poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Informacje

Mam dwie wazne informacje.

Vilen mi pozwolila nakurwiac "XD"xddyaaay!!

A teraz mniej wazniejsza informacja.
Jak widac, nie uzywam znakow polskich, bo moja kochana klawiatura nie chce ze mna wspolpracowac -.-
Rozdzial 14 jest napisany do polowy. Albo nawet mniej niz do polowy. Pisalam go na tablecie, a to bardzo zle i niedobre. Takze do polowy rozdzialu sa znaki polskie.
I dzisiaj chcialam juz dokonczyc rozdzial, ale chyba tak bez znakow polskich nie wypada, cnie?
Juz mowie. Nie wiem, kiedy kupie nowa klawiature, to moze byc nawet za miesiac.

Takze, decyzja nalezy do Was xD

wtorek, 12 sierpnia 2014

"Zaczniemy nowy rozdział"

13

Obudziła się w innym miejscu. Skądś znała ten pokój. Uważniej rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez okno zajmujące połowę ściany widziała wschodzące słońce. Na beżowej ścianie wisiało zdjęcie, na którym widniała mała dziewczynka. Powoli domyślała się gdzie może być i jak tu się znalazła, ale nic nie pamiętała z dnia wczorajszego. Powoli wstała z dużego łóżka i podeszła do biurka. Ledwo, co trzymała się na nogach.
Ból głowy był nie do zniesienia. Przed oczami nagle pojawiły jej się mroczki, więc szybko wróciła na łóżko.
Przejechała dłonią po stoliku nocnym. Przypominał jej stolik, który zrobił dla niej dziadek na urodziny.
Zaraz.
Ona jest w swoim starym pokoju u rodziców.
Uśmiechnęła się. Wzięła głęboki oddech i ponowiła próby wstania z legowiska
Wyszła na korytarz, z dołu słyszała dźwięk telewizji.
Powoli zeszła po schodach chwiejąc się lekko.
Skierowała się do dobrze znanego jej salonu. W fotelu wylegiwał się jej ojciec. Przy stoliku siedziała jej matka przeglądająca gazetę.
-Mamo. - Odważyła się na szept.
Uniosła wzrok z gazety na Lauren i uśmiechnęła się.
-Córeczko kochana. - Podeszła do niej przytulając ją.
Dołączył do nich również jej tata.
-Gdzie byłaś tyle czasu, media o tobie trąbią. - Mówili.
-Wszystko się zepsuło. - Załkała.
Kobieta pocałowała ją w czoło.
-Usiądź skarbie, zaparzę ci herbaty.
Dała odprowadzić się ojcu na fotel.
-Kochanie, ja muszę jechać do pracy. Poradzisz sobie z mamą. - Ucałował ją i opuścił pokój.
Dokładnie przyglądała się przedmiotom. Tak dużo się zmieniło od jej wyprowadzki.
-Lauren, kochanie. Musimy porozmawiać. - Zaczęła jej matka wchodząc do pokoju z tacką, na której niosła kubki z herbatą.
Usiadła na przeciwko niej i słabo się uśmiechnęła.
-Lauren... Co się wczoraj stało? Słyszałam o wypadku. Przykro mi...
-Nie wiem mamuś. Nic nie pamiętam. - Zakryła usta dłonią.
-Córeczko, proszę spokojnie.
-Jak mam być spokojna?! Jak mam być do cholery spokojna, kiedy osoba, z którą wiązałam plany na przyszłość od tak zginęła? Jak?! - Wybuchła.
-Błagam dziecko. Uspokój się i powiedz, co wczoraj robiłaś.
-Nie pamiętam do cholery! - Nagle uspokoiła się. - Pamiętam. Pamiętam, że zostawiłam w jego domu walizkę. Potem byłam w szpitalu i powiadomili mnie, że umarł. Pustka. Biegłam. - Mówiła jak zahipnotyzowana.
-Daj mi klucze do jego mieszkania, pojadę po twoje rzeczy. - Postanowiła.
Miała chęć zaprzeczyć, ale uległa. Wyjęła z kieszeni klucze. W jej oku zakręciła się łza.
-Proszę. - Dała jej klucze. Zaraz po tym wyszła z domu.
Upiła łyk herbaty i z ciekawości zaczęła szperać po swoich kieszeniach.
Wyciągnęła telefon.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła, że wczoraj rozmawiała z Chesterem.

O czym mogłam z nim rozmawiać, pomyślała.

Bez wahania wykręciła numer ośrodka, w którym niedawno mieszkała.
Przyłożyła powoli telefon do ucha.

-Halo? - Usłyszała kogoś po drugiej stronie.
-Tu Lauren... Lauren Baroon. - Powiedziała profesjonalnie.
-Pani psycholog? Gdzie pani jest?
-To najmniej ważne. Chciałabym zwolnić z ośrodka Chestera Bennigtona i Nikolę... - Zapomniała jej nazwiska.
-Nikolę Harrington?
-Nie wiem, ta co jest z Bennigtonem w pokoju.
Rozmówca westchnął.
-Z jakiej racji?
-Nie są uzależnieni.
-Niby skąd pani to wie? - Dopytywał.
-Proszę ich wypuścić!
-Są w ośrodku tylko dwa tygodnie. Najprędzej za tydzień lub dwa. Nie uczęszczają teraz na terapie.
-Proszę ich wypuścić za tydzień.
-Uch. No dobrze. Ale tylko po znajomości.
Lauren nawet nie wiedziała z kim rozmawia. Prawie nikogo nie pamięta.
-Ach. Dziękuję w takim razie. Do widzenia.
-Ale proszę mi powiedzieć...

Zerwała połączenie.
Zadowolona odrzuciła komórkę i zamoczyła wargi w herbacie.
Jedyny dobry uczynek w całym  jej życiu.
Miała nadzieję, że wypuszczą Chestera jak najszybciej. Nie zależało jej na Nikoli, ale wiedziała, że miałby jej za złe to, że wypuściła tylko jego.
Wydawał jej się naiwny. Wiedziała, że prędzej czy później Nikola go zostawi. Nie wyglądała na wierną.
W sumie, Bennington zawsze był naiwny. Gdyby nie był, nie popadł by w nałóg.
Nadal pamiętała, jak przyszedł do niej całkowicie naćpany i mówił, że nic mu się nie stanie.

-Nic ci się nie stało Chester. W ogóle. - Szepnęła pod nosem i oparła głowę o fotel. - Nic, a nic.

~*~

Otworzyła się. Coś ciężkiego leżało na jej szyi. Ledwo, co oddychała. Z trudem dotknęła tego "czegoś".
Okazało się, że to ręka Chestera. Delikatnie wyślizgnęła się z jego ucisku.
-Co ty tu robisz? - Spytała, ale nie odpowiedział. - Chester? - Próbowała go obudzić.
Westchnęła.
-Wstawaj! - Krzyknęła.
Mruknął cicho i odwrócił się.
Chwyciła poduszkę i rzuciła nią w jego.
Zero reakcji.
-Sam tego chciałeś, panie Bennington.
Wlazła na łóżko i usiadła na brzuchu Chestera.
Uśmiechnął się.
-No ej. Miałeś wstać. - Marudziła i zaczęła się kręcić.
Złapał ją w talii i zsadził z siebie po czym wstał. Spojrzał na nią zaspany.
-Czemu tu spałeś? - Spytała.
-Ano. Przyszedłem do ciebie w nocy, bo nie mogłem spać.
-Mhm. - Wstała z łóżka i wyszła z pokoju.
Bez zastanowienia ruszył za nią.
-Ogon. - Skomentowała.
Zaśmiał się i usiadł na kanapie.
-Już 10. - Powiedział.
Spojrzała na zegarek.
Wróciła się do pokoju i wzięła trochę rzeczy. Weszła do łazienki i po kilkunastu minutach wyszła ubrana w długie jeansy i jakąś bluzę.
Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi.
Nikola rzuciła się do otworzenia.
Po otworzeniu drzwi ujrzała prawdopodobnie jakąś pracownicę ośrodka.
-Chciałam państwa tylko powiadomić, że za tydzień opuścicie ośrodek. Powinniście się spakować. ]
Kobieta odeszła od drzwi.
-Zaraz. Ale czemu? - Zaczęła Nikola wychodząc na korytarz.
-To jest najmniej ważne. Cieszcie się. - Powiedziała obojętnie.
-Ale przecież terapia nie dobiegła końca, a dyrektorzy? - Dopytywała.
-Do widzenia!

