poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"Pierwszy raz widze, zeby Chazz az tak zaangazowal sie w zwiazek"

14

Stali już przy wyjściu ze szpitala. Chester był zadowolony, Nikola zmieszana.
Otworzył pewnie drzwi i wziął głęboki oddech.
-I co, jak się czujesz? Całkowicie wolna? - Spytał.
Spojrzała na niego zdziwiona. 
-Przecież nie wychodzimy z więzienia. Czuję się dziwnie. 
-Oj tam. Wreszcie będziesz wolna! - Powiedział obejmując ją.
-Gdzie są chłopaki? 
-Tam! - Wskazał palcem na czerwony samochód.
Zobaczyła w nim Mike`a, Brada i Roberta. Chester podbiegł do samochodu ciągnąc za sobą czarnowłosą.
Szybko otworzył drzwi i pozwolił wsiąść Nikoli.
-Cześć gołąbeczki. - Rzucił Rob pomagając dziewczynie zapiąć pas.
Bennington pokazał mu środkowy palec i wsiadł do auta.
-Okey. Wszyscy są? - Spytał czerwonowłosy.
Kiwnęli głową i ruszyli. Nikola była strasznie zdenerwowana. Przyglądała się swoim dłoniom starając się ignorować resztę chłopaków.
-Nikola, przygotowaliśmy dla ciebie pokój. - Zaczął Brad.
-Jak ci się nie spodoba to powiedz. Mike zapłaci za przebudowę. - Zażartował Robert.
Zmierzył go ostrym wzrokiem w lusterku.
-Nie musieliście... - Wyjąkała.
-Coś taka nieśmiała? - Szturchnął ją lekko Robert. - Ej chłopaki. Straszymy ją. Uspokoić się! 
Roześmieli się.
-Musi się przyzwyczaić do takich idiotów jak wy. - Zaśmiał się Chester.
-To boli! - Udał urażonego.
Nikola oparła się o Chestera.
Zagwizdali.
-Zamknijcie mordy! - Wydarł się Chazz, a następnie roześmiał.
Zarumieniła się, ale uśmiechnęła.
-Nikola, jaki jest twój ulubiony kolor? Chociaż blondynek powinien wiedzieć, co Chester? - Zacząl Brad.
-Ja nie wiem. - Odpowiedział troche zakłopotany. 
-Szary i czerwony. - Powiedziała.
-Mike jesteś bogiem! - Krzyknął Rob.
-Z jakiej racji. - Wtrącił się Chazy.
-Ano takiej, że nasz kochany Mikey był zmuszony wybrać kolory farb do nowego pokoju Nikoli i wybrał właśnie czerwony i szary. - Wytłumaczył Delson.
-Czerwoną miałem w zapasie, a szara była na przecenie. - Powiedzial znudzony Spike.
-Zapamiętuj okolicę Nikolu. - Polecił Chester.
Pokręciła głową i przymrużyła powieki. 
-Nie spać! - Krzyknął perkusista. 
Zdezorientowana ocknęła się.
-Nikolu, z nami nie będziesz miała czasu na spanie. - Zabawnie poruszył brwiami Brad.
-To może wrócimy do ośrodka. - Żartował Bennington. - Dawno nie było u nas dziewczyny w domu, to może się źle skończyć...
Patrzyła na nich trochę przerażona. Nagle Bourdon roześmiał się.
-Żartujemy.
Samochód zatrzymał się pod  dużym domem.
-To tutaj. - Pomógł wysiąść Nikoli Chester.
-Piękny dom. - Zamruczała.
-A co jeśli ci powiem, że ten dom ma już prawie 100 lat? - Rzucił nagle Mike.
Spojrzała na niego zdziwiona.
-I ty trzymasz pod tym dachem ich? To nierozsądne.
-No może trochę, ale nie są aż tacy dzicy. Ten dom jest bardzo mocno zbudowany. W tamtych czasach inaczej budowało się domy. - Opowiadał.
-Uwielbiam takie domy. - Szepnęła. 
-Ja również. Nie pamiętam, które pokolenie rozpoczęło budowe tego domu, ale jestem im bardzo wdzięczny. Moim rodzicom też, że pozwolili nam tu zamieszkać. Na parceli mam prywatne jezioro, rozległe lasy, a w głębi mały domek.
-Mike skończ pierdolić. Wiem, że jesteś bogaty, ale nie musisz każdemu mówić tego przy wejściu. - Krzyknął blondyn i dołączył do nich.
Zażenowany Shinoda wyprzedził ich i wszedł do środka.
-Spokojnie. Jeszcze dziś w nocy będzie rozluźniony. Teraz udaje takiego ważniaka. Wiesz... - Zaśmiał się i otworzył drzwi.

-Joe zostaw do cholery ten tort! - Przy pierwszych krokach w domu dało się usłyszeć daremne próby uspokojenia Hahna.

