piątek, 6 lutego 2015

"W jednej sekundzie chce mi się płakać, w jednej chce mi się zabijać, w jednej chce mi się umrzeć"

21

 Leżał na bezczynnie na brzuchu. Od kilku godzin nie opuszcza swojego pokoju. Nadal nie może uwierzyć, w to co usłyszał podczas niespodziewanej rozmowy telefonicznej.
Państwo Shinoda zginęli w wypadku.
Te słowa ciągle odbijały się w jego głowie.
Nawet nie wiedział, że ciągle płakał. Wylewał swoją bezsilność.
Ich śmierć wyżarła mu duszę. Do jego głowy wracały tysiące wspomnień, co wywołało większą rozpacz.
Jego pierwszy wyjazd nad morze, jego nastoletni bunt.
Ktoś wszedł do pokoju i usiadł na jego łóżku. Nie miał siły i ochoty sprawdzać kto to.
To dzięki ojcu odnalazł się w muzyce, teraz nie ma ani jego, ani Mike'a.
Byli przy każdym jego upadku, teraz nie ma ani ich, ani Mike'a.
Czuł pustkę. Miał w sobie czarną dziurę, która cały czas promieniowała.
-Mikey? - Głos czarnowłosej rozbrzmiał się po pokoju.
Nie odpowiedział. Odwrócił się na plecy, przyglądając się pyłkom kurzu w promieniach słonecznych, dostających się przez zasłonięte żaluzje.
Pustka.
Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem. Czerwone oczy, opuchnięte poliki, worki pod powiekami. Wrak szczęśliwego Mike'a. Wydawałoby się, że Shinoda jest tu tylko ciałem, a duszą szuka swych rodziców.
Cholernie chciała mu pomóc, ale nie potrafiła.
-Jak się czujesz?
-Samobójstwo - Odparł łamiącym się głosem.
-Co?
-To jedyne słowo, które pasuje.
-Masz ochotę się zabić? - Spytała zaniepokojona.
-Nie potrafiłbym tego zrobić, ale w tej chwili wydaje się ono najrozsądniejszym.
Przełknęła głośno ślinę i westchnęła.
-Chcę być sam.
Ześlizgnęła się z łóżka i podeszła do drzwi. Odwróciła się i spojrzała na niego jeszcze raz. Przymknęła powieki i wyszła z pokoju. Wrak.


