11
Przemoczona piątka mężczyzn wcisnęła się przez ciasne drzwi.
-Kurwa Brad! Miałeś sprawdzić pogodę! - Krzyknął nieźle wkurzony Robert.
-Sprawdzałem! Cały dzień miało mieć słonecznie! - Odpowiedział, a raczej odkrzyknął zdejmując mokre buty i bluzę.
-I co tak nagle się zmieniła?
-Tak! Nie znasz się po prostu. Pogoda jest zmienna. Idiota!
-Nie jesteśmy w górach, że tak nagle się zmienia idioto. Powiedz po prostu, że jej nie sprawdziłeś!
-Ja jestem pilny i zawsze dotrzymuję słowa! - Powiedział urażony.
-Nie sprawdziłeś. - Stwierdził idąc do łazienki zmienić ciuchy.
-Ja przecież nigdy nic nie sprawdzam, bla bla. - Przedrzeźniał go.
Dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że całą szopkę oglądali pozostali mężczyźni. No może najmniej zainteresowany był Joe, który wcinał smacznie kanapkę, nie zważając na to, że z jego mokrych włosów woda kapie na chleb.
-Dobra, uspokój się Brad. Wiemy, że nie sprawdziłeś pogody, wybaczamy. - Zabrał głos Spike. - Idź się przebrać, przeziębisz się jeszcze.
Przybity tym, że nikt nie chce mu uwierzyć poszedł do swojego pokoju.
-Chyba Brad tu nam dorasta. - Zaśmiał się Dave.
-Ale nie dorósł jeszcze, by powierzyć mu tak ważną sprawę, jaką jest sprawdzenie pogody. - Zaniósł się śmiechem czerwonowłosy.
-Zdecydowanie! Idę się przebrać. - Rzucił i opuścilł przed pokój.
Westchnął. Tak bardzo brakowało tu Chestera, który zawsze jest zabawny. Tęsknił za ich imprezami i oglądaniem meczów przy browarze. Wciąż pamięta ten dzień, w którym oświadczyli mu, że wysyłają go na odwyk.
-Teraz albo nigdy Mike. - Szepnął poważnie Rob.
Chester siedział spokojnie na fotelu bezmyślnie patrząc w ekran telewizora.
Podeszli do niego wszyscy.
-Chester... - Zaczął niepewnie Shinoda.
Odwrócił głowę w ich stronę.
-Bo my ten... No wiesz.
-Hm? - Nie wiedział, co miał na myśli.
-Chodzi o to, że my wiemy o twoim nałogu. - Powiedział cicho.
Spojrzał na nich smutno.
-Wywalicie mnie? - Powstrzymywał łzy. To nie miało się wydać.
-Nie! Nigdy! Nie to mamy na myśli. - Sprostował. - Wysyłamy cię na odwyk, na pół roku. Masz tam zjawić się za miesiąc... - Oznajmił spokojnie.
Zamarł. Jedna łza spłynęła po jego poliku i skończyła swą trasę na suchych ustach. Nie wiedział, co powiedzieć. Czy oni mu to robią naprawdę?
Gwałtownie się poderwał.
-Kurwa! - Krzyknął zbijając wazon. Wpadł w szał.
Próbowali go uspokoić, ale na darmo.
-Nienawidzę was! Skurwysyny! Czemu mi to robicie! Czemu?! - Łkał osuwając się po ścianie.
-Chcemy twojego dobra. - Rzekł przestraszony Mike.
-Nie! Chcecie mnie wyjebać, ale macie tak dobre serduszka, że nie możecie mi tego powiedzieć prosto w twarz! Nienawidzę was! Jesteście najgorszym, co mnie spotkało!
To ich zabolało. Mike dotknął jego drżącej dłoni.
-Nigdy cię nie wywalimy! Jesteś naszym przyjacielem! - Spojrzał na niego.
Wyrwał ręke z jego uścisku.
-Nie, nie jesteście moimi przyjaciółmi, gdybyście byli to nie wysyłalibyście mnie tam! - Wstanął.
Chłopaka wkurzyła jego postawa.