-Jak tu powierzyć tym matołom jaką kolwiek błachostkę. - Mówił zniesmaczony Robert.
Nagle zobaczyli uciekającego Koreańczyka z tortem. Gdy ich zobaczył przywołał się do porządku.
-Oh. To wy już tu jesteście...
-Joe przygłupie. - Przybiegł Dave. -Yy. Niespodzianka! Witajcie w domu!
Zaśmiali się.
-Idioci. Naprawdę. - Uśmiechnął się Spike. -Pomóżcie Nikoli i Chesterowi wnieść torby na górę.
Kiwnęli głową i zabrali dwie torby Nikoli.
-Ej! A ja? -Wtrącił się Chester.
-Dasz radę mięczaku... - Rzucił Shinoda i ruszył do kuchni. Musiał powiadomić rodziców o nowym współlokatorze.
Usiadł na blacie i wyciągnął komórkę. Wybrał numer ojca i wcisnął zieloną słuchawkę.
-Halo? - Usłyszał głos taty.
-Hej tatuś. Bo chciałem cię powiadomić, że sprowadziła się do nas przyjaciółka Chestera z ośrodka i kompletnie nie ma się gdzie podziać. 
-Hm. Jeżeli wam nie przeszkadza, to okey. A Chester już wyszedł? Miało go nie być pół roku. - Zdziwił się.
-No właśnie miało, ale stwierdzili, że nie są uzależnieni. Super, prawda?
-Jak najbardziej. Ale proszę, uważajcie.
-Dobrze, kończe. Pa.
Rozłączył się i wszedł na górę.
Wszyscy stali w nowym pokoju Nikoli. Wszedł tam.
-Boże, ten pokój jest piękny! - Mówiła podekscytowana. 
-A to wszystko zasługa naszego Mike'a. A właśnie, gdzie on jest? - Zmartwił się Dave.
-Tutaj. - Powiedział i wszedł do pokoju.
-Mike, dziękuję ci. 
Jeszcze raz dotknęła czarnego biurka i spojrzała na niego.
-Nie masz za co. Naprawdę. - Uśmiechnął się. - Miałem plan namalować coś na szarej ścianie, ale nie wyrobiłem się. Mogę nad tym popracować jak chcesz.
-Nie. Nie chcę ci zawracać głowy. - Powiedziała zakłopotana.
-Jak chcesz. 
-Ale to ja wtargałem te ciężkie meble na drugie piętro. - Wtrącił się Brad. Spojrzała na niego.  - Przytulasek załatwi sprawę. - Puścił jej oczko.
Wtuliła się w gitarzystę, a on odwzajemnił uścisk.
-Przytul wszystkich. - Szepnął jej do ucha.
Kiwnęła głową.
Podeszła do Mike'a i przytuliła go. Na początku był zdziwiony. To samo zrobiła z pozostałymi chłopakami.
-Dobra, dajmy jej się rozpakować. - Zarządził Chester.
Posłusznie wyszli z pokoju. Blondyn złapał ją w talii i przyciągnął do siebie. 
-Pomóc ci? 
-Poradzę sobie sama. Ty też musisz się rozpakować.
Pocałował ją w czubek głowy.
-Jak coś to wołaj. 
Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.

Otworzyła pierwszą szafę i umieściła w niej ubrania, a do szuflady wsadziła bieliznę. 
Swoje kosmetyki postawiła na stoliku, który stał obok jej łóżka. Spojrzała na swój pokój i otarła łzę kręcącą się jej oku. Wszystko zaczęło się układać.
Usiadła na łóżko i powoli się na nim położyła.
Wbiła wzrok w biały sufit.
Pozostało jej czekać na to, aż wszystko się spieprzy.

~*~

-Dave, mam nadzieję, że kupiłeś wszystko. - Zaczął Brad.
-Tak. Skrzynka piwa, 6 napojów, trochę chipsów i wino. -Zakomunikował.
-A wino to po co? 
-Nikola też tu jest. Wino jest wiesz... Takie dziewczyńskie! 
-Tak, Dave. Na pewno. - Powiedział zażenowany.

Postawil zakupy na blacie i przyjrzal sie chlopakom.
-Gdzie Nikola i Chester? - Zapytal.
-Tutaj! - Krzyknal Bennington schodzacy po schodach z dziewczyna.
Chazz usiadl obok Brada. Zdezorientowana usiadla na przeciwko ich.
-No! Nikolu, jak ci sie podoba w naszym domu?! - Zaczal Brad.
-Moim domu. - Poprawil Shinoda, ktory wyjmowal sok z lodowki. - No wlasnie, podoba ci sie tu?
Spojrzala sie na Chestera. Usmiechnal sie.
-No wiec... Dom jest piekny. - Powiedziala niesmialo.
-E Nikola! Serio oswoj sie z nami! - Krzyknal Robert zbiegajacy ze schodow.
Za nim dobiegl Joe ze wsciekla mina.
-Chester?! Czy to ty podales moj numer tej kobiecie?
-Ale masz zaplon, Joe. - Skomentowal Dave.
-Chester! Przez ciebie bieglem, az do kiosku po drugiej stronie ulicy! - Lamentowal.
Mezczyzni rozesmieli sie.
-I sie jeszcze smieja ze mnie. Nikola, to byl blad. Nie potrzebnie sie zgodzilas! Biedna Nikola. Oh biedna! - Krzyczal.
Charles spowaznial.
-Pojebalo cie? - Spytal z deka smutny.
-Chazz, on zartuje. - Rzekl powaznie Robert.
-To nie brzmi jak zart! - Spiorunowal wszystkich wzrokiem.
Nagle rozesmial sie.
-Mam was! - Oznajmil powstrzymujac smiech.
Odetchneli z ulga.
-Idiota! - Obrazil sie Joe.
Obok dziewczyny usiadl Mike.
-Mike? - Zaczela niepewnie.
-Hm?
-Jak ty z nimi wytrzymujesz? Sa tacy na co dzien?
Kiwnal glowa.
-Wytrzymalas te dwa tygodnie z Chesterem?
-No tak.
-Moze wytrzymasz z nimi.
Spojrzala na niego troche przerazona.
Zasmial sie.
-Chociaz, Chazz pewnie byl grzeczny w osrodku, co?
-Co masz na mysli?
-Aj. Nie wazne.
Wstal z kanapy i wrocil do kuchni.
-Pomozcie mi! Wystawcie stol na taraz! - Rozkazal czerwonowlosy.
Chlopacy poslusznie wypelnili prosby.
Zagubiona Nikola stanela na przeciw Shinody.
-Pomoc w czyms?
Dal jej telefon domowy do reki i kartke z jakims numerem.
-Zamow dwie szescdziesiecia centrymetrowe pizzy i co chcesz, jezeli ich nie lubisz.
Kiwnela glowa i wybrala numer napisany na kartce.
Gdy odlozyla sluchawke poczula czyi oddech na karku. Niepewnie sie odwrocila.
Przed nia stal Chazz.
-Nikolu. Przepraszam za Joego. - Mowil ze skrucha.
-Chazzy... Przeciez zartowal.
Przytulil ja.
Odwzajemnila uscisk.
-No dobra golebeczki! Rozumiem True Love i te sprawy. Ale Chester kurwa! Rozpal tego grilla!
Odkleil sie od dziewczyny calujac ja w policzek.
-Ide juz Rob! - Krzyknal.
Na polikach Nikoli mozna bylo zauwazyc rumience.
-Pierwszy raz widze, zeby Chazz az tak zaangazowal sie w zwiazek. - Rzekl Spike wycierajac szklanki.
Podskoczyla do gory.
-Byles tu?
-No tak. Widac, blondynek sie stara. Nie spierdol tego. - Powiedzial stanowczo.
Spojrzala na niego zdziwiona.
Odwrocil sie w strone okna.
-Pizza przyjechala.
Ruszyl w strone drzwi. Zaczal krotka pogawedke z dostawca pizzy, zaplacil mu i zaniosl opakowania na taras.
-Chodz Nikola. - Rzucil Delson.
Opuscila kuchnie i weszla na rozlegly taras. Na ciemnych balustradach powieszone byly doniczki z kwiatami.
Na srodku stal wielki stol, a przy nim grill.
Usiadla obok Chestera.
Wziela kawalek pizzy i spozyla go.
Bennington dal jej puszke piwa. Niepewnie wziela go od blondyna.
-No nic tam nie dolalem. -  Zartowal.
Otworzyla piwo i wziela jeden lyk.
-Jak ja dawno nie mialam tego w ustach. - Szepnela.
Zasmial sie.
-Dziwnie to zabrzmialo.
Spiorunowala go wzrokiem.
-Zboczeniec. Zboczeniec do potegi. - Krzyknela smiejac sie.
Brad spojrzal na nich.
-Chester! Co ty chcesz od tej istoty?! Plci pieknej! Doslownie!
-Juz sie najebales?  - Spytal Robert.
-Nie?! - Zaprzeczyl.
-Delson, znamy cie na wylot. Ty jestes upity po kilku lykach piwa.
-Nie nawidze was! - Krzyknal i odszedl od stolu. - Zabije sie! Tu i teraz! - Zaczal spinac sie po balustradzie.
-Brad idioto! - Wymsknelo sie Nikoli.
-Pomozcie mi! Jack gdzie jestes?! Jack! Jack!
Chester spojrzal na Dave'a.
-Twoja kolej na ratowanie naszego Brada.
Westchnal.
Odsunal sie i podszedl do Brada.
-E! Rose! Spojrz na mnie!
-Jack! Nie podchodz! Bo skocze!
-Jesli ty skoczysz, ja skocze. - Oznajmil znudzony.
Brad powrocil na taras i przytulil Dave'a.
-Narysuj mnie, jak swoje francuskie, czy tam ruskie dziwki.
Wszyscy wybuchli smiechem.
Zasmucony Brad wrocil na swoje miejsce.
-Tak. Najebany po polowie piwa. - Smial sie Spike.
Kolejny raz zasmiali sie i skonczyli jedna pizze, a wokol stolu magicznie pojawialy sie puste puszki.