Zdziwiona zaistniałą sytuacją wróciła do mieszkania.
-Chester, każą nam się pakować. Za tydzień mają nas wypuścić.
-To świetnie! - Wstał i objął Nikolę. - Nie cieszysz się?
-No niby tak, ale przecież nadal jesteśmy uzależnieni. Chyba.
-Nie jesteśmy. Chyba, że od siebie. - Ponownie ją przytulił.
-Ale nie mam się gdzie podziać.
-Przecież zamieszkasz u nas.
-Chester. Nie mam pieniędzy...
Chwycił jej twarz i spojrzał jej w oczy.
-Rodzice Mike'a opłacają nasz wszystkich. Są bogaci.
-Nie jestem pewna. - Odwróciła wzrok.
-Nie masz wyjścia kochana. Idź się pakować. Zadzwonię do chłopaków.
Niepewna wróciła do swojego pokoju. Wiedziała, że nie wypuścili ich od tak. Ktoś musiał o to prosić.Miała nadzieję, że to nie jej matka. Znaczy ta kobieta.
Nie sądziła, że to dobry pomysł.

~*~
-Mike! Telefon ci dzwoni! To Chester! - Krzyknął Brad.
-Sram! Daj mi ten telefon albo odbierz, idioto!
-Nie będę patrzeć jak srasz. - Powiedział i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Halo? - Zaczął.
-Mike? Nie. Brad! Nie uwierzysz. - Mówił entuzjastycznie.
-Może uwierzę, jak mi powiesz! - Żartował.
-Za tydzień będziemy w domu.
-Jak to? Jakiś weekend czy co?
-Nie! Wypuszczają nas!
-O kurwa! Stary, to zajebiście! - Wydarł się!
Do pokoju przybiegł Rob i Dave.
-Co się tak drzesz? - Spytali.
-Chester, zadzwoń potem. Bez kitu, zajebiście.
Rozłączył się i rzucił telefon na łóżko.
-Ogarniajcie pokój Chestera. Wraca za tydzień.
Krzyknęli ze szczęścia, aż Joe przyleciał z kuchni.
-Co jest? - Zapytał spanikowany.
-Chester wraca za tydzień. - Oznajmili razem.
-O! To trzeba to opić.
Nagle z kibla wyszedł Mike.
-Co tak się drzecie jełopy? - Zdenerwował się.
-Chester Charles Bennington za tydzień pojawi się u nas w domu. Na zawsze! - Cieszył się Dave.
-Z Nikolą! - Dodał Robert.
Na twarzy Shinody pojawił się ogromny uśmiech.
-To świetnie.
Do Koreańczyka zadzwonił telefon.
-Prywatny. - Szepnął przerażony.
Przyłożył telefon do ucha i usłyszał znajomy mu głos.
-Cześć Joe. Pamiętasz mnie? Miałeś mi dać numer. Na szczęście sama go zdobyłam. Dziś po pracy będę wolna. Odezwę się. Buziaki. - Mówiła kobieta.
Szybko się rozłączył.
-Chłopaki idę po nową kartę SIM. Zostałem namierzony.
Roześmiali się, ale Joe wcale się nie uśmiechnął.
-To nie śmieszne. To przez was! - Wrzasnął i opuścił dom.
-Biedny chłopak. - Powiedział Delson.
-Dobra, wróci. Powinniśmy zająć się pokojem Nikoli chyba. - Zaczął Dave.
-Że ja mam znów z wszystko płacić tak? - Lamentował Mike.
-Nie ty, tylko twoi nadziani rodzice. I tak płacisz za wszystko.
-No dobra. - Obraził się.
-Wreszcie wszystko będzie zajebiste jak kiedyś. - Rzekł Brad.
-Dokładnie. - Zgodzili się.


~*~

Nikola siedziała na parapecie przy oknie w swoim pokoju. W całkowitej ciemności nie dostrzegła, że wkradł się do niej blondyn.
-Co tak patrzysz. - Szepnął jej do ucha.
-Chester. W tym wszystkim musi tkwić jakiś haczyk. To przecież nawet nie zgodne z prawem.
-Wszystko jest okey. Widocznie nie mają zamiaru trzymać za darmo nieuzależnionych osób. - Pogłaskał ją po włosach. - Zaczniemy nowy rozdział.
-Ja nie umiem.
-To cię nauczę. - Pocałował ją w policzek i wyszedł z pokoju.
-Gdyby to wszystko było takie proste. - Mruknęła.

_______________________________________________________________________________
Hej, hej.
Wbijam z takim oto rozdziałem itp.
Wreszcie udało mi się to napisać, trudno szło.
Nadużywam "XD", więc ta dopiska będzie taka poprawna gramatycznie.
Postaram się dodać jakiś rozdział w piątek, ale nie jestem pewna czy mi się uda. Po niedzieli do środy albo soboty na pewno nie będzie żadnych postów, bo jadę mordować brata ciotecznego. (Chce napisać to "XD" :C) Także... Może mi się uda zmobilizować.
Droga Vilen.
Nie tylko Tobie imię "Lauren" kojarzy się z liściem laurowym.
(Tak mi brak "XD")

Komentujcie, nawet jeśli komentarz ma dotyczyć liści laurowych.
(Napisałam "XD", ale skasowałam...)
Dobranoc

piątek, 1 sierpnia 2014

"Ona wlazła z buciorami w moje życie, kiedy prawie zaczyna się układać."

12

Słońce powoli zachodziło. Przez zasłonięte okna dostawały się pomarańczowe promyki słońca.
Chester trzymał dłoń Nikoli głaszcząc ją. Delikatnie opierał się o jej głowę nucąc kołysankę.
Nawet nie słuchała. W swojej głowie tworzyła scenariusze, co by było gdyby z nią pojechała lub chociaż dałaby jej szansę do wytłumaczenia. Nie czuła, żeby łączyły je jakieś więzi. Nie znała jej. Była dla niej obca.
Brzydziła się nią. Jakim cudem nie było jej wstyd, po tym co jej zrobiła. Po prostu przyszła i oznajmiła, że jest jej matką. Ona przecież nie miała matki. Nie miała rodziny. Nie miała nikogo, kto by jej zaoferował miłość.

-Nikola. - Wyrwał ją z zamyśleń Chester. - Powinnaś jej  wysłuchać. - Nie przestawał głaskać jej dłoni.
Wypuściła powietrze ustami, starając się uspokoić. On nic nie rozumie.
-A jakbyś ty szedł spokojnie ulicą i nagle podleciałaby do ciebie jakaś kobieta i oznajmiła, że jest twoją matką? Bez żadnej skruchy? Chazz, proszę. Nikt nie dałby jej szansy.

Wciąż miała w głowie jej twarz. Na jej ustach plątał się uśmiech, jakby to, co mówiła było jakimś wesołym cytatem prezentera pogody. Gdyby nagle straciła słuch, a Jude oświadczyła jej, że jest matką, z tym samym idiotycznym uśmiechem, pomyślałaby, że mówi o wesołych szczeniaczkach.

-Dałbym jej szansę. Nikola, nie przyszła tu, bo jej się nudziło. Dopadły ją wyrzuty sumienia, że nie była przy twoim dorastaniu, że nigdy cię nie wspierała. - Tłumaczył.
-Ale ja jej nie znam! N i e  z n a m! - Wybuchła.
-Ale to twoja matka!
-Nie. To jakaś Jude. Każda kobieta może sobie przyjść i powiedzieć, że jest moją matką. Nie poczuję różnicy. Gdybym ją chociaż pamiętała...
-I możesz sobie przypomnieć! Wysłuchaj jej, może zna inną wersję wydarzeń niż ty.
-Co mam przypomnieć. Była w moim życiu przez 2 lata. Te 2 lata, których nie pamiętam. Daj już spokój. - Wyzwoliła rękę z uścisku Benningtona i ruszyła do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Westchnął.
Sam nie wiedział czemu namawia Nikolę na spotkanie z Jude. Nie darzył jej sympatią po pierwszym, bardzo krótkim spotkaniu, ale sądził, że chce dobrze dla Nikoli. Inaczej by chyba nie przyszła.
Miał mętlik w głowie. Teraz żałował, że naciskał czarnowłosą, żeby wysłuchała tej kobiety.
Może sam chciał, by jego matka zaczęła go szukać. Ostatni raz widział ją dwa lata temu, kiedy oznajmił jej, że jej nienawidzi i jedzie spełniać marzenia. Gdzie skończył? Tutaj właśnie.
Nawet go nie szuka.
Ale z drugiej strony, to on zachował się egoistycznie. Zostawił ją. Samą.
Ale jeszcze z innej strony, to ona go wygoniła.
-Napiłbym się teraz piwa. - Mruknął pod nosem wstając z kanapy.
Podszedł do lodówki, nie zaskoczyło go to, że nie było w niej jakiegokolwiek trunku.
Kto w ogóle może sądzić, że na odwyku dają alkohol?
Blondyn musiał zadowolić się resztkami wody gazowanej. Łapczywie wypił ciecz, a butelkę rzucił na blat.
Podszedł do okna, odsłonił je i ujrzał ulicę, na której plątało się mnóstwo ludzi. Wydawali się tacy sami.
Wracali zmęczeni z pracy, ledwo trzymając się na nogach, niektórzy szli weseli z rodziną, przyjaciółmi, a niektórzy z miną wrednej małpy, jeszcze inni wracali z zakupów, a pomiędzy ich nogami siedzieli żebracy.
W ich głowach mieszały się różne myśli. Może myśleli o seksie, o śmierci, o morderstwach.
Mimo iż mieli inne twarze, zainteresowania, byli ludźmi. Zwykłymi hipokrytami lub złodziejami.
Zasłonił ponownie okno, odtrącając natrętne myśli.
Odwrócił się i zobaczył Nikolę w mokrych włosach, bokserce i dresach.

