18
Po cichu wszedł do sypialni Nikoli. Pod jej drzwiami leżał Pikuś.Nadal spała, była już 16:00.
Położył się obok niej i delikatnie pocałował w policzek. Uśmiechnęła się.
Pogładził dłonią jej szyję, dopiero wtedy otworzyła swoje oczy.
-Dzień dobry. Jak się spało? - Wyszczerzył się do niej.
-Jejku, która godzina?
-Szesnasta. Zdaję mi się, że nie będziesz dziś w nocy spać - Przytulił ją.
-Z jakiego powodu? - Odwzajemniła uścisk.
-Ponieważ przespałaś cały dzień - Mruknął. - No i jeszcze coś, ale zobaczysz.
Włożył rękę pod jej bluzkę i przejechał nią po plecach.
Przeszły ją dreszcze.
Usłyszeli drapanie do drzwi.
-Pikuś... - Odparł zrezygnowany.
Wstali i zeszli na dół. Pikuś wyprzedził ich i wskoczył na Brada, który spożywał kanapkę. Roześmiał się i przy okazji wypluł kawałek. Zadowolony owczarek chwycił rozłemłaną kanapkę i położył się pod stołem.
-Dobry lunch? - Dziewczyna zaśmiała się.
-Pyszny, kurwa - Śmiał się głaszcząc psa.
-Pytałam się Pikusia - Usiadła przy stole uśmiechając się.
-Widzę, że czujesz się już lepiej - Zaczął Mike.
-Zdecydowanie - Odparła spoglądając na Chazza.
-No to świetnie, dzisiaj wieczorem wpadnie Anna - wyszczerzył kły akcentując imię jego wybranki.
Mężczyźni roześmiali się.
-Z czego rżycie, wy nie macie kobiet, więc proszę uprzejmie byście zamknęli wasze krzywe mordki. - Dopiekł Mike.
Chester warknął.
-Ja mam kobietę! - Objął zmieszaną dziewczynę.
-Pierdoło nie mówiłem do ciebie... - Czerwonowłosy uderzył się w twarz.
-Owszem mówiłeś, jestem, byłem i zawsze będę od ciebie przystojniejszy Shinodo. - Zaśmiał się ironicznie.
-Chazz... Przyjdzie taki dzień. - Zaczął Michael.
-Jaki?
-Że ludzie nie uwierzą jakim baranem byłeś.
-Śmieszne, kurwa, bardzo - Udał obrażonego.
-Ojj Chazz, jesteś słodkim barankiem - Nikola przytuliła się do niego.
-Jedyna dobrze mówi, polać jej! - Krzyknął Robert.
-Bourdon, jesteś gejem? - Spytali.
-Co? Nie?! Skąd ten pomysł?
Każdy patrzył na niego rozbawionym wzrokiem.
Zdołał wyszeptać tylko krótkie "Kurwa", kiedy zrozumiał sens swojej wypowiedzi.
-Rob nie ukrywaj się! Wiemy, że Nikola ma całkiem sporą konkurencje! Nie tylko ona uważa Chazza za słodkiego barana! - Wtrącił się Brad.
-Walcie się! Kiedy tylko słodko uśniecie, zemszczę się na was! - Zagroził, śmiejąc się jednocześnie.
-Zgwałcisz nas? O fuj! - Wrzasnął Joe.
-Poćwiartuje nas i zakopie... - Mówił Dave.
-Jesteście chorzy, chorzy, chorzy, chorzy, chorzy! - Lamentował perkusista.
-Rozumiemy kotku, mrrr. - Powiedział z kpiną Mike.
-Dobra koniec tej gejozy chłopcy - Zarządziła z uśmiechem i wstała od stołu.
-Gdzie idziesz? - Podążył za nią Bennington.
-Doprowadzić się do porządku.
-Mogę z tobą? - Zapytał z figlarskim uśmiechem.
-A idź ty! - Pobiegła na górę wciąż chichocząc.
Blondyn wrócił na swoje miejsce.
-Kiedy zamierzasz jej to powiedzieć? - Przyciszył ton swojego głosu.
-Wtedy, kiedy upewnię się. Moi rodzice przyjadą na święta, więc z nimi porozmawiam - Szepnął.
-Nie można wcześniej?
-Ty to jesteś jakiś w gorącej wodzie kąpany. Nie ma co się śpieszyć. Zrobimy jej prezent na Wigilię - Oznajmił spokojnie.
-A jak jej się nie spodoba?
-Chester, zamknij już ryj i posprzątaj tu trochę, ja wiem co mam robić.
-Jak wolisz, najmądrzejszy człeku na Ziemi. - Odwrócił się do niego plecami.