~*~


Blondyn stał przed drzwiami Shinody. Czekał na Nikolę. Wszyscy domownicy dowiedzieli się o śmierci jego rodziców. Nikt nie wiedział jak mu pomóc. Ujrzał czarnowłosą wychodzącą z pokoju. Objął ją i dotknął jej mocnych włosów.
-Co z nim? - Szepnął.
-Jest w okropnym stanie.
Bennington westchnął z rezygnacją, a w jego oczach zakręciły się łzy.
-Musimy mu pomóc, Chester.
-Ale jak? Chcę go pocieszyć, ale wiem, że nie uda mi się to.
-Chociaż spróbuj z nim porozmawiać... Ja nie potrafię.
-Wiem, co to znaczy stracić rodziców, ale nie byłem z nimi tak silnie związany, jak Mike z jego rodzicami. Nie obchodziłem nikogo. Mieli w dupie to, co robiłem. Nie pomagali mi w pokonaniu nałogu. Nie potrzebowałem pomocy ludzi. Narkotyki były ulgą. Budziłem się codziennie i pierwsze co robiłem, to zaspokojenie głodu. Nałóg potrzebuje paliwa. Wymiotowałem wnętrznościami, omijałem swój wzrok w lustrze. Wyglądałem jak bezdomny i chory, w pewnym sensie taki byłem. Cieszę się, że z tego wyszedłem - Spuścił wzrok.
-Chazz, już taki nie jesteś, masz mnie, masz nas. Dość o przeszłości. Mike cię potrzebuje, pomóż mu do cholery. My już nie potrzebujemy pomocy. Musimy mu pomóc.
Blondyn kiwnął głową i popatrzył na dłonie swojej ukochanej.
-Tak. Tak masz rację...
Spojrzał jej w oczy, które dodawały mu otuchy. Wszedł do pokoju przyjaciela.
Wyglądał jakby jego dusza opuszczała ciało. Ukucnął przy łóżku.
-Mike, słuchaj.
Z trudem odwrócił głowę w jego stronę. Tłuste, czerwone włosy opadały na przeszklone oczy.
W gardle Chestera powstała gula. Zszokował go jego widok. Role się odwróciły, już wie, jak czuł się Shinoda, gdy widział go naćpanego, zaniedbanego, smutnego i bezsilnego. Zawsze był szczęśliwy.
-Nie możesz tu tak wiecznie siedzieć.
Przymrużył oczy.
-Owszem, mogę - Wychrypiał.
Drzwi się uchyliły, a do pokoju wpadł wielki pies. Wskoczył na łóżko i polizał twarz Mikeya, kładąc pysk na jego klatce piersiowej.
-Spotkaj się z Anną.
-Straciłem rodziców.
-Wyjdź do nas.
-Straciłem rodziców. Kurwa, straciłem rodziców. Straciłem ich - Wyszeptał i zalał się łzami. Chazz objął go.
-Nie straciłeś, są tu.  W twoim sercu. Nie chcą byś się smucił.
-Zawsze tak kurwa mówicie. Nie, nie ma ich tu - Wyszlochał.
-Nie załamuj się, czerwony skurwielu! Masz iść się ogarnąć. Jedziemy, kurwa, na miasto. Do kina, do restauracji, do baru, gdziekolwiek, kurwa. Zapomnij. Oni tu nadal są. Chcą, żebyś był szczęśliwy. Wykonali już to, co mieli do zrobienia w swoim życiu.
Kenji spojrzał na niego zdziwiony. Wyszczerzył swoje białe kły.
-Ty żółty, wytatuowany skurwielu.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
-A teraz idź się kurwa umyj, bo śmierdzisz.
Shinoda zmierzył go groźnym wzrokiem.
-Dziękuję, Chester. To wiele dla mnie znaczy.
-To, że przyznałem, że śmierdzisz, czy to, że ci pomogłem? - Zapytał głupio.
-To i to.
-Po prostu się nie przejmuj - Otworzył drzwi Shinodzie, a ten poszedł do łazienki.
Nikola widząc uśmiechniętego przyjaciela, natychmiast skierowała się do Benningtona.
-Jesteś czarodziejem. Co zrobiłeś, że zachciało mu się żyć? Strata rodziców nie jest łatwa do pokonania.
-Nazwałem go czerwonym skurwielem - Odpowiedział zadowolony.
-Tyle?
-Tyle.
Spojrzała na niego podejrzanie.
-Jedziesz z nami na miasto? - Zaczął.
-Wiesz, nie mam ochoty ruszać się stąd. Jest fatalna pogoda.
-Rozumiem, jesteś zmęczona po pracy - Odparł smutno.
-Ej, przestań udawać obrażonego - Wtuliła się w niego, czując woń jego perfum.
Zaśmiał się i odwzajemnił uścisk.