-Myłaś się? - Spytał z niedowierzaniem. - Tak szybko?
Zaśmiała się i kiwnęła głową.
-Jak szłam do łazienki to stałeś przy oknie jak jakiś pedofil. Naprawdę. - Tłumiła śmiech.
-Tak wcześnie się myjesz?
-Chyba pójdę wcześnie spać. Muszę o wszystkim pomyśleć. - Oznajmiła zmęczona.
Usiadła na blacie chowając twarz w dłoniach.
-Ej, spójrz na mnie. - Zaczął.
Westchnęła i powoli uniosła głowę. Spojrzał w jej czerwone oczy. Powstrzymywała płacz.
Podszedł do niej i pomógł jej zejść na ziemię. Przyciągnął ją do siebie, a ona przyległa do jego ciała.
-Nie przejmuj się nią. Da ci spokój.

Próbował ją pocieszać, ale w głębi serca czuł, że ta kobieta nie zamierza opuścić życia Nikoli.
-Ona wlazła z buciorami w moje życie, kiedy prawie zaczyna się układać. - Załkała.
Nic nie mówił. Pozwolił jej się wtulić. Gdy oderwała się od niego, wróciła do swojego pokoju nie zamykając drzwi. Widział tylko jak rzuciła się na łóżku, potem znikła mu z pola widzenia.
Zastanawiał się, czy jak wprowadzi się do ich domu będzie tak idealnie, jak sobie wyobraża.
Bardzo chce, żeby z nimi mieszkała. Sama sobie nie poradzi. Nawet nie ma dokąd iść.
Ma nadzieję, że do tego czasu się nie pokłócą, że spokojnie się spakują i wyjdą z ośrodka, ostatni raz spojrzą na budynek i skierują się do samochodu, w którym będzie siedział wesoły Mike.
Pojadą do domu, gdzie zrobią imprezę roku, a następnego dnia wyremontują pokój nowej współlokatorki,
Xero osiągnie sukces, będą znani na całym świecie. Będą szczęśliwi.

Mimowolnie się uśmiechnął.
Ruszył w stronę kanapy i chwycił pilot. Włączył telewizor i zaczął bezmyślnie "skakać" po kanałach.
Zostawił wiadomości i skupił się na dwóch muchach, które latały nad telewizorem.
Nagle zwrócił uwagę na ekran telewizora, dużymi literami napisane było "Śmierć znanego pisarza".
Zdał sobie sprawę, że był wyłączony, dlatego gwałtownie chwycił pilot i drżącymi rękoma zwiększył głośność. Miał nadzieję, że to nie narzeczony Lauren. Był dla niej wszystkim, załamałaby się, gdyby zmarł.
Ujrzał wysoką blondynkę, która bez wyrazu twarzy opisywała, to co się dzieje.
Gdy Chester usłyszał imię i nazwisko jej miłości, a następnie dane Lauren zamarł.
Wnioskowali, że narzeczona ofiary zaginęła.
Wziął głęboki oddech i wstał.
-Gdzie posiałem tą jebaną karteczkę z jej numerem? - Pytał sam siebie.
Przekładał wszystko cicho klnąc.
-Sprawdź przy telewizorze. - Usłyszał kobiecy głos.
Gwałtownie się odwrócił. Ujrzał nieśmiało uśmiechającą się czarnowłosą.
Spojrzał na półkę, na którym stał telewizor. Rzeczywiście. Leżała tam pognieciona kartka. Ucieszył się i szybko zabrał list.
-Skąd wiedziałaś? - Spytał podekscytowany.
Ziewnęła.
-No, zostawiłeś spodnie w łazience i wystawała z kieszeni karteczka, więc ją wyjęłam i położyłam w tym miejscu. - Pokazała palcem na miejsce, gdzie leżała.
-Jesteś cudowna. - Powiedział delikatnie całując ją w policzek. - Wracaj spać, wybacz, że cię obudziłem.
-Najpierw powiedz mi, co się stało. - Postanowiła.
-Pogadamy jutro.
-Teraz. - Pociągnęła go za rękę do swojego pokoju. Usiadła na łóżku przy ścianie. Blondyn niepewnie usiadł na krańcu łoża. - Co jest?
Westchnął.
-Ten narzeczony Lauren zmarł, a sama Lauren zaginęła.
-Jak to? - Spytała łapiąc jego dłoń.
-Nie ma jej, uciekła. - Szepnął załamany.
-Może uciekła do matki?
-Nie wiem, ciężko przewidzieć jej zachowanie.
-Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze.
-Mam nadzieję. Idź spać, ja postaram się odzyskać jakoś telefon, muszę do niej zadzwonić. - Wstał i opuścił pomieszczenie zamykając drzwi.
Spojrzała na miejsce, gdzie przed chwilą siedział Chester ze smutkiem w oczach i położyła się.
Nie zamierzała mu przeszkadzać. Nie chciał jej pomocy.

~*~

Zszedł po schodach i skierował się w stronę recepcji. Kobieta widząc go starała się go zignorować.
-Dzień dobry. - Uśmiechnął się ironicznie.
-Dzień dobry. - Wybełkotała zmuszona.
-Chciałbym, aby pani dała mi mój telefon.
-Że co? Pora dzwonienia będzie za dwa tygodnie! - Krzyknęła zbulwersowana.
-Ale proszę pani. Potrzebuję porozmawiać już teraz. Możemy się umówić tak, że nie będę nigdzie dzwonić za te dwa tygodnie? - Błagał.
Obejrzała się dyskretnie i przybliżyła się do mężczyzny.
-A dasz mi numer tego skośnookiego?
-Hahna?
-Tak!
Zastanowił się.
-Dobrze. Niech pani zapisuje.
Podał numer DJ'a i wyszukał swój telefon. Podziękował kobiecie, a następnie wrócił do mieszkania. Cicho zajrzał do pokoju Nikoli i uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że smacznie śpi.
Zdenerwowany wykręcił numer Lauren.
Pierwszy sygnał. - Nic.
Drugi sygnał. - Nic.
Zaczął chodzić w tą i z powrotem.
Trzeci sygnał.
Czwarty.
Piąty.
-Halo? - Usłyszał głos po drugiej stronie.
-Halo?! Lauren? Gdzie jesteś? Co się stało? - Pytał.
-W dupie. - Powiedziała ledwo słyszalnie. Zagłuszał ją szum. Zaczęła się histerycznie śmiać. - Znowu umiem żartować. Wczoraj zupełnie nie umiałam żartować. - Szepnęła.
-Lauren! Jedziesz gdzieś?!
-Do niego. Wołał mnie. Wiem to.
-Lauren do cholery. Wracaj do ośrodka!
-Chester, oni mnie obserwują, boją się mnie. Podoba mi się to.
-Kto cię obserwuje? Nie ruszaj się nigdzie! Stój gdzie jesteś. Zaraz zadzwonię po pomoc.
-Nie mogę stanąć. To jest silniejsze ode mnie. Ktoś idzie do mnie. Zbiera od ludzi białe kartki. Chester? Co to?!
-Lauren nie ruszaj się. Powiedz mi gdzie jedziesz. - Prosił.
-Dobranoc Chester. Dobranoc.
Po chwili usłyszał doskonale znany i irytujący dźwięk zakończonego połączenia.
-Kurwa! - Krzyknął zdenerwowany i  rzucił telefonem o podłogę. - Co ja mam teraz robić? - Mruczał.
-Chester! Spokojnie! - Przerwała Nikola. Obserwowała go od dłuższego czasu.
Podeszła do niego i wtuliła się w jego tors.
-Co się stało?
Wplótł ręce w jej potargane włosy.
-Lauren. Zadzwoniłem do Lauren. - Wybełkotał.
-I co.
-Jest z nią coś nie tak. Szeptała jakby była naćpana, a to niemożliwe. Mogła jechać pociągiem lub autobusem. Kompletnie nie wiem, co mam zrobić.
-Powiadom policję.
-Nie! Znienawidzi mnie! - Lamentował.
-Pomożesz jej.
Oparł się o jej ramię.
-Pomogę jej zostawiając ją samej sobie. Mam nadzieję, że pojechała do matki.
-Ale jak naprawdę była pod wpływem narkotyków? Zrobisz jej krzywdę!
Głośno westchnął.
-Ja wiem, co mam robić. Bardzo długo ją znam.
Zagryzła wargę i oderwała się od Bennigtona.
-Jak wolisz, Chazz, ale nie zostawiaj jej samej.
Wróciła na swoje łóżko i zamknęła powieki.