-Masz być miły dla Anny, rozumiesz blondasku?
-Czemu miałbym dla niej być nie miły?
-Bo jesteś pojebany - bąknął z uśmiechem. - Dobra idź do Niki.
Kiwnął głową i skierował się do jej pokoju.
Zapukał. Potem znowu. Nic nie usłyszał.
-Nikola?! Halo? Nikola?!
Drzwi uchyliły się.
-Chazz, ty jesteś w gorącej wodzie kąpany? Spokojnie, tylko się przebierałam - Wyjaśniła z uśmiechem. Zrozumiała jego zaniepokojenie, niepotrzebnie zachowywała się jak idiotka, kiedy byli w ośrodku.
Uspokoił się i wszedł do środka. Czarnowłosa ubrała ubrała swoją czarną rozkloszowaną sukienkę, a włosy zaplątała w warkocza.
-Skąd ty wytrzasnęłaś tę sukienkę? - Spytał kładąc ręce na jej talii?
-Moja własność - Mruknęła.
Oparł głowę na jej delikatnym ramieniu i zaciągnął się jej zapachem.
-Pięknie w tym wyglądasz.
-Przestań.
Uśmiechnął się.
-Mieszkasz z nami już od kilku miesięcy, a ani razu nie byłem z tobą na zakupach.
-Co z tego? - Wyrwała się z jego objęć i usiadła na łóżku.
Nie dał za wygraną i usiadł obok niej.
-To, że musimy się tam wybrać, nie będziesz wieczność chodziła w tych samych ubraniach.
-Nie mam pieniędzy - Rzuciła krótko.
-Przecież Mike..
-Nie, nawet tego nie kończ - Przerwała mu. - Mam wystarczające wyrzuty sumienia, że tu mieszam i za nic nie płacę Chazz - Wyjaśniła smutno.
-Nikt tu nie płaci! Rodzice Mike'a nas utrzymują.
-Wiecznie nie będą wydawać pieniędzy na nasze zachcianki, jesteśmy dorośli Chazz! Muszę znaleźć pracę.
-Nikolu po co? - Narzekał.
-Chester do cholery! Jak założysz rodzinę też będziesz czekał na ich pieniądze? Nie wiadomo, co zdarzy się w życiu, lepiej się przygotować na wszystko i być w dobrej sytuacji finansowej - Podniosła głos.
Westchnął. W jej wypowiedzi było dużo prawdy.
-Chodźmy na spacer. - Zaproponował.
Posłusznie wstała za nim.
Nałożyła trampki i kurtkę.
-Idziesz w trampkach? - Zatrzymał ją.
-Mogę zawsze iść w glanach.
-Wezmę pieniądze, kupię ci jakieś ładne buty, szpilki, albo coś w tym stylu. - Postanowił.
-Nie! - Wymsknęło jej się. - Mam szpilki...
Wyjęła z szafki przeklęte buty i nałożyła na nogi. Spojrzała na niego wściekłym wzrokiem i opuściła swój pokój.
-Chciałem, żebyś czuła się pięknie! - Przepuścił ją na schodach.
Gdy zeszli, spotkali się ze zdziwionym wzrokiem Mike'a i reszty zespołu.
-Nikola! Wyglądasz ślicznie! - Wystękał zdziwiony Brad.
Zarumieniła się lekko i opuściła dom razem z Chesterem.
Od razu uderzyła w nią fala chłodnego powietrza.
-Brr, zimno. - Wyszeptała.
Objął ją i wyruszyli na krótki spacer.
Przyglądała się każdej latarni, którą mijali. Na niebie nie było widać gwiazd i unosiła się lekka mgła.
-Więc, po co wyszliśmy? - Zapytała.
-Ot, tak. Chciałem cię oprowadzić po okolicy.
Oparła się o jego ramię.
-Chester.
-Hmm?
-Kocham cię - Wyszeptała.
-Ja ciebie też kocham, ale mocniej. O wiele mocniej. Nie wiem, co by teraz było, gdybyśmy się nie spotkali.
-To przeznaczenie.
Zatrzymali się.
Zatopił się w jej słodkich wargach.
Gdyby go nie spotkała, pewnie leżałaby gdzieś zaćpana.
Dziękowała Bogu, że spotkała akurat jego, że on zainteresował się nią. Że ją pokochał.
Chwycił jej twarz w dłonie.
-Chodźmy do jakiejś restauracji.
Poszła za nim. Po chwili dotarli do małej restauracyjki.
-Przed ośrodkiem często tu chodziłem - Uśmiechnął się do niej.
Weszli do środka, usiedli przy stoliku i zamówili jedzenie.