~*~

Byla juz 3:00.
Z glosnikow lecialy pierwsze dzwieki Depeche Mode Enjoy The Silence.
Brad lezal pod krzeslem. Joe zwierzal sie Robertowi. Dave spiewal jakas piosenke, Chester opowiadal Mike'owi o tym jak poznal sie z Nikola. Za to sama Nikola robila nietrzezwym chlopakom zdjecia. Oczywiscie to Mike mial to robic, ale niezle wstawiony Chester zaczal mu sie zwierzac.
Czerwonowlosy probowal go przekonac aby poszedl do lozka, ale nie udawalo mu sie to.
-Chester prosze. Jutro mi opowiesz! - Blagal.
-Nie! Ja musze teraz!
-Poczekaj, ide sie wyszczac.
Odszedl od Chazza i pobiegl do Nikoli.
-Sluchaj, zabierz Chestera do pokoju, nie daje rady z nim. - Zasmial sie.
-Okej, sprobuje.
Shinoda zajal sie odprowadzaniem reszty chlopakow.
Czarnowlosa podeszla do stolu.
-Chodz juz Chazz.
-Nie chce. - Oznajmil.
Westchnela i przykucnela obok krzesla dotykajac reki chlopaka.
-Prosze chodz.
Spojrzal na nia. Jego oczy swiecily od ilosci wypitego alkoholu.
Usmiechnal sie.
Zaczal powoli wstawac, wiec Nikola zaczela mu pomagac.
Weszli do mieszkania.
Wiedziala, ze ciezko bedzie go wprowadzic po schodach.
Nie bylo tak trudno jak myslala.
Zatrzymali sie tylko dwa razy.
Otworzyla drzwi od jego pokoju, a on rzucil sie na lozko.
-To dobranoc. - Rzucila wychodzac z pokoju.
-Wracaj.
Zawrocila sie.
-Buzi na dobranoc.
Usmiechnela sie.
Podeszla do jego lozka i nachylila sie nad jego glowa.
Zlozyla na jego czole delikatny pocalunek.
Wtedy chwycil ja za twarz i namietnie pocalowal.
Zdziwiona gwaltownym zachowaniem Chazza probowala sie wyrwac, ale nawet pijany byl od niej silniejszy.
Zlapal ja za lokcie i wciagnal na swoje lozko.
Ponowil swoj pocalunek.
Oderwala sie od  niego, ale nie mogla wyjsc, objal ja w talii.
-Chester, prosze. Jestes pijany, pogadamy jutro.
Pokrecil przeczaca glowa i kolejny raz zatopil swoje wargi w jej.
Odwzajemnila pocalunek.
-Nikola? Jestes tu? - Nagle do pokoju wpadl Mike.
Chester nie przerwal pocalunku.
Nikola spojrzala na niego, a potem oderwala sie od Benningtona.
Zmierzyl ich zdziwionym wzrokiem.
-To moze ja nie bede przeszkadzac.
Opuscil pomieszczenie.
-Nie przejmuj sie tym. - Szepnal Chester wtulajac sie w Nikole.
Po 10 minutach dziewczyna rowniez zasnela.


__________________________________________________________________________
Wreszcie.
Nowy rozdzial. YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAY.
Bez znakow polskich. Wytlumaczenie w poprzednim poscie xD
Mam nadzieje, ze spodobal Wam sie rozdzial, bo mnie akurat irytuje brak znakow polskich xD
Komentowac! XD










Informacje

Mam dwie wazne informacje.