~*~

Biegła złapać drugi pociąg. Pociąg, który ją wybawi. Ludzie stali jej na drodze, ale uważała, żeby nikogo nie dotknąć. Stąpała po krawędzi peronu widząc pojazd. Drzwi zdążyły się już zamknąć, ale otworzyły się, gdy w nie kopnęła.
Wsiadła do wagonu i serdecznie się roześmiała. Podłoga drżała i łaskotała jej podeszwy stóp. Zauważyła, że każde miejsce ktoś zajmuje. Każdy bacznie ją obserwował. Miała chęć każdemu pokazać środkowy palec, ale bała się, że znów mogą go wyrzucić.
Ciekawe, czy znów będą zbierać te białe kartki, pomyślała.
W tamtym pociągu nie zbierał karteczek od ludzi z zamkniętymi oczami.
Każde siedzenie było zajęte.
Przycisnęła twarz do szyby. Pociąg idealnie wpasował się w tunel. Usłyszała szelest za nią. Tak.
Ten człowiek znów zbiera bilety. Gwałtownie usiadła na podłodze i zamknęła oczy. Po pięciu minutach poczuła, że ktoś nią potrząsa. Zmuszona otworzyła oczy.
-Ma pani bilet? - Spytał starszy pan.
-Co mam?
-Bilet.
-Chyba nie. Nie. - Powiedziała głupio.
-A ma pani chociaż pieniądze?
-Proszę, pozwól mi jechać dalej, dobry człowieku!
-A co się będę użerał z idiotami. - Skomentował i zdenerwowany szedł dalej.
Uśmiechnęła się.
-Głupiutki pan. Głupiutki. - Szepnęła.

Pociąg jechał jeszcze z godzinę, po czym zatrzymał się.
Wyszła na stacji pełnej ludzi, którzy zmierzali ją wzrokiem od stóp do głowy, posyłała im serdeczne uśmiechy. Wtem w jej kieszeni zaczął wibrować telefon. Nie sięgnęła ręką do kieszeni, postanowiła, że już niczego nie odbierze.
Szła wolno kierując się w stronę schodów.
Przeczołgała się przez przeszkodę i wyszła na ruchliwą ulicę.
Zaczęła biec. Przed siebie. Wiedziała, że zna drogę. Kierowała się umysłem.
Wreszcie zobaczyła swój cel. Duży, biały dom. Okna zdobiły doniczki z kwiatami. Otworzyła furtkę.
Podbiegła do drzwi i zapukała.
Otworzyła jej kobieta. Znana kobieta.
-Lauren! Gdzie ty byłaś! Kochanie moje. - Przytuliła ją mocno i wprowadziła do domu. Zaczęło być jej słabo, a potem upadła na ziemię.


_________________________________________________________________________________

Witam! XDD
Tak więc, to jest rozdział. Ma na imię rozdział i nie jest najlepszym rozdziałem. Nie ważne xD
Mam kilka spraw, a właściwie to jedną najważniejszą.


-Śniło mi się, że wpadłam na pomysł rozpoczęcia jakiegoś bloga, a miał być on o Alice Glass (Crystal Castles) i o Shinodzie. Wypaliłoby? Pozostawiam to Wam xD
-Chyba będę musiała trochę przyśpieszyć akcję, tak żeby oni już z tego ośrodka wyszli XD tylko nie mam pojęcia jak to zrobię, bo żadne rozwiązanie mi nie przychodzi do głowy :C xd I pytanie. Czy mogłabym jakoś pisać następny rozdział np. kilka tygodni po tych wydarzeniach? Pisanie ich życia w ośrodku staje się monotonne xD tak więc, to też pozostawiam Wam XD
-Ide spać XD Dobranoc xd

czwartek, 17 lipca 2014

"Ja nie mam matki"

11

Przemoczona piątka mężczyzn wcisnęła się przez ciasne drzwi.
-Kurwa Brad! Miałeś sprawdzić pogodę! - Krzyknął nieźle wkurzony Robert.
-Sprawdzałem! Cały dzień miało mieć słonecznie! - Odpowiedział, a raczej odkrzyknął zdejmując mokre buty i bluzę. 
-I co tak nagle się zmieniła? 
-Tak! Nie znasz się po prostu. Pogoda jest zmienna. Idiota! 
-Nie jesteśmy w górach, że tak nagle się zmienia idioto. Powiedz po prostu, że jej nie sprawdziłeś! 
-Ja jestem pilny i zawsze dotrzymuję słowa! - Powiedział urażony.
-Nie sprawdziłeś. - Stwierdził idąc do łazienki zmienić ciuchy.
-Ja przecież nigdy nic nie sprawdzam, bla bla. - Przedrzeźniał go.
Dopiero po kilku minutach uświadomił sobie, że całą szopkę oglądali pozostali mężczyźni. No może najmniej zainteresowany był Joe, który wcinał smacznie kanapkę, nie zważając na to, że z jego mokrych włosów woda kapie na chleb.
-Dobra, uspokój się Brad. Wiemy, że nie sprawdziłeś pogody, wybaczamy. - Zabrał głos Spike. - Idź się przebrać, przeziębisz się jeszcze. 
Przybity tym, że nikt nie chce mu uwierzyć poszedł do swojego pokoju.
-Chyba Brad tu nam dorasta. - Zaśmiał się Dave.
-Ale nie dorósł jeszcze, by powierzyć mu tak ważną sprawę, jaką jest sprawdzenie pogody. - Zaniósł się śmiechem czerwonowłosy.
-Zdecydowanie! Idę się przebrać. - Rzucił i opuścilł przed pokój. 
Westchnął. Tak bardzo brakowało tu Chestera, który zawsze jest zabawny. Tęsknił za ich imprezami i oglądaniem meczów przy browarze. Wciąż pamięta ten dzień, w którym oświadczyli mu, że wysyłają go na odwyk. 