-Kurwa Chester! - Krzyknął policzkując go. - Nie pierdol, bo wiesz, że to nie prawda. Gdybyśmy cię nie znosili nie brałbym cię do domu! Zrozum! Jesteś naszym przyjacielem!
Kiwnął głową.
-Już ok? - Spytał.
-Tak. - Wyjąkał blondyn mierząc każdego smutnym wzrokiem. - Przepraszam.
-Nic się nie stało. - Odparli uśmiechając się.
Opuścił ich. Wszedł na górę idąc do swojego pokoju. Otworzył okno wychylając się. Zapalił ostaniego papierosa i skupił się na pięknych ulicach Los Angeles.
-Jestem jebnięty. - Mruknął do siebie.
-Mike! - Krzyknął Brad sprowadzając go na ziemię. - Zdajesz sobie sprawę, że od pięciu minut stoisz i patrzysz niewiadomo gdzie? Wszysko dobrze? - Spytał.
-Tak, tak tylko myślałem o...
-O? - Dociekiwał.
Nie wiedział, co powiedzieć. Że znów wspomina te zdarzenie? Przecież obiecał, że do tego nie wrócą.
-O... Nikoli! Tak Nikoli. - Był zadowolony z tego, iż tak szybko wymyślił wymówkę. Nigdy nie potrafił kłamać.
-Ach. Zdradź Mike, czemu na nią patrzyłeś, jakby ci ojca ołówkiem zabiła? - Żartował Brad.
Spojrzał na niego zdezorientowany.
-Niby kiedy? - Udawał zdziwionego.
-Cały czas. No prawie.
-Wcale się na nią nie patrzyłem! - Zaprzeczył.
-Nie, w ogóle. Co ci w niej znowu nie pasuje?
-No. Wszystko jest niby ok.
-Niby? Jest idealnie. Chazz zapomni o Sam chociaż. Mają ten sam problem, to ich połączy.
-Ale. Samantha też była "uzależniona", przynajmniej tak nam wmawiała, a Chazy był nią zaślepiony. Jedyną rzeczą, od której była uzależniona to Robert. - Posmutniał Mike. - Nie zniosę jego kolejnej załamki.
-Mike, wszystko będzie dobrze, ta dziewczyna napewno nie jest taką szmatą. Widać było, jak dobrze się dogaudują.
-No w sumie.
-Nie narzekaj. A jakby trafił do pokoju z jakimś zjebem, który wcale by nie zamierzał zerwać z nałogiem?
Mógłby przecież mieć towar skądś tam i dawać Chesterowi, wtedy byłoby źle.
-Wow, Brad. Mądre to. - Skomentował.
-No wiem, przecież dorastam! - Szeroko się uśmiechnął.
-Tylko myślę, że jak Nikola będzie u nas mieszkać wszystko się popsuje. - Wciąż myślał Mike.
-Stary, daj sobie spokój. Zobaczysz. Wszystko wypali. A teraz idź się przebrać, bo w miejscu gdzie stoisz tworzy się jezioro.
Szybko udał się do łazienki i zrzucił z siebie mokre ubrania.
Wytarł się ręcznikiem, założył swieże ubrania i poprawił włosy.
Wrócił do chłopaków, którzy oglądali telewizję.
-To kiedy teraz pojedziemy do Chestera i Nikoli? - Zaczął Dave.
-Ja nie jadę! Znaczy chcę, ale boję się tej pani! - Krzyknął przestraszony Joe.
Wybuchli śmiechem.
-Nie stęsknili się za nami, bo byliśmy u nich wczoraj. - Powiedział spokojnie Robert.
-Możliwe. Dajmy im się sobą nacieszyć. Pojedźmy do nich jutro! Wtedy napewno będą tęsknić! - Żartował Delson.
-Taa. - Szepnął Mike. Wciąż nie był przekonany nową znajomością Chestera. Chociaż nie sądził, że jest zła czy coś. Bał się o niego...
~*~
-Ale pada. - Poinformował Nikolę stojąc w oknie z kubkiem zielonej herbaty.
-Słyszę Chazz. Proszę, nie oblej się. - Powiedziała monotonnie.
-Nie chciałabyś znów pomacać mnie po brzuszku? - Spytał zabawnie poruszając brwami.