~*~


Od godziny siedzieli w barze w szóstkę.
Rozmawiali o wszystkim, jak za dawnych czasów.
-O, Chester tu jest!
Blondyn gwałtownie się odwrócił i zobaczył mężczyznę przy stoliku obok.
Przeklął pod nosem i upił łyk piwa.
Wrócili do rozmowy.
Po pięciu minutach Bennington postanowił, że pójdzie kupić jeszcze trochę alkoholu.
Skierował się do kelnerki. Przechodząc obok stolika, w którym siedział Mark zatrzymał się.
Znów chciał z nim rozmawiać.
-Czego chcesz? - Warknął Chazz.
-Nie tak ostro blondasku.
Mark miał towarzyszów. Zmierzył ich wzrokiem.
-Chciałbym ci coś opowiedzieć o Nikoli.
-W dupie mam twoje opowiastki.
-Czekaj!
-Co kurwa.
-Zastanawia mnie, jak się śpi z taką kurwą, co? Ciekawe ilu ją pierdoliło przed tobą. Pewnie wielu, bo miała crack za darmo. Na twoim miejscu byłbym ostrożny. Ma w sobie tyle gówna, że jak cię zarazi to fiut ci opadnie.
Mark przybił piątkę z grubym kolegą, a drugi wił się ze śmiechu.
-Poczułeś się lepiej po tym? - Zaczął Chester.
-Co?
-Poczułeś się bardziej męsko?
-Spierdalaj - Odpowiedział.
-Poczułeś, że masz władzę?
-Spierdalaj.
-Poczułeś, że jesteś lepszy, chociaż jesteś w środku gównem?
-Spierdalaj.
-Tak było?
-Spierdalaj.
Podszedł do niego.
-Jeszcze raz coś o niej powiesz, to cię zniszczę.
-Grozisz mi? - Zapytał z szyderczym uśmiechem.
-Ostrzegam.
-Ale się boję.
Gruby kolega tłukł ręką w stół, był cały czerwony od śmiechu.
-Spróbuj jeszcze raz.
-Pierdolę ciebie i tę twoją kurwę. Pierdolę was oboje!
Wypuscił butelkę po piwie i roztrzaskuje się na podłodze. To odwróciło uwagę Marka.
Chester złapał go za włosy, wygiął mu głowę do tyłu i wcisnął  kciuk w szyję tuż pod grdyką. Naciskał mocno. Ciało było miękkie. Mężczyzna zaczyął się dusić, charczeć i cierpieć. Zobaczył kątem oka, jak jego gruby przyjaciel podnosi się z krzesła i zbliża się. Wtedy Mike podszedł do niego i popchnął go, mówiąc mu coś. Natychmiast usiadł.
Mark dusił się i tracił oddech. Cierpiał. Spojrzał mężczyźnie w oczy. Był bezbronny. Jego życie jest w rękach Benningtona.
-Jeszcze raz coś o niej powiesz, zabiję cię.
Nacisnął mocniej.
-Zabiję cię.
Jeszcze mocniej.
-Zabiję cię, kurwa.
Wypuścił go.Mark zaczął kaszleć i chwycił się za gardło. Wciągnął tyle powietrza ile potrafił.
Zrobił dwa kroki w stronę jego kolegi. Splunął mu w twarz. Brak reakcji. Trzęsąc się z wściekłości, wyszedł z baru. Wyjął z kieszeni papierosy i zapalił jednego. Zaciągnął się. Po chwili dołączyła reszta chłopaków.
Nie mówili nic. Bennington przyśpieszył, chciał się już znaleźć obok Nikoli.
-W jednej sekundzie chce mi się płakać, w jednej chce mi się zabijać, w jednej chce mi się umrzeć* - Wychrypiał Chazz.
-Co?
-Nic.


_________________

Krótki, wiem, no lol.
W każdym bądź razie pracuję nad tym rozdziałem od 2 tygodni, przeczytałam książkę Jamesa Freya i wena wróciła, lol xD
*cytat Freya

Ogólnie, to dużo wątków zaczerpnęłam z jego książki.
Nie widzę komentarzy, nie podoba mi się to, wiecie?
Więc komentujcie, bo jak nie będzie komentarzy, to przestanę pisać, bo nie ma sensu. Brak motywacji.
Znowu zapowiadam troszkę przerwy. Dużo rzeczy na głowie.
Chcę już jebane wakacje, będę dodawać bez przerwy.
Taa, końcówka tez z dupy
Gówno XD
Do następnego








5 komentarzy:

  1. Mi się tam podoba. Najbardziej lubię moment gdy Chaz i Mike wyzywają się xD To takie suodkie :3 A tak w ramach motywacji: Spinaj poślady i czekamy na następny rozdział. :P Bardzo lubię tą historię i nie mogę się doczekać dalszych wydarzeń. c: Weny i zapału do pracy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nanananana! Dzień dobry! Hejka naklejka! Hejka sklejka!
    Rozdział krótki, ale fajny i przyznam, że łza się w oku kręciła, gdy pisałaś o Mikeyu :/ i zjawił się Chazz i nazwał go tak pocieszająco, że tylko autentyczny przyjaciel by się roześmiał :D
    No... u mnie fajnie jest... nie ma weny... a rozdziału brak... kolejny tydzień mija... i gówno... i kurwa nic.
    Powracając... świetnie i czekam na nowy! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Przepraszam, że nie zajrzałam wcześniej, ale po prostu nie mogłam i bardzo tego żałuję, bo ten rozdział był świetny!
    Kocham, kiedy Mike i Chaz się wzajemnie obrażają. Widać, że to prawdziwi przyjaciele ;D.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Weny.
    Pozdrawiam,
    Lilith.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej, jestem.
    Kurde, no jestem ciekawa jak tam dalej będzie z Mike'iem. ;-;
    Pocieszyciel Chester lvl 99. xDD
    No nic. Czekam na kolejny i życzę Ci dużo weny. c:

    OdpowiedzUsuń