-Teraz albo nigdy Mike. - Szepnął poważnie Rob.
Chester siedział spokojnie na fotelu bezmyślnie patrząc w ekran telewizora.
Podeszli do niego wszyscy. 
-Chester... - Zaczął niepewnie Shinoda.
Odwrócił głowę w ich stronę.
-Bo my ten... No wiesz. 
-Hm? - Nie wiedział, co miał na myśli.
-Chodzi o to, że my wiemy o twoim nałogu. - Powiedział cicho.
Spojrzał na nich smutno.
-Wywalicie mnie? - Powstrzymywał łzy. To nie miało się wydać.
-Nie! Nigdy! Nie to mamy na myśli. - Sprostował. - Wysyłamy cię na odwyk, na pół roku. Masz tam zjawić się za miesiąc... - Oznajmił spokojnie.
Zamarł. Jedna łza spłynęła po jego poliku i skończyła swą trasę na suchych ustach. Nie wiedział, co powiedzieć. Czy oni mu to robią naprawdę?
Gwałtownie się poderwał.
-Kurwa! - Krzyknął zbijając wazon. Wpadł w szał. 
Próbowali go uspokoić, ale na darmo.
-Nienawidzę was! Skurwysyny! Czemu mi to robicie! Czemu?! - Łkał osuwając się po ścianie.
-Chcemy twojego dobra. - Rzekł przestraszony Mike.
-Nie! Chcecie mnie wyjebać, ale macie tak dobre serduszka, że nie możecie mi tego powiedzieć prosto w twarz! Nienawidzę was! Jesteście najgorszym, co mnie spotkało! 
To ich zabolało. Mike dotknął jego drżącej dłoni.
-Nigdy cię nie wywalimy! Jesteś naszym przyjacielem! - Spojrzał na niego.
Wyrwał ręke z jego uścisku.
-Nie, nie jesteście moimi przyjaciółmi, gdybyście byli to nie wysyłalibyście mnie tam! - Wstanął.
Chłopaka wkurzyła jego postawa.
-Kurwa Chester! - Krzyknął policzkując go. - Nie pierdol, bo wiesz, że to nie prawda. Gdybyśmy cię nie znosili nie brałbym cię do domu! Zrozum! Jesteś naszym przyjacielem!
Kiwnął głową. 
-Już ok? - Spytał.
-Tak. - Wyjąkał blondyn mierząc każdego smutnym wzrokiem. - Przepraszam. 
-Nic się nie stało. - Odparli uśmiechając się.
Opuścił ich. Wszedł na górę idąc do swojego pokoju. Otworzył okno wychylając się. Zapalił ostaniego papierosa i skupił się na pięknych ulicach Los Angeles. 
-Jestem jebnięty. - Mruknął do siebie.

-Mike! - Krzyknął Brad sprowadzając go na ziemię. - Zdajesz sobie sprawę, że od pięciu  minut stoisz i patrzysz niewiadomo gdzie? Wszysko dobrze? - Spytał.
-Tak, tak tylko myślałem o...
-O? - Dociekiwał. 
Nie wiedział, co powiedzieć. Że znów wspomina te zdarzenie? Przecież obiecał, że do tego nie wrócą.
-O... Nikoli! Tak Nikoli. - Był zadowolony z tego, iż tak szybko wymyślił wymówkę. Nigdy nie potrafił kłamać.
-Ach. Zdradź Mike, czemu na nią patrzyłeś, jakby ci ojca ołówkiem zabiła? - Żartował Brad.
Spojrzał na niego zdezorientowany.
-Niby kiedy? - Udawał zdziwionego.
-Cały czas. No prawie. 
-Wcale się na nią nie patrzyłem! - Zaprzeczył.
-Nie, w ogóle. Co ci w niej znowu nie pasuje? 
-No. Wszystko jest niby ok. 
-Niby? Jest idealnie. Chazz zapomni o Sam chociaż. Mają ten sam problem, to ich połączy.
-Ale. Samantha też była "uzależniona", przynajmniej tak nam wmawiała, a Chazy był nią zaślepiony. Jedyną rzeczą, od której była uzależniona to Robert. - Posmutniał Mike. - Nie zniosę jego kolejnej załamki.
-Mike, wszystko będzie dobrze, ta dziewczyna napewno nie jest taką szmatą. Widać było, jak dobrze się dogaudują. 
-No w sumie. 
-Nie narzekaj. A jakby trafił do pokoju z jakimś zjebem, który wcale by nie zamierzał zerwać z nałogiem?
Mógłby przecież mieć towar skądś tam i dawać Chesterowi, wtedy byłoby źle. 
-Wow, Brad. Mądre to. - Skomentował. 
-No wiem, przecież dorastam! - Szeroko się uśmiechnął.
-Tylko myślę, że jak Nikola będzie u nas mieszkać wszystko się popsuje. - Wciąż myślał Mike.
-Stary, daj sobie spokój. Zobaczysz. Wszystko wypali. A teraz idź się przebrać, bo w miejscu gdzie stoisz tworzy się jezioro. 
Szybko udał się do łazienki i zrzucił z siebie mokre ubrania.
Wytarł się ręcznikiem, założył swieże ubrania i poprawił włosy.
Wrócił do chłopaków, którzy oglądali telewizję.
-To kiedy teraz pojedziemy do Chestera i Nikoli? - Zaczął Dave.
-Ja nie jadę! Znaczy chcę, ale boję się tej pani! - Krzyknął przestraszony Joe.
Wybuchli śmiechem.
-Nie stęsknili się za nami, bo byliśmy u nich wczoraj. - Powiedział spokojnie Robert.
-Możliwe. Dajmy im się sobą nacieszyć. Pojedźmy do nich jutro! Wtedy napewno będą tęsknić! - Żartował Delson.
-Taa. - Szepnął Mike. Wciąż nie był przekonany nową znajomością Chestera. Chociaż nie sądził, że jest zła czy coś. Bał się o niego...

~*~

-Ale pada. - Poinformował Nikolę stojąc w oknie z kubkiem zielonej herbaty.
-Słyszę Chazz. Proszę, nie oblej się. - Powiedziała monotonnie.
-Nie chciałabyś znów pomacać mnie po brzuszku? - Spytał zabawnie poruszając brwami.
-Rzuciłabym cię poduszką, ale znając życie oblałbyś się. 
-No nie mów, że ci się nie podobało. - Kontynuował.
-Chester! - Krzyknęła udając zbulwersowaną.
-No co! Wyleczyłaś mnie, oh bogini. - Żartował.
-Zaraz tam do ciebie podejdę! 
-Zapraszam! - Śmiał się.
-A idź ty. - Mruknęła niezadowolona poprawiając się wygodnie w fotelu.
Odszedł od okna i odstawił kubek.  Przez pewnien czas cisza doskwierała im w uszach. Męczące milczenie przerwało krótkie pukanie do drzwi.
-Otworzę. - Oznajmił blondyn.
Rzucił się do otworzenia. Nikola nie odrywała wzroku od telewizji, w której właśnie mówiono o kolejnej katastrofie. Ziewnęła i przymknęła powieki nie zwracając uwagi na gościa.
Przed Chesterem stała kobieta w średnim wieku.
-Dzień dobry. Czy tu mieszka Nikola Haringtton? - Powiedziała odgarniając zniszczone kosmyki blond włosów z zielonych oczu.
Odwrócił się w stronę Nikoli, która przysypiała.
-Może. - Odpowiedział głupio.
Westchnęła. Wyglądała na 40 lat.
-Jestem jej matką. Chciałabym ją zobaczyć.
Zamarł.
-Niech... Niech pani wejdzie. Nie jestem pewien czy... - Nie pozwoliła mu dokończyć, ponieważ niemalże wepchała się do środka. - Czy będzie chciała z tobą rozmawiać niewychowana idiotko. - Mruknął pod nosem.
Wyprzedził nachalną kobiete i przykucnął obok dziewczyny. Pogłaskał ją po policzku i zaczął czule szeptać.
-Wstajemy... - Delikatnie się uśmiechnęła. - Ktoś chce z tobą rozmawiać.
Otworzyła oczy. Blonyndynka od razu wepchnęła się w jej pole widzenia. Popatrzyła na nią zdziwiona.
-Zostawię was same. - Bennington opuścił salon udając się do swojego pokoju.
Kobieta usiadła obok niej, czarnowłosa przesunęła się.
-Kim jesteś? - Spytała niepewna.
-Nazywam się Jude Haringtton. Jestem twoją matką. - Powiedziała uśmiechnięta.
-Ja nie mam matki. - Sprostowała.
-Jak to nie? Siedzę tu przed tobą. Przyszłam cię zabrać.
Roześmiała się z pogardą.
-Zesrasz się, a nie mnie zabierzesz. Nie znam cię. Wyjdź kobieto.
-Nikolu proszę. Daj mi to wytłumaczyć.
-Co masz do wytłumaczenia? Zostawiłaś mnie, gdy byłam obsmarkanym dzieciakiem. Nie znam cię. Jesteś dla mnie obca. - Wyszeptała spokojnie, choć była strasznie zdenerwowana.
-Szesnaście lat temu twój ojciec popełnił samobójstwo. Bałam się, że sobie nie poradzę. Dziecko drogie! Proszę, jedź ze mną. Potrzebujesz mnie! - Lamentowała.
-Ja potrzebuję tylko Chestera. Z resztą. Czemu wcześniej mnie nie szukałaś? - Dociekiwała.
-Bo dopiero kilka miesięcy temu uświadomiłam sobie, że żałuję swojego błędu. Wróć ze mną.
Czarnowłosa uśmiechnęła się szyderczo.
-Wyjdź. Nienawidzę cię. Nie mam matki. Ojca też. Dowidzenia. Mam nadzieję, że pani poszukiwania córki się powiodą.
Jude otarła łzy lecące już od kilku minut po jej kościach policzkowych i wyszła z mieszkania.
Na twarzy Nikoli pojawił się grymas smutku. Po chwili zaczęła płakać.
Mężczyzna chwilę potem pojawił się u jej boku.
Objął ją, a ona przywarła do jego ciała.
Czesał jej włosy, gdy ona dochodziła do siebie.
-Co chciała? - Spytał.
Nikola oderwała się od niego i ocierając łzy przyjęła poważną postawę.
-Ta kobieta? Szuka córki, nie wiem czy ją znajdzie.
Blondyn mocno ją przytulił.
-Nie przejmuj się tym. Nie teraz...