Vilen mi pozwolila nakurwiac "XD"xddyaaay!!

A teraz mniej wazniejsza informacja.
Jak widac, nie uzywam znakow polskich, bo moja kochana klawiatura nie chce ze mna wspolpracowac -.-
Rozdzial 14 jest napisany do polowy. Albo nawet mniej niz do polowy. Pisalam go na tablecie, a to bardzo zle i niedobre. Takze do polowy rozdzialu sa znaki polskie.
I dzisiaj chcialam juz dokonczyc rozdzial, ale chyba tak bez znakow polskich nie wypada, cnie?
Juz mowie. Nie wiem, kiedy kupie nowa klawiature, to moze byc nawet za miesiac.

Takze, decyzja nalezy do Was xD

wtorek, 12 sierpnia 2014

"Zaczniemy nowy rozdział"

13

Obudziła się w innym miejscu. Skądś znała ten pokój. Uważniej rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez okno zajmujące połowę ściany widziała wschodzące słońce. Na beżowej ścianie wisiało zdjęcie, na którym widniała mała dziewczynka. Powoli domyślała się gdzie może być i jak tu się znalazła, ale nic nie pamiętała z dnia wczorajszego. Powoli wstała z dużego łóżka i podeszła do biurka. Ledwo, co trzymała się na nogach.
Ból głowy był nie do zniesienia. Przed oczami nagle pojawiły jej się mroczki, więc szybko wróciła na łóżko.
Przejechała dłonią po stoliku nocnym. Przypominał jej stolik, który zrobił dla niej dziadek na urodziny.
Zaraz.
Ona jest w swoim starym pokoju u rodziców.
Uśmiechnęła się. Wzięła głęboki oddech i ponowiła próby wstania z legowiska
Wyszła na korytarz, z dołu słyszała dźwięk telewizji.
Powoli zeszła po schodach chwiejąc się lekko.
Skierowała się do dobrze znanego jej salonu. W fotelu wylegiwał się jej ojciec. Przy stoliku siedziała jej matka przeglądająca gazetę.
-Mamo. - Odważyła się na szept.
Uniosła wzrok z gazety na Lauren i uśmiechnęła się.
-Córeczko kochana. - Podeszła do niej przytulając ją.
Dołączył do nich również jej tata.
-Gdzie byłaś tyle czasu, media o tobie trąbią. - Mówili.
-Wszystko się zepsuło. - Załkała.
Kobieta pocałowała ją w czoło.
-Usiądź skarbie, zaparzę ci herbaty.
Dała odprowadzić się ojcu na fotel.
-Kochanie, ja muszę jechać do pracy. Poradzisz sobie z mamą. - Ucałował ją i opuścił pokój.
Dokładnie przyglądała się przedmiotom. Tak dużo się zmieniło od jej wyprowadzki.
-Lauren, kochanie. Musimy porozmawiać. - Zaczęła jej matka wchodząc do pokoju z tacką, na której niosła kubki z herbatą.
Usiadła na przeciwko niej i słabo się uśmiechnęła.
-Lauren... Co się wczoraj stało? Słyszałam o wypadku. Przykro mi...
-Nie wiem mamuś. Nic nie pamiętam. - Zakryła usta dłonią.
-Córeczko, proszę spokojnie.
-Jak mam być spokojna?! Jak mam być do cholery spokojna, kiedy osoba, z którą wiązałam plany na przyszłość od tak zginęła? Jak?! - Wybuchła.
-Błagam dziecko. Uspokój się i powiedz, co wczoraj robiłaś.
-Nie pamiętam do cholery! - Nagle uspokoiła się. - Pamiętam. Pamiętam, że zostawiłam w jego domu walizkę. Potem byłam w szpitalu i powiadomili mnie, że umarł. Pustka. Biegłam. - Mówiła jak zahipnotyzowana.
-Daj mi klucze do jego mieszkania, pojadę po twoje rzeczy. - Postanowiła.
Miała chęć zaprzeczyć, ale uległa. Wyjęła z kieszeni klucze. W jej oku zakręciła się łza.
-Proszę. - Dała jej klucze. Zaraz po tym wyszła z domu.
Upiła łyk herbaty i z ciekawości zaczęła szperać po swoich kieszeniach.
Wyciągnęła telefon.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła, że wczoraj rozmawiała z Chesterem.

O czym mogłam z nim rozmawiać, pomyślała.

Bez wahania wykręciła numer ośrodka, w którym niedawno mieszkała.
Przyłożyła powoli telefon do ucha.

-Halo? - Usłyszała kogoś po drugiej stronie.
-Tu Lauren... Lauren Baroon. - Powiedziała profesjonalnie.
-Pani psycholog? Gdzie pani jest?
-To najmniej ważne. Chciałabym zwolnić z ośrodka Chestera Bennigtona i Nikolę... - Zapomniała jej nazwiska.
-Nikolę Harrington?
-Nie wiem, ta co jest z Bennigtonem w pokoju.
Rozmówca westchnął.
-Z jakiej racji?
-Nie są uzależnieni.
-Niby skąd pani to wie? - Dopytywał.
-Proszę ich wypuścić!
-Są w ośrodku tylko dwa tygodnie. Najprędzej za tydzień lub dwa. Nie uczęszczają teraz na terapie.
-Proszę ich wypuścić za tydzień.
-Uch. No dobrze. Ale tylko po znajomości.
Lauren nawet nie wiedziała z kim rozmawia. Prawie nikogo nie pamięta.
-Ach. Dziękuję w takim razie. Do widzenia.
-Ale proszę mi powiedzieć...

Zerwała połączenie.
Zadowolona odrzuciła komórkę i zamoczyła wargi w herbacie.
Jedyny dobry uczynek w całym  jej życiu.
Miała nadzieję, że wypuszczą Chestera jak najszybciej. Nie zależało jej na Nikoli, ale wiedziała, że miałby jej za złe to, że wypuściła tylko jego.
Wydawał jej się naiwny. Wiedziała, że prędzej czy później Nikola go zostawi. Nie wyglądała na wierną.
W sumie, Bennington zawsze był naiwny. Gdyby nie był, nie popadł by w nałóg.
Nadal pamiętała, jak przyszedł do niej całkowicie naćpany i mówił, że nic mu się nie stanie.