-Rzuciłabym cię poduszką, ale znając życie oblałbyś się.
-No nie mów, że ci się nie podobało. - Kontynuował.
-Chester! - Krzyknęła udając zbulwersowaną.
-No co! Wyleczyłaś mnie, oh bogini. - Żartował.
-Zaraz tam do ciebie podejdę!
-Zapraszam! - Śmiał się.
-A idź ty. - Mruknęła niezadowolona poprawiając się wygodnie w fotelu.
Odszedł od okna i odstawił kubek. Przez pewnien czas cisza doskwierała im w uszach. Męczące milczenie przerwało krótkie pukanie do drzwi.
-Otworzę. - Oznajmił blondyn.
Rzucił się do otworzenia. Nikola nie odrywała wzroku od telewizji, w której właśnie mówiono o kolejnej katastrofie. Ziewnęła i przymknęła powieki nie zwracając uwagi na gościa.
Przed Chesterem stała kobieta w średnim wieku.
-Dzień dobry. Czy tu mieszka Nikola Haringtton? - Powiedziała odgarniając zniszczone kosmyki blond włosów z zielonych oczu.
Odwrócił się w stronę Nikoli, która przysypiała.
-Może. - Odpowiedział głupio.
Westchnęła. Wyglądała na 40 lat.
-Jestem jej matką. Chciałabym ją zobaczyć.
Zamarł.
-Niech... Niech pani wejdzie. Nie jestem pewien czy... - Nie pozwoliła mu dokończyć, ponieważ niemalże wepchała się do środka. - Czy będzie chciała z tobą rozmawiać niewychowana idiotko. - Mruknął pod nosem.
Wyprzedził nachalną kobiete i przykucnął obok dziewczyny. Pogłaskał ją po policzku i zaczął czule szeptać.
-Wstajemy... - Delikatnie się uśmiechnęła. - Ktoś chce z tobą rozmawiać.
Otworzyła oczy. Blonyndynka od razu wepchnęła się w jej pole widzenia. Popatrzyła na nią zdziwiona.
-Zostawię was same. - Bennington opuścił salon udając się do swojego pokoju.
Kobieta usiadła obok niej, czarnowłosa przesunęła się.
-Kim jesteś? - Spytała niepewna.
-Nazywam się Jude Haringtton. Jestem twoją matką. - Powiedziała uśmiechnięta.
-Ja nie mam matki. - Sprostowała.
-Jak to nie? Siedzę tu przed tobą. Przyszłam cię zabrać.
Roześmiała się z pogardą.
-Zesrasz się, a nie mnie zabierzesz. Nie znam cię. Wyjdź kobieto.
-Nikolu proszę. Daj mi to wytłumaczyć.
-Co masz do wytłumaczenia? Zostawiłaś mnie, gdy byłam obsmarkanym dzieciakiem. Nie znam cię. Jesteś dla mnie obca. - Wyszeptała spokojnie, choć była strasznie zdenerwowana.
-Szesnaście lat temu twój ojciec popełnił samobójstwo. Bałam się, że sobie nie poradzę. Dziecko drogie! Proszę, jedź ze mną. Potrzebujesz mnie! - Lamentowała.
-Ja potrzebuję tylko Chestera. Z resztą. Czemu wcześniej mnie nie szukałaś? - Dociekiwała.
-Bo dopiero kilka miesięcy temu uświadomiłam sobie, że żałuję swojego błędu. Wróć ze mną.
Czarnowłosa uśmiechnęła się szyderczo.
-Wyjdź. Nienawidzę cię. Nie mam matki. Ojca też. Dowidzenia. Mam nadzieję, że pani poszukiwania córki się powiodą.
Jude otarła łzy lecące już od kilku minut po jej kościach policzkowych i wyszła z mieszkania.
Na twarzy Nikoli pojawił się grymas smutku. Po chwili zaczęła płakać.
Mężczyzna chwilę potem pojawił się u jej boku.
Objął ją, a ona przywarła do jego ciała.
Czesał jej włosy, gdy ona dochodziła do siebie.
-Co chciała? - Spytał.
Nikola oderwała się od niego i ocierając łzy przyjęła poważną postawę.