___________________________________________________________________________
Boże, jakie to głupie ;-;
Dobranoc

środa, 9 lipca 2014

"W takim razie nie wiem, po co trzymają was w tym ośrodku"

10

Gdy na zegarze wybiła godzina 16:00 Nikola zaczęła się zastanawiać, czy nie powinni pójść na terapię.
W końcu już lepiej się czuła i nawet miała ochotę na kolejne spotkanie. Chyba tak na nią działa poztywna energia Chestera i jego kolegów.
-Może pójdziemy na terapię? - Zaczęła kierując się w stronę Chazza, który bawił się zabawkowym telefonem od zespołu.
Zdumiony na nią spojrzał. Zaczął wybierać numer na zabawce i przyłożył ją do ucha.
-Halo, Mike? Co zrobiliście z Nikolą?! - Udawał przerażonego.
-Mówię serio. - Powiedziała uśmiechnięta. - Może nie będą nas tu trzymać tak długo, jak będziemy się zjawiać na każdej terapii.
Zamyślił się.
-Dość mądre, ale dziś i tak terapii nie będzie. 
-Czemu? - Zdziwiła się. 
-Lauren wyjechała, zostawiła nawet list. Podobno ją zwolnili, ale myślę, że wróci. - Odpowiedział smutno.
-Ona dużo dla ciebie znaczy, prawda? - Ciągnęła temat.
-Kocham ją, ale tylko jak siostrę. Pomogła mi wyjść z nałogu, wspierała mnie. Jej rodzice postanowili się przeprowadzić do spokojniejszej dzielnicy, tak kontakt się urwał. Bez jej pomocy znów zacząłem ćpać i tak się tu znalazłem, choć wcale nie żałuję. Poznałem ciebie. - Spojrzał w jej oczy.
Uśmiechnęła się.
-Czemu postanowili to zrobić? Przecież mogliście się spotykać.
-W sumie racja, ale jej mama nie znosiła dzieci, w szczególności takich jak ja. Kochała tylko Lauren, więc kiedy tylko się dowiedziała o naszej znajomości, którą ukrywaliśmy natychmiast się wyprowadziła. Kiedyś rozmawiała z moim ojcem, kiedy był pijany. Chyba ją uderzył, czy coś, ale wtedy nie wiedziała, że ja jestem jego synem. Chciała dla Lauren dobrze. - Sięgnął po złe wspomnienia.
-Nie martw się. Wróci. - Nie wiedziała, co powiedzieć. - Może chodźmy dowiedzieć się, czy będą terapie i w ogóle.
-Chodźmy. - Wstał z krzesła i czekał na Nikolę, która czegoś szukała.
-Pamiętasz, gdzie zostawiłam chusteczki? - Spytała. 
-U mnie, na stoliku nocnym. - Powiedział.
Pobiegła do jego pokoju i wzięła opakowanie chusteczek. Podeszła do niego i założyła buty.
-Możemy iść. - Rzuciła i wyszła na korytarz czekając na Chazza.
Szybko do niej dołączył idąc przy jej boku.
-Zajdziemy do recepcji, może tam coś wiedzą. - Mruknął blondyn.
-Dobrze.
Zeszli po schodach i udali się do recepcji. Tam zastali zsapaną recepjonistkę. Tą samą, która niedawno wparowała im do mieszkania. Spojrzała na nich wściekła.
-Czego jeszcze chcecie?! - Warknęła wycieńczona.
-Kiedy będą terapie? - Spytał uśmiechnięty.
-A skąd mam wiedzieć?!
-No wie pani... Jest pani recepcjonistką. Musi pani coś wiedzieć.
Westchnęła i zaczęła szperać po szufladach.
Zerknęła na kilka kartek i zabrała głos.
-Jutro się dowiemy. Albo nie będziecie mieli terapii na czas nieokreślony lub dołączą waszą grupę do innej grupy.
Nikola zagryzła wargę i wyminęła wolno Chestera. Zdezorientowany podziękował kobiecie i szybko podbiegł do oddalonej już Niki. Chwycił ją za nadgarstek i spojrzał w jej czarne tęczówki.
-Co się dzieje? - Zapytał troskliwie.
Ominęła jego wzrok.
-Chodzi o to, że ledwo otworzyłam się przed tobą i tamtymi babkami. Co dopiero przy znowu obcych ludziach. Boję się, że nie uda mi się normalnie tam funkcjonować. Boję się,że będę sie zachowywać tak jak na pierwszych terapiach, które były udręką. Nie pamiętasz? - Spytała smutno.
-Dasz radę Nikolu. Pomogę ci. Będę z tobą. Już mnie znasz. Możesz mi powiedzieć wszystko. - Pocieszył ją.
-Dziękuję. - Szepnęła hamując łzy. Już nie była taka sama. Gdyby nie poznała Chestera zbuntowałaby się i uciekła z ośrodka. Nigdy by się nie rozpłakała. Teraz to nie jest już problem.
Wzięła głęboki oddech i szła za Benningtonem, nawet nie wiedział, jak jest dla niej ważny.
Pokonali przeszkodę jaką są schody i weszli do mieszkania.
Dziewczyna opadła na kanapę i zaczęła bawić się kolczykiem w wardze.
Bała się tego, co przyniesie nowy dzień.
Nowe twarze i nowe szydercze uśmiechy. Miała nadzieję, że nie będą musieli na nowo przerabiać tematu okrutnej przeszłości. Oczekiwała, że ktoś przyjdzie i powie "Nie będzie terapii", a wtedy będzie mogła wyjść z Chesterem na dwór. Ach. Jak dawno nie była na świeżym powietrzu. Jak dawno nie dotykała kory drzewa. Jak dawno nie czuła się wolna.
-Nikola dobrze się czujesz? Zaparzyć ci herbaty? - Wyrwał ją z zamyślenia.
Ocknęła się i spojrzała zaspanym wzrokiem w jego stronę. Taki widok rozśmieszył mężczyznę.
-Musisz być naprawdę śpiąca, jeśli zostawiłem cię na pięć minut samą z własnymi myślami, a ty idziesz spać.
Nieśmiało się uśmiechnęła. 
-Możesz zrobić mi kawy rozpuszczalnej. - Powiedziała zachrypniętym głosem.
-Już się robi. - Krzyknął wstając i udając się w stronę szafek.
Zaczęła go obserwować. Stał się dla niej przyjacielem. Już nie mogła być mu obojętna. Tak bardzo ją pociągał. Od kilku dni znowu pragnie poczuć smak jego słodkich ust, ale boi się jego reakcji.
Czuje, że jest za wcześnie. Gdy zorientowała się, że Chester również ją obserwuje, natychmiast się obróciła i zaczerwieniła.
-Cholera. - Szepnęła pod nosem.
Chester zaśmiał się i usiadł z dwoma kubkami kawy obok Nikoli i jeden kubek wręczył jej.
-Naprawdę. Musisz się przespać. Jesteś wykończona.
-Poczekam do normalnej pory do spania. Jak pójdę spać teraz, to nie będę mogła spać w nocy. - Odparła ziewając.
Mężczyzna zaczął ją parodiować. Spojrzała na niego rozśmieszona.
-Co robisz? - Spytała.
-Ziewasz jak kociak. - Powiedział pieszcząc się.
Roześmiała się.
-Trochę daleko mi do kociaka, ale co ty robisz? - Ponowiła pytanie.
-No też chcę ziewać jak kociak! - Żartował.
Nagle oblał się kawą. Syknął z bólu, po czym gwałtownie wstał. Dziewczyna zabrała od niego kubek 
i razem ze swoim szybko postawiła go na stole.
Chwyciła jakąś ścierkę i zaczęła ścierać kawę z mokrej bluzki Chestera. Jęczał z bólu.
-Zdejmnij koszulkę. - Powiedziała stanowczo. 
Lekko uśmiechnął się i spełnił rozkaz.
Pomogła mu się z tym uporać i rzuciła jego koszulkę na sofę.
Zagryzła wargę widząc jego umięśniony brzuch.
Kiedy przyłożyła materiał do jego klaty ten znowu zasyczał.
-Chodź do łazienki, trzeba to polać zimną wodą.
Zadowolony jej pomocą ruszył za nią. Kiedy weszli do łazienki czarnowłosa zastanawiała się jak skierować wodę, aby niczego nie zalać. 
-Zamocz dłoń i przejedź nią po moim brzuchu. - Zaproponował.
Ugryzła się w język, a zaraz potem poczuła w ustach metaliczny smak krwi.
Zmoczyła dłoń w zimnej wodzie i delikatnie przejechała nią po jego brzuchu.
Zasyczał, ale potem zaczął przyjemnie mruczeć. Przeszedł go przyjemny dreszcz, tak samo jak Nikolę.
Opanowała się.
-Nie, to nie pomoże. Człowieku, poparzyłeś się, właź pod prysznic, polejemy wodą , aż przestanie cię szczypać. - Powiedziała zdenerwowana.
-W spodniach? - Udawał przerażonego.
-Matko Boska, to je zdejmij i właź pod ten prysznic! - Rozkazała.
Zaśmiał się cicho i zdjął spodnie rzucając je na pralkę.
Omijała wzrokiem jego bokserki, skupiła się wyłącznie na pięknym brzuchu. Odkręciła prysznic i delikatnym, zimnym strumieniem skierowała go na Chestera. Zacisnął mocno oczy, przez chwilę bardzo go to bolało, ale potem nadeszła ulga.
Śmieszyła go osiemnastolatka, która omijała wzrokiem jego postać. Skupiła wzrok na suficie.
-Już starczy. - Oznajmił po pięciu minutach zabiegu.
Odetchnęła z ulgą i zakręcając kurek wyszła z prysznica zostawiając go samego.
Ten wolno wytarł nogi i założył spodnie. Wyszedł z łazienki i zobaczył dziewczynę pijącą kawę.
-Co taka nieśmiała? - Spytał podchodząc do niej. 
Spojrzała na niego gniewnie.
-To może ty macaj mnie po cyckach, to będzie normalne. - Powiedziała ironicznie.
-Ja się na to pisze. To zdejmuj bluzkę. - Rzekł zachęcony.
Uderzyła się z otwartej dłoni w twarz.
-To ironia... 
Westchnął zawiedziony.
Wnet rozległo się pukanie do drzwi. Chester już się wyrwał, by otworzyć, ale dziewczyna mu zabroniła. Był pólnagi. Nie wyglądałoby to normalnie. Nakazała mu się schować i sama otworzyła drzwi.
Przed nimi stał chłopak, trochę wyższy od niej i mniej więcej w jej wieku.
-Tak? - Zaczęła.
Chłopak zmierzył ją od stóp do głowy i przez chwilę skupił uwagę na jej piersiach.
-Jutro o piętnastej mają państwo terapię na drugim piętrze w sali 9. - Wyrecytował po czym niemalże odbiegł od dziewczyny.
Zasmuciła się. Czekała, aż przyjdzie tu ktoś i powie, że nie będzie musiała chodzić na terapie.
Marzenia. Wróciła do Chestera powiadamiając go.
-I w ogóle patrzył się na moje cycki. - Narzekała.
Zaśmiał się.
-No tak. Twoja bluzka jest trochę mokra... - Mówił hamując śmiech.
Już miała uderzyć go w brzuch, kiedy złapał jej nadgarstki.
-Nie bij w brzuch, będzie boleć. - Szepnął jej do ucha.
Przez chwilę rozkoszowała się jego głosem, po czym wyrwała się Chesterowi.
-Zrób sobie kolację! - Krzyknęła wchodząc do swojego pokoju.
Zaczęła szukać w swojej torbie jakiejś książki. Niestety szukała na darmo.
Nieoczekiwanie wyjęła z torby małą czarną.
Zdziwiona odrzuciła sukienkę na łóżko i szukała dalej.
Znalazła parę czarnych szpilek.
-Co do cholery. - Mruknęła. - Skąd ja to mam? 
Nagle sobie przypomniała. Jako piętnastolatka umówiona na randkę na dachu domu dziecka, nie miała się w co ubrać. Same podarte spodnie lub krótkie dresy.Wtedy zaoferowała jej pomoc jakaś starsza dziewczyna. Oddała jej sukienkę i buty. Okazało się, że randka się nie odbyla, to była po prostu zmyłka, by znowu mogli ją wykorzystywać.
Otarła łzę i słysząc kroki Chestera pośpiesznie schowała strój do szafki, nie zważając na to, czy się pogniecie.
-Ty nie chcesz zjeść? - Spytał wchodząc do pokoju.
-Nie, nie jestem głodna.
-Ok. Będe albo w pokoju,albo w salonie. - Rzucił.
-Dobrze!
Przez chwilę zastanawiała się. Czemu nie wyrzuciła tej sukienki? 
-W sumie... może się jeszcze przyda. - Szepnęła.