-Nic ci się nie stało Chester. W ogóle. - Szepnęła pod nosem i oparła głowę o fotel. - Nic, a nic.

~*~

Otworzyła się. Coś ciężkiego leżało na jej szyi. Ledwo, co oddychała. Z trudem dotknęła tego "czegoś".
Okazało się, że to ręka Chestera. Delikatnie wyślizgnęła się z jego ucisku.
-Co ty tu robisz? - Spytała, ale nie odpowiedział. - Chester? - Próbowała go obudzić.
Westchnęła.
-Wstawaj! - Krzyknęła.
Mruknął cicho i odwrócił się.
Chwyciła poduszkę i rzuciła nią w jego.
Zero reakcji.
-Sam tego chciałeś, panie Bennington.
Wlazła na łóżko i usiadła na brzuchu Chestera.
Uśmiechnął się.
-No ej. Miałeś wstać. - Marudziła i zaczęła się kręcić.
Złapał ją w talii i zsadził z siebie po czym wstał. Spojrzał na nią zaspany.
-Czemu tu spałeś? - Spytała.
-Ano. Przyszedłem do ciebie w nocy, bo nie mogłem spać.
-Mhm. - Wstała z łóżka i wyszła z pokoju.
Bez zastanowienia ruszył za nią.
-Ogon. - Skomentowała.
Zaśmiał się i usiadł na kanapie.
-Już 10. - Powiedział.
Spojrzała na zegarek.
Wróciła się do pokoju i wzięła trochę rzeczy. Weszła do łazienki i po kilkunastu minutach wyszła ubrana w długie jeansy i jakąś bluzę.
Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
Nikola rzuciła się do otworzenia.
Po otworzeniu drzwi ujrzała prawdopodobnie jakąś pracownicę ośrodka.
-Chciałam państwa tylko powiadomić, że za tydzień opuścicie ośrodek. Powinniście się spakować. ]
Kobieta odeszła od drzwi.
-Zaraz. Ale czemu? - Zaczęła Nikola wychodząc na korytarz.
-To jest najmniej ważne. Cieszcie się. - Powiedziała obojętnie.
-Ale przecież terapia nie dobiegła końca, a dyrektorzy? - Dopytywała.
-Do widzenia!

Zdziwiona zaistniałą sytuacją wróciła do mieszkania.
-Chester, każą nam się pakować. Za tydzień mają nas wypuścić.
-To świetnie! - Wstał i objął Nikolę. - Nie cieszysz się?
-No niby tak, ale przecież nadal jesteśmy uzależnieni. Chyba.
-Nie jesteśmy. Chyba, że od siebie. - Ponownie ją przytulił.
-Ale nie mam się gdzie podziać.
-Przecież zamieszkasz u nas.
-Chester. Nie mam pieniędzy...
Chwycił jej twarz i spojrzał jej w oczy.
-Rodzice Mike'a opłacają nasz wszystkich. Są bogaci.
-Nie jestem pewna. - Odwróciła wzrok.
-Nie masz wyjścia kochana. Idź się pakować. Zadzwonię do chłopaków.
Niepewna wróciła do swojego pokoju. Wiedziała, że nie wypuścili ich od tak. Ktoś musiał o to prosić.Miała nadzieję, że to nie jej matka. Znaczy ta kobieta.
Nie sądziła, że to dobry pomysł.

~*~
-Mike! Telefon ci dzwoni! To Chester! - Krzyknął Brad.
-Sram! Daj mi ten telefon albo odbierz, idioto!
-Nie będę patrzeć jak srasz. - Powiedział i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Halo? - Zaczął.
-Mike? Nie. Brad! Nie uwierzysz. - Mówił entuzjastycznie.
-Może uwierzę, jak mi powiesz! - Żartował.
-Za tydzień będziemy w domu.
-Jak to? Jakiś weekend czy co?
-Nie! Wypuszczają nas!
-O kurwa! Stary, to zajebiście! - Wydarł się!
Do pokoju przybiegł Rob i Dave.
-Co się tak drzesz? - Spytali.
-Chester, zadzwoń potem. Bez kitu, zajebiście.
Rozłączył się i rzucił telefon na łóżko.
-Ogarniajcie pokój Chestera. Wraca za tydzień.
Krzyknęli ze szczęścia, aż Joe przyleciał z kuchni.
-Co jest? - Zapytał spanikowany.
-Chester wraca za tydzień. - Oznajmili razem.
-O! To trzeba to opić.
Nagle z kibla wyszedł Mike.
-Co tak się drzecie jełopy? - Zdenerwował się.
-Chester Charles Bennington za tydzień pojawi się u nas w domu. Na zawsze! - Cieszył się Dave.
-Z Nikolą! - Dodał Robert.
Na twarzy Shinody pojawił się ogromny uśmiech.
-To świetnie.
Do Koreańczyka zadzwonił telefon.
-Prywatny. - Szepnął przerażony.
Przyłożył telefon do ucha i usłyszał znajomy mu głos.
-Cześć Joe. Pamiętasz mnie? Miałeś mi dać numer. Na szczęście sama go zdobyłam. Dziś po pracy będę wolna. Odezwę się. Buziaki. - Mówiła kobieta.
Szybko się rozłączył.
-Chłopaki idę po nową kartę SIM. Zostałem namierzony.
Roześmiali się, ale Joe wcale się nie uśmiechnął.
-To nie śmieszne. To przez was! - Wrzasnął i opuścił dom.
-Biedny chłopak. - Powiedział Delson.
-Dobra, wróci. Powinniśmy zająć się pokojem Nikoli chyba. - Zaczął Dave.
-Że ja mam znów z wszystko płacić tak? - Lamentował Mike.
-Nie ty, tylko twoi nadziani rodzice. I tak płacisz za wszystko.
-No dobra. - Obraził się.
-Wreszcie wszystko będzie zajebiste jak kiedyś. - Rzekł Brad.
-Dokładnie. - Zgodzili się.