-Nikola, muszę ci powiedzieć o moich podejrzeniach - Spoważniał.
Nienaturalnie się wyprostowała i spojrzała mu w oczy.
Nie mogę jej teraz o tym powiedzieć, nie teraz.
-Słucham? - Wyjąkała.
-Wydaję mi się, że....
-No mów.
-Że pięknie wyglądasz w tej sukience! - Wybuchł udawanym śmiechem. Czarnowłosa odetchnęła z ulgą.
-Nie strasz mnie... - Oznajmiła.
Jeszcze raz się uśmiechnął.
Nie teraz, nie teraz. To będzie niespodzianka na święta.
~*~
Lauren usiadła przy stole. Jej matka spojrzała na nią.
-Co kochanie? - Spytała uśmiechnięta.
-Nic mamo - Załkała. Po chwili schowała głowę w dłoniach.
-Córeczko, nie możesz wiecznie obwiniać się za śmierć Josha. Widocznie tak miało być - Nachyliła się nad nią i mocno przytuliła.
-Łatwo tobie mówić. Ty masz męża, pracę, dom.
-A myślisz, że łatwo mi patrzeć, jak moja jedyna córka cierpi i niknie w oczach? Kocham cię najbardziej na świecie.
-Ale czemu to spotkało mnie?! - Zaczęła nie panować nad sobą. Z jej oczu wyleciało jeszcze więcej łez.
-Nic nie poradzisz, słońce. Jestem razem z tobą. Josh bardzo cię kochał.
-Zawsze idąc spać, zadaje sobie te jedno pytanie. Dlaczego akurat on. Kochałam go, a on mnie... Był dla mnie wszystkim, planowaliśmy ślub, rodzinę!
-Jesteś młoda, wszystko sobie ułożysz.
-Nie, pracy nie ma, zwolnili mnie. Tylko Josh mnie kochał - Lamentowała.
Wróciła do swojego pokoju, rzuciła się na łóżko.
Dotknęła pierścionek, który dostała od jej narzeczonego.
-Już zawsze będziemy razem skarbie - Szeptał do jej ucha. Objął ją w pasie i razem przyglądali się na zachodzące słońce.
Josh zabrał ją na weekend nad jezioro, by oświadczyć się jej.
-Nic nas nie rozdzieli, jesteśmy idealni - Kontynuował.
Dziewczyna wsłuchiwała się w jego doskonały i mocny głos.
-Kocham cię.
-Kocham cię - Odpowiedziała.
Znowu łzy cisnęły jej się do oczu. Chciała go przytulić.
Być z nim. Słuchać go. Chciała znaleźć się przy nim.
______________
Ok. Rozdział z dupy, ale jest xD
Wena wymarła. Ofe, jak to źle brzmi xD
ALE ZBLIŻA SIĘ ZIMA, ŚWIETA, FERIE, WIĘC WIECEJ CZASU NA PISANIE, SPANIE, EXPIENIE.
Także stay tuned.
Pojawiła się zakładka bohaterowie i tam z boku jest kontakt, więc jeżeli macie jakąś sprawe czy coś w tym rodzaju, proszę piszcie xD
A i jeżeli napiszecie to lepiej, żebyście mnie o tym powiadomiły w komentarzu, bym nie odpisała bo dwóch miesiącach, latach...
Bodajże Shinodowa, tak Shinodowa, chyba, chyba tak, jeżeli nie, to nie, ale chyba Shinodowa, prosiła abym się do niej odezwała,
ale
ja
nie
lubie
sie
odzywac
pierwsza
:C
XDD
Ni ważne xd
A i jeszcze wazniejsza rzecz
Wygląd znowu zmieniony.
Czemu?
Bo mam robale w dupie. Jak sobie siedziałam i patrzyłam, co mogłabym zmienic, urzekł mnie jednak ten wygląd.
NIE WIEM CZEMU XD
Chciałam na początku jeszcze inny, takie fajne ptaki lecące sobie w pizdu xd
Ale za kolorowo by było :C xd
No więc.
Hehe.
Komentujcie, baardzo proszę :<
TO MEGA MOTYWUJE, A PRZY OSTATNICH ROZDZIAŁACH JEST WCHUJ MAŁO WYŚWIETLEŃ I WCHUJ MAŁO KOMENTARZY.
NAPRAWCIE TO XD
Rozdziały dodaje tak rzadko, bo bardzo zależy mi, aby każdy kto to czyta skomentował poprzedni rozdział, no wiecie no C:
Także kończe moje przemówienie, bo niepotrzebnie przedłużam.
Papaaa
KOMENTUJCIE PLZ XD
Żałosne Kasiu
ALE PLZ XD