~*~
Stała pod prysznicem. Była już zmęczona. Dochodziła 22:30. Ostatni raz spłukała swe ciało i wyszła.
Umyła zęby i ubrała się w luźną piżamę.
Opuściła zaparowaną łazienkę. Chester już dawno się umył, teraz robił coś w swoim pokoju. Nie zamierzała mu przeszkadzać. Szurała nogami po podłodze. Kiedy doszła do swojego łóżka prawie się na nie rzuciła. 
Nie zawracając sobie głowy niepotrzebnymi myślami, narzuciła na siebie kołdrę i oddała się Morfeuszowi.

~*~
Leniwie otworzył oczy i spojrzał na zegar.
14:45
-Co?! - Krzyknął przerażony.
Szybko założył spodnie i koszulkę, po czym przerażająco syknął z bólu. 
Wybiegł z pokoju do salonu, gdzie zastał spokojną i wyszykowaną Nikolę.
Odetchnął z ulgą  i usiadł obok niej.
-Czemu mnie nie obudziłaś? - Spytał.
-Wiedziałam, że wstaniesz. Poza tym. Słodko wyglądasz jak się śpieszysz. - Powiedziała.
-Dzięki, wiesz? - Udał obrażonego.
Wstała i pociągnęła Chazza do siebie.
-Chyba trzeba już iść, nie sądzisz?
 Zaciągnął się zapachem jej słodkim perfum i pokiwał głową. 
Pokonali korytarze i znaleźli się pod wyznaczoną salą. Dziewczyna zdenerwowała się. 
Pocałował ją w głowę dodając jej otuchy.
Weszli do środka. 2 miejsca z 12 były wolne.
Trzymając się blisko siebie usiedli.
Terapię prowadził 30 letni przystojny mężczyzna.
-Tak więc. Na dzień dzisiejszy dołączyło do naszej grupy kilku członków. Żeby było jasne. Przedstawcie się.
Każdy pokolei wypowiedział swoje imię i wiek.
Po chwili głos zabrał psycholog.
-Nie będę was pytał o przeszłość, już to przerabialiście. Chciałbym zrealizować temat, który miałem zaplanowany, a mianowicie negatywne skutki odwyku. 
Czarnowłosa odetchnęła z ulgą.
-Negatywne skutki to halucynacje, częste dreszcze, wahania nastroju. Czy ktoś ma te objawy? - Spytał.
Nikt się nie zgłosił. Panowała niepewna cisza.
-Może ty nam opowiesz! - Wskazał na Nikolę.
Ta przeklnęła go w myśli.
-Yhm. Zawsze przed snem czuję, że ktoś mnie obserwuje. Ale to może być mój współlokator. Poza tym  nie mam żadnych z tych objawów. - Psycholog uśmiechnął się. 
-James? - Wskazał na bladego blondyna o długich włosach. 
-Ponieważ mieszkam sam, nie mogę tego zwalić na współlokatorów. Codziennie rano coś do mnie mówi.
Niezrozumiałe słowa. To okropne. - Szepnął chłopak. Mógł mieć z 20 lat.
Chester uśmiechnął się do przygnębionej dziewczyny. 
-A ty? - Wskazał tym razem na Chazza. - Miewasz jakieś problemy? 
-Nie. Normalnie funkcjonuję. - Powiedział stanowczo.
-W takim razie nie wiem, po co trzymają was w tym ośrodku. - Zamruczał.
-My też nie wiemy. - Odpowiedział.
-Ty z Nikolą możesz wyjść. Nie potrzebujecie pomocy w tym zakresie. - Rozkazał.
Zadowoleni opuścili salę.
-Chester! Jak tak dalej pójdzie wypuszczą nas za dwa tygodnie! - Krzyknęła uradowana.
-O to mi chodzi. - Szepnął obejmując ją wokól talii. - Chodźmy do domu.