~*~

Nikola siedziała na parapecie przy oknie w swoim pokoju. W całkowitej ciemności nie dostrzegła, że wkradł się do niej blondyn.
-Co tak patrzysz. - Szepnął jej do ucha.
-Chester. W tym wszystkim musi tkwić jakiś haczyk. To przecież nawet nie zgodne z prawem.
-Wszystko jest okey. Widocznie nie mają zamiaru trzymać za darmo nieuzależnionych osób. - Pogłaskał ją po włosach. - Zaczniemy nowy rozdział.
-Ja nie umiem.
-To cię nauczę. - Pocałował ją w policzek i wyszedł z pokoju.
-Gdyby to wszystko było takie proste. - Mruknęła.

_______________________________________________________________________________
Hej, hej.
Wbijam z takim oto rozdziałem itp.
Wreszcie udało mi się to napisać, trudno szło.
Nadużywam "XD", więc ta dopiska będzie taka poprawna gramatycznie.
Postaram się dodać jakiś rozdział w piątek, ale nie jestem pewna czy mi się uda. Po niedzieli do środy albo soboty na pewno nie będzie żadnych postów, bo jadę mordować brata ciotecznego. (Chce napisać to "XD" :C) Także... Może mi się uda zmobilizować.
Droga Vilen.
Nie tylko Tobie imię "Lauren" kojarzy się z liściem laurowym.
(Tak mi brak "XD")

Komentujcie, nawet jeśli komentarz ma dotyczyć liści laurowych.
(Napisałam "XD", ale skasowałam...)
Dobranoc

piątek, 1 sierpnia 2014

"Ona wlazła z buciorami w moje życie, kiedy prawie zaczyna się układać."

12

Słońce powoli zachodziło. Przez zasłonięte okna dostawały się pomarańczowe promyki słońca.
Chester trzymał dłoń Nikoli głaszcząc ją. Delikatnie opierał się o jej głowę nucąc kołysankę.
Nawet nie słuchała. W swojej głowie tworzyła scenariusze, co by było gdyby z nią pojechała lub chociaż dałaby jej szansę do wytłumaczenia. Nie czuła, żeby łączyły je jakieś więzi. Nie znała jej. Była dla niej obca.
Brzydziła się nią. Jakim cudem nie było jej wstyd, po tym co jej zrobiła. Po prostu przyszła i oznajmiła, że jest jej matką. Ona przecież nie miała matki. Nie miała rodziny. Nie miała nikogo, kto by jej zaoferował miłość.

-Nikola. - Wyrwał ją z zamyśleń Chester. - Powinnaś jej  wysłuchać. - Nie przestawał głaskać jej dłoni.
Wypuściła powietrze ustami, starając się uspokoić. On nic nie rozumie.
-A jakbyś ty szedł spokojnie ulicą i nagle podleciałaby do ciebie jakaś kobieta i oznajmiła, że jest twoją matką? Bez żadnej skruchy? Chazz, proszę. Nikt nie dałby jej szansy.

Wciąż miała w głowie jej twarz. Na jej ustach plątał się uśmiech, jakby to, co mówiła było jakimś wesołym cytatem prezentera pogody. Gdyby nagle straciła słuch, a Jude oświadczyła jej, że jest matką, z tym samym idiotycznym uśmiechem, pomyślałaby, że mówi o wesołych szczeniaczkach.

-Dałbym jej szansę. Nikola, nie przyszła tu, bo jej się nudziło. Dopadły ją wyrzuty sumienia, że nie była przy twoim dorastaniu, że nigdy cię nie wspierała. - Tłumaczył.
-Ale ja jej nie znam! N i e  z n a m! - Wybuchła.
-Ale to twoja matka!
-Nie. To jakaś Jude. Każda kobieta może sobie przyjść i powiedzieć, że jest moją matką. Nie poczuję różnicy. Gdybym ją chociaż pamiętała...
-I możesz sobie przypomnieć! Wysłuchaj jej, może zna inną wersję wydarzeń niż ty.
-Co mam przypomnieć. Była w moim życiu przez 2 lata. Te 2 lata, których nie pamiętam. Daj już spokój. - Wyzwoliła rękę z uścisku Benningtona i ruszyła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Westchnął.
Sam nie wiedział czemu namawia Nikolę na spotkanie z Jude. Nie darzył jej sympatią po pierwszym, bardzo krótkim spotkaniu, ale sądził, że chce dobrze dla Nikoli. Inaczej by chyba nie przyszła.
Miał mętlik w głowie. Teraz żałował, że naciskał czarnowłosą, żeby wysłuchała tej kobiety.
Może sam chciał, by jego matka zaczęła go szukać. Ostatni raz widział ją dwa lata temu, kiedy oznajmił jej, że jej nienawidzi i jedzie spełniać marzenia. Gdzie skończył? Tutaj właśnie.
Nawet go nie szuka.
Ale z drugiej strony, to on zachował się egoistycznie. Zostawił ją. Samą.
Ale jeszcze z innej strony, to ona go wygoniła.
-Napiłbym się teraz piwa. - Mruknął pod nosem wstając z kanapy.
Podszedł do lodówki, nie zaskoczyło go to, że nie było w niej jakiegokolwiek trunku.
Kto w ogóle może sądzić, że na odwyku dają alkohol?
Blondyn musiał zadowolić się resztkami wody gazowanej. Łapczywie wypił ciecz, a butelkę rzucił na blat.
Podszedł do okna, odsłonił je i ujrzał ulicę, na której plątało się mnóstwo ludzi. Wydawali się tacy sami.
Wracali zmęczeni z pracy, ledwo trzymając się na nogach, niektórzy szli weseli z rodziną, przyjaciółmi, a niektórzy z miną wrednej małpy, jeszcze inni wracali z zakupów, a pomiędzy ich nogami siedzieli żebracy.
W ich głowach mieszały się różne myśli. Może myśleli o seksie, o śmierci, o morderstwach.
Mimo iż mieli inne twarze, zainteresowania, byli ludźmi. Zwykłymi hipokrytami lub złodziejami.
Zasłonił ponownie okno, odtrącając natrętne myśli.
Odwrócił się i zobaczył Nikolę w mokrych włosach, bokserce i dresach.