-Ta kobieta? Szuka córki, nie wiem czy ją znajdzie.
Blondyn mocno ją przytulił.
-Nie przejmuj się tym. Nie teraz...
___________________________________________________________________________
Boże, jakie to głupie ;-;
Dobranoc
Odszedł od okna i odstawił kubek. Przez pewnien czas cisza doskwierała im w uszach. Męczące milczenie przerwało krótkie pukanie do drzwi.
-Otworzę. - Oznajmił blondyn.
Rzucił się do otworzenia. Nikola nie odrywała wzroku od telewizji, w której właśnie mówiono o kolejnej katastrofie. Ziewnęła i przymknęła powieki nie zwracając uwagi na gościa.
Przed Chesterem stała kobieta w średnim wieku.
-Dzień dobry. Czy tu mieszka Nikola Haringtton? - Powiedziała odgarniając zniszczone kosmyki blond włosów z zielonych oczu.
Odwrócił się w stronę Nikoli, która przysypiała.
-Może. - Odpowiedział głupio.
Westchnęła. Wyglądała na 40 lat.
-Jestem jej matką. Chciałabym ją zobaczyć.
Zamarł.
-Niech... Niech pani wejdzie. Nie jestem pewien czy... - Nie pozwoliła mu dokończyć, ponieważ niemalże wepchała się do środka. - Czy będzie chciała z tobą rozmawiać niewychowana idiotko. - Mruknął pod nosem.
Wyprzedził nachalną kobiete i przykucnął obok dziewczyny. Pogłaskał ją po policzku i zaczął czule szeptać.
-Wstajemy... - Delikatnie się uśmiechnęła. - Ktoś chce z tobą rozmawiać.
Otworzyła oczy. Blonyndynka od razu wepchnęła się w jej pole widzenia. Popatrzyła na nią zdziwiona.
-Zostawię was same. - Bennington opuścił salon udając się do swojego pokoju.
Kobieta usiadła obok niej, czarnowłosa przesunęła się.
-Kim jesteś? - Spytała niepewna.
-Nazywam się Jude Haringtton. Jestem twoją matką. - Powiedziała uśmiechnięta.
-Ja nie mam matki. - Sprostowała.
-Jak to nie? Siedzę tu przed tobą. Przyszłam cię zabrać.
Roześmiała się z pogardą.
-Zesrasz się, a nie mnie zabierzesz. Nie znam cię. Wyjdź kobieto.
-Nikolu proszę. Daj mi to wytłumaczyć.
-Co masz do wytłumaczenia? Zostawiłaś mnie, gdy byłam obsmarkanym dzieciakiem. Nie znam cię. Jesteś dla mnie obca. - Wyszeptała spokojnie, choć była strasznie zdenerwowana.
-Szesnaście lat temu twój ojciec popełnił samobójstwo. Bałam się, że sobie nie poradzę. Dziecko drogie! Proszę, jedź ze mną. Potrzebujesz mnie! - Lamentowała.
-Ja potrzebuję tylko Chestera. Z resztą. Czemu wcześniej mnie nie szukałaś? - Dociekiwała.
-Bo dopiero kilka miesięcy temu uświadomiłam sobie, że żałuję swojego błędu. Wróć ze mną.
Czarnowłosa uśmiechnęła się szyderczo.
-Wyjdź. Nienawidzę cię. Nie mam matki. Ojca też. Dowidzenia. Mam nadzieję, że pani poszukiwania córki się powiodą.
Jude otarła łzy lecące już od kilku minut po jej kościach policzkowych i wyszła z mieszkania.
Na twarzy Nikoli pojawił się grymas smutku. Po chwili zaczęła płakać.
Mężczyzna chwilę potem pojawił się u jej boku.
Objął ją, a ona przywarła do jego ciała.
Czesał jej włosy, gdy ona dochodziła do siebie.
-Co chciała? - Spytał.
Nikola oderwała się od niego i ocierając łzy przyjęła poważną postawę.
-Ta kobieta? Szuka córki, nie wiem czy ją znajdzie.
Blondyn mocno ją przytulił.
-Nie przejmuj się tym. Nie teraz...
___________________________________________________________________________
Boże, jakie to głupie ;-;
Dobranoc