę, aby powiadomić Cię o nowym rozdziale (właśnie, u mnie nowy- nareszcie jest trochę wesołego) , a tu TA-DA! Dwa! Ale nie no fajne! A Joe taki biedny, baba go męczy i musi zmieniać kartę sim xd. Spokojnie jaa też nadużywam xd.
Heeeeeeeeelooooooooł!
OdpowiedzUsuńTo tak. Widzę, że Liść Laurowy się nam załamał! Musiałam przeczytać ostatni rozdział dwa razy, bo za pierwszym nie ogarnęłam o co kaman z Laurowcem. Myślałam, że ma schizofrenię. XD
"Coś tam, zbiera od ludzi białe kartki, oni mnie obserwują" XD To serio wyglądało na chorobę psychiczną XD
Chester i Nikola wychodzą z ośrodka! Fuck Yeah! Tylko ciekawe czy rodzice Shinody, będą chcieli jeszcze płacić za wszystko. BTW, o co chodzi Mikeowi? HUHU! Ktoś się nam tutaj zakochał! Tylko...Nikola jest z Chesterem. I tutaj Laurowiec będzie myślał, że miał rację i Nikola odejdzie od Chestera. Ale to będzie jego wina, bo za późno się oświadczył. XD Dobry romans z Mikiem nie jest zły! Ale to będzie tylko epizod i stwierdzą, że nie byli sobie przeznaczeni. I Mike znajdzie sobie inną, a Nikola wróci do Chestera. Tak. Dobry plan. XDDDDD
Jezus biedny Joe hahaha XDDD
Ta baba się do niego przyczepiła :') :') :')
Oby nie zgwałciła Hahna XD
To ja kończem komentasz.
PS.
Tobie też te zjebane imie kojarzy się z liściem laurowym! Hahaha XDDD
Tak, ja będę pisać "XD", bo nie mam zakazu.
I ty też powinnaś! Nie zmieniaj się XD
Bądź sobą i dopierdalaj "xd", wszędzie gdzie chcesz, kiedy chcesz i z kim chcesz XD
Weny!
-Chłopaki idę po nową kartę SIM. Zostałem namierzony.
OdpowiedzUsuńNajlepszy tekst rozdziału. Aż widzę takiego spanikowanego Joe.
Lauren kojarzy mi się teraz z taką zjawą. Hm. Zobaczymy jak się jej życie potoczy.
No, ale w końcu nasza parka-nie parka wychodzi z odwyku.
Zastanawia mnie jak sobie poradzą.
I jak sobie Nicola poradzi sama z tyloma facetami pod jednym dachem.
Weny!
http://joe-hahn-moim-ojcem.blogspot.com/2014/08/one-shot-1-historia-ktora-zmienia-moje.html U mnie One Shot... napisany z weny xd
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że Joe wymiata!
OdpowiedzUsuńOch, a ten tekst z karą SIM. Rozwalający i od razu poprawia humor:)
Pozdrawiam,
Lilith.