-Myłaś się? - Spytał z niedowierzaniem. - Tak szybko?
Zaśmiała się i kiwnęła głową.
-Jak szłam do łazienki to stałeś przy oknie jak jakiś pedofil. Naprawdę. - Tłumiła śmiech.
-Tak wcześnie się myjesz?
-Chyba pójdę wcześnie spać. Muszę o wszystkim pomyśleć. - Oznajmiła zmęczona.
Usiadła na blacie chowając twarz w dłoniach.
-Ej, spójrz na mnie. - Zaczął.
Westchnęła i powoli uniosła głowę. Spojrzał w jej czerwone oczy. Powstrzymywała płacz.
Podszedł do niej i pomógł jej zejść na ziemię. Przyciągnął ją do siebie, a ona przyległa do jego ciała.
-Nie przejmuj się nią. Da ci spokój.

Próbował ją pocieszać, ale w głębi serca czuł, że ta kobieta nie zamierza opuścić życia Nikoli.
-Ona wlazła z buciorami w moje życie, kiedy prawie zaczyna się układać. - Załkała.
Nic nie mówił. Pozwolił jej się wtulić. Gdy oderwała się od niego, wróciła do swojego pokoju nie zamykając drzwi. Widział tylko jak rzuciła się na łóżku, potem znikła mu z pola widzenia.
Zastanawiał się, czy jak wprowadzi się do ich domu będzie tak idealnie, jak sobie wyobraża.
Bardzo chce, żeby z nimi mieszkała. Sama sobie nie poradzi. Nawet nie ma dokąd iść.
Ma nadzieję, że do tego czasu się nie pokłócą, że spokojnie się spakują i wyjdą z ośrodka, ostatni raz spojrzą na budynek i skierują się do samochodu, w którym będzie siedział wesoły Mike.
Pojadą do domu, gdzie zrobią imprezę roku, a następnego dnia wyremontują pokój nowej współlokatorki,
Xero osiągnie sukces, będą znani na całym świecie. Będą szczęśliwi.

Mimowolnie się uśmiechnął.
Ruszył w stronę kanapy i chwycił pilot. Włączył telewizor i zaczął bezmyślnie "skakać" po kanałach.
Zostawił wiadomości i skupił się na dwóch muchach, które latały nad telewizorem.
Nagle zwrócił uwagę na ekran telewizora, dużymi literami napisane było "Śmierć znanego pisarza".
Zdał sobie sprawę, że był wyłączony, dlatego gwałtownie chwycił pilot i drżącymi rękoma zwiększył głośność. Miał nadzieję, że to nie narzeczony Lauren. Był dla niej wszystkim, załamałaby się, gdyby zmarł.
Ujrzał wysoką blondynkę, która bez wyrazu twarzy opisywała, to co się dzieje.
Gdy Chester usłyszał imię i nazwisko jej miłości, a następnie dane Lauren zamarł.
Wnioskowali, że narzeczona ofiary zaginęła.
Wziął głęboki oddech i wstał.
-Gdzie posiałem tą jebaną karteczkę z jej numerem? - Pytał sam siebie.
Przekładał wszystko cicho klnąc.
-Sprawdź przy telewizorze. - Usłyszał kobiecy głos.
Gwałtownie się odwrócił. Ujrzał nieśmiało uśmiechającą się czarnowłosą.
Spojrzał na półkę, na którym stał telewizor. Rzeczywiście. Leżała tam pognieciona kartka. Ucieszył się i szybko zabrał list.
-Skąd wiedziałaś? - Spytał podekscytowany.
Ziewnęła.
-No, zostawiłeś spodnie w łazience i wystawała z kieszeni karteczka, więc ją wyjęłam i położyłam w tym miejscu. - Pokazała palcem na miejsce, gdzie leżała.
-Jesteś cudowna. - Powiedział delikatnie całując ją w policzek. - Wracaj spać, wybacz, że cię obudziłem.
-Najpierw powiedz mi, co się stało. - Postanowiła.
-Pogadamy jutro.
-Teraz. - Pociągnęła go za rękę do swojego pokoju. Usiadła na łóżku przy ścianie. Blondyn niepewnie usiadł na krańcu łoża. - Co jest?
Westchnął.
-Ten narzeczony Lauren zmarł, a sama Lauren zaginęła.
-Jak to? - Spytała łapiąc jego dłoń.
-Nie ma jej, uciekła. - Szepnął załamany.
-Może uciekła do matki?
-Nie wiem, ciężko przewidzieć jej zachowanie.
-Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję. Idź spać, ja postaram się odzyskać jakoś telefon, muszę do niej zadzwonić. - Wstał i opuścił pomieszczenie zamykając drzwi.
Spojrzała na miejsce, gdzie przed chwilą siedział Chester ze smutkiem w oczach i położyła się.
Nie zamierzała mu przeszkadzać. Nie chciał jej pomocy.

~*~

Zszedł po schodach i skierował się w stronę recepcji. Kobieta widząc go starała się go zignorować.
-Dzień dobry. - Uśmiechnął się ironicznie.
-Dzień dobry. - Wybełkotała zmuszona.
-Chciałbym, aby pani dała mi mój telefon.
-Że co? Pora dzwonienia będzie za dwa tygodnie! - Krzyknęła zbulwersowana.
-Ale proszę pani. Potrzebuję porozmawiać już teraz. Możemy się umówić tak, że nie będę nigdzie dzwonić za te dwa tygodnie? - Błagał.
Obejrzała się dyskretnie i przybliżyła się do mężczyzny.
-A dasz mi numer tego skośnookiego?
-Hahna?
-Tak!
Zastanowił się.
-Dobrze. Niech pani zapisuje.
Podał numer DJ'a i wyszukał swój telefon. Podziękował kobiecie, a następnie wrócił do mieszkania. Cicho zajrzał do pokoju Nikoli i uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że smacznie śpi.
Zdenerwowany wykręcił numer Lauren.
Pierwszy sygnał. - Nic.
Drugi sygnał. - Nic.
Zaczął chodzić w tą i z powrotem.
Trzeci sygnał.
Czwarty.
Piąty.
-Halo? - Usłyszał głos po drugiej stronie.
-Halo?! Lauren? Gdzie jesteś? Co się stało? - Pytał.
-W dupie. - Powiedziała ledwo słyszalnie. Zagłuszał ją szum. Zaczęła się histerycznie śmiać. - Znowu umiem żartować. Wczoraj zupełnie nie umiałam żartować. - Szepnęła.
-Lauren! Jedziesz gdzieś?!
-Do niego. Wołał mnie. Wiem to.
-Lauren do cholery. Wracaj do ośrodka!
-Chester, oni mnie obserwują, boją się mnie. Podoba mi się to.
-Kto cię obserwuje? Nie ruszaj się nigdzie! Stój gdzie jesteś. Zaraz zadzwonię po pomoc.
-Nie mogę stanąć. To jest silniejsze ode mnie. Ktoś idzie do mnie. Zbiera od ludzi białe kartki. Chester? Co to?!
-Lauren nie ruszaj się. Powiedz mi gdzie jedziesz. - Prosił.
-Dobranoc Chester. Dobranoc.
Po chwili usłyszał doskonale znany i irytujący dźwięk zakończonego połączenia.
-Kurwa! - Krzyknął zdenerwowany i  rzucił telefonem o podłogę. - Co ja mam teraz robić? - Mruczał.
-Chester! Spokojnie! - Przerwała Nikola. Obserwowała go od dłuższego czasu.
Podeszła do niego i wtuliła się w jego tors.
-Co się stało?
Wplótł ręce w jej potargane włosy.
-Lauren. Zadzwoniłem do Lauren. - Wybełkotał.
-I co.
-Jest z nią coś nie tak. Szeptała jakby była naćpana, a to niemożliwe. Mogła jechać pociągiem lub autobusem. Kompletnie nie wiem, co mam zrobić.
-Powiadom policję.
-Nie! Znienawidzi mnie! - Lamentował.
-Pomożesz jej.
Oparł się o jej ramię.
-Pomogę jej zostawiając ją samej sobie. Mam nadzieję, że pojechała do matki.
-Ale jak naprawdę była pod wpływem narkotyków? Zrobisz jej krzywdę!
Głośno westchnął.
-Ja wiem, co mam robić. Bardzo długo ją znam.
Zagryzła wargę i oderwała się od Bennigtona.
-Jak wolisz, Chazz, ale nie zostawiaj jej samej.
Wróciła na swoje łóżko i zamknęła powieki.


~*~

Biegła złapać drugi pociąg. Pociąg, który ją wybawi. Ludzie stali jej na drodze, ale uważała, żeby nikogo nie dotknąć. Stąpała po krawędzi peronu widząc pojazd. Drzwi zdążyły się już zamknąć, ale otworzyły się, gdy w nie kopnęła.
Wsiadła do wagonu i serdecznie się roześmiała. Podłoga drżała i łaskotała jej podeszwy stóp. Zauważyła, że każde miejsce ktoś zajmuje. Każdy bacznie ją obserwował. Miała chęć każdemu pokazać środkowy palec, ale bała się, że znów mogą go wyrzucić.
Ciekawe, czy znów będą zbierać te białe kartki, pomyślała.
W tamtym pociągu nie zbierał karteczek od ludzi z zamkniętymi oczami.
Każde siedzenie było zajęte.
Przycisnęła twarz do szyby. Pociąg idealnie wpasował się w tunel. Usłyszała szelest za nią. Tak.
Ten człowiek znów zbiera bilety. Gwałtownie usiadła na podłodze i zamknęła oczy. Po pięciu minutach poczuła, że ktoś nią potrząsa. Zmuszona otworzyła oczy.
-Ma pani bilet? - Spytał starszy pan.
-Co mam?
-Bilet.
-Chyba nie. Nie. - Powiedziała głupio.
-A ma pani chociaż pieniądze?
-Proszę, pozwól mi jechać dalej, dobry człowieku!
-A co się będę użerał z idiotami. - Skomentował i zdenerwowany szedł dalej.
Uśmiechnęła się.
-Głupiutki pan. Głupiutki. - Szepnęła.

Pociąg jechał jeszcze z godzinę, po czym zatrzymał się.
Wyszła na stacji pełnej ludzi, którzy zmierzali ją wzrokiem od stóp do głowy, posyłała im serdeczne uśmiechy. Wtem w jej kieszeni zaczął wibrować telefon. Nie sięgnęła ręką do kieszeni, postanowiła, że już niczego nie odbierze.
Szła wolno kierując się w stronę schodów.
Przeczołgała się przez przeszkodę i wyszła na ruchliwą ulicę.
Zaczęła biec. Przed siebie. Wiedziała, że zna drogę. Kierowała się umysłem.
Wreszcie zobaczyła swój cel. Duży, biały dom. Okna zdobiły doniczki z kwiatami. Otworzyła furtkę.
Podbiegła do drzwi i zapukała.
Otworzyła jej kobieta. Znana kobieta.
-Lauren! Gdzie ty byłaś! Kochanie moje. - Przytuliła ją mocno i wprowadziła do domu. Zaczęło być jej słabo, a potem upadła na ziemię.


_________________________________________________________________________________

Witam! XDD
Tak więc, to jest rozdział. Ma na imię rozdział i nie jest najlepszym rozdziałem. Nie ważne xD
Mam kilka spraw, a właściwie to jedną najważniejszą.


-Śniło mi się, że wpadłam na pomysł rozpoczęcia jakiegoś bloga, a miał być on o Alice Glass (Crystal Castles) i o Shinodzie. Wypaliłoby? Pozostawiam to Wam xD
-Chyba będę musiała trochę przyśpieszyć akcję, tak żeby oni już z tego ośrodka wyszli XD tylko nie mam pojęcia jak to zrobię, bo żadne rozwiązanie mi nie przychodzi do głowy :C xd I pytanie. Czy mogłabym jakoś pisać następny rozdział np. kilka tygodni po tych wydarzeniach? Pisanie ich życia w ośrodku staje się monotonne xD tak więc, to też pozostawiam Wam XD
-Ide spać XD Dobranoc xd