______________________________________________________________________________
Dobry wieczór/Dzień dobry.
Wbijam na bloggera z takim oto rozdziałem. Taki z dupy wzięty. Taki z nudów pisany.
Taa. To tyle na temat xd ide spać xd

czwartek, 3 lipca 2014

"Dzięki, że jesteś!"

9

-Mike! Jesteś pewien, że to napewno tutaj?! - Pytał zmartwiony i zdenerwowany Koreańczyk.
5 facetów szło przez korytarz. Ludzie dziwnie się na nich patrzyli.
-Jasne, że tak. Odwoziłem go tu! 
-Więc czemu nigdzie go nie widzę?
Brad uderzył się w głowę.
-Joe, myślisz, że on mieszka na korytarzu?
Spojrzał na niego zawiedziony.
-To nie?!
-NIE! - Odpowiedzieli jego koledzy.
-Dobrze, musimy znaleźć tą babkę. - Mruczał pod nosem Mike.
Kręcili się po korytarzu.
-Ach tutaj! - Krzyknął zadowolony czerwonowłosy.
Podszedł do recepcji.
-Dzień dobry, moglibyśmy odwiedzić kolegę? - Spytał zabawnie poruszając brwiami.
Spojrzała na niego, jak na kosmitę.
-Nie. - Odpowiedziała szorstko.
-Ale kolega ma urodziny. - Prosił.
-Powiedziałam, proszę opuścić teren, bo wezwę ochronę!
-Żesz... - Mruknął pod nosem.
Wrócił do swoich przyjaciół.
-Słuchajcie... Gdzie Joe?! 
-Przy automacie.
Mężczyzna nie był wcale zdziwiony. Joseph uderzał automat.
-No batoniku... Chodź do mnie! - Błagał o mało nie liżąc szyby.
-Tak wiem Joe, nie jadłeś nic od 3 godzin, ale chodź - Mówił zirytowany.
-No co?!
-Widzisz tą babkę? - Spytał.
-Noo...
-Podejdziesz do niej. - Rzekł tajemniczo.
-I? - Niecierpliwił się.
-I przekupisz ją swoim wielkim seksapilem, żeby nas wpuściła do Chestera.
Odwrócił się spoglądając na kobietę, która niemalże dusiła ich piątkę. Postawił niepewny krok w stronę recepcjonistki. Po tym przyśpieszył, aż w końcu znalazł się przy ladzie.
-Hej? - Wyjąkał.
-Nie będę się powtarzała. Wyjdźcie!
-Ale niech mnie pani wysłucha. - Głośno przełknął ślinę. - Jest pani bardzo ponętna i bardzo mi się pani podoba.
Skuszona na niego spojrzała.
-Ma pani piękne palce, jak kiełbaski. - Jąkał się.
Wtedy kobieta o mało go nie uderzyła, mężczyzna próbując się bronić krzyknął.
-Ale to komplement! Kiełbaski są dobre! - Lamentował.
Mike, Rob, Dave i Brad omal nie popuścili ze śmiechu.
-Ach tak? W takim razie... Kontynuuj. - Zaproponowała.
-Podam pani swój numer telefonu, jeśli wpuści nas pani do Chestera Benningtona. - Szepnął.
-Ale obiecujesz? - Spytała z nadzieją.
-O-obiecuję!
-W takim razie... Wasz kolega mieszka na trzecim piętrze w sali 15. Ale proszę być cicho. Jest 12:00. Niektórzy pacjenci mają terapie lub śpią. Dowidzenia. - Puściła oczko do Joe'go, który odetchnął z ulgą.
-Noo, stary! Dobrze ci poszło. - Mówił Dave.
-Aż za dobrze, nie wiedziałem, że jesteś, aż takim mistrzem podrywu. - Komentował Brad.
-Joe ma kobietę, Joe ma kobietę! - Krzyczał radosny Rob.
Szybko pokonali schody i stanęli przed mieszkaniem Chestera.

~*~ 

Gdy usłyszał pukanie do drzwi, schował kopertę do kieszeni. Zdziwiony podszedł do drzwi i otworzył.
Do środka wskoczyło pięcioro znanych mu mężczyzn.
-STO LAT, STO LAT NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM! STO LAT, STO LAT NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM! NIEEEECH ŻYJE NAAAAAAM! A kto?! Chazy Chazz! - Zaczęli śpiewać.
-Ożesz ty! Co wy tu robicie?! - Krzyczał zadowolony Chester!
-Ano... Za cztery dni masz urodziny... Więc wbijamy już teraz! - Odpowiedział entuzjastycznie Mike.
Blondyn wyściskał ich wszystkich.
-Ale jak wy tu? 
-Hmm. Nasz kochany Joe jest coraz lepszy w podrywie. Nie macie w tym ośrodku inteligentnych pracowników. - Śmiał się Rob.
-Boże! Dziękuję wam! - Chazz nie mógł wyjść z podziwu.
-No wszystko dla prawdziwego kumpla! - Krzyknął Dave.
-Jesteście najlepsi! 
W drzwiach pokoju Chestera stanęła wybudzona z twardego snu Nikola.
Patrzyła na nich zdziwiona. Spotkała się z zaciekawionym wzrokiem Mike'a.
Ten dał znak Chesterowi, żeby się odrwócił.
Zrobił to natychmiast. Zobaczył Nikolę. Uśmiechnął się do niej, po czym znowu skierował się do chłopaków.
-Cwele, obudziliście Nikolę! - Żartował.
Ta nieśmiało podeszła do boku Chestera.
-Także ten. Brad to jest Nikola. Dave, to jest Nikola. Robercie, poznaj Nikolę. Wiecznie głodny Joe, to Nikola i Mike, jak pewnie wiesz... to Nikola. - Przedstawił ją.
Czarnowłosa chętnie podała każdemu dłoń. Chazzy objął ją w talii i szepnął jej do ucha.
-Dobrze się czujesz? - Spytał troskliwie.
-Tak, już mi lepiej. 
Mężczyźni zagwizdali.
Dziewczyna zawstydziła się i odeszła od Chazza, usiadła na kanapie przykrywając się kocem.
Blondyn spiorunował ich spojrzeniem.
-Dobra, ogarnijcie się. - Zabrał głos Mike. - Mamy dla ciebie prezent.
Wyjął z kieszeni kurtki zabawkowy telefon.
-Żebyś się nie nudził. - Zaczął się śmiać, z resztą jak cała reszta.
Zadowolony Chester przyjął od niego "prezent"
-Wejdźcie w głąb domu, przy drzwiach nie będę was trzymać. - Rozkazał.
-Ej, chwilkaa. Ja mam film na DVD! - Krzyknął Brad wyciągając pudełko z kurtki. Rzucił je Chesterowi.
Zapadła niezręczna cisza. Nagle mężczyźni, oprócz Benningtona, rzucili się na kanapę.
-Ja chcę siedzieć na kanapie! - Krzyczał Joe.
-A nie! Bo ja! - Przekrzykiwał go Dave.
-A nie! Bo Mike Kenji Shinoda! - Wydarł się  rzucając się na kanapę, popychając resztę i tym samym obejmując Nikolę.
-Ej! To nie sprawiedliwe! CHESTER! - Udawał płacz Brad.
-Proszę was, ogarnijcie się. - Prosił Chester, ale nie słuchali jego próśb.
-Boże... Duszę się! - Wyjąkała Nikola.
Mike dopiero teraz  zauważył, że przygniata malutką dziewczynę.
-Wybacz, jesteś taka drobna, że cię nie zauważyłem. - Zawstydził się, powoli wstając z czarnowłosej.
Ta odetchnęła świeżym powietrzem. 
-Dzięki, wiesz. - Mruknęła zirytowana.
-Naprawdę proszę was o chwilę ciszy! Gdy ktoś was usłyszy, to zaraz kogoś tu do nas przyśle. Chwila ogarnięcia. Mike, dwa opakowania popcornu są na blacie, Brad włącz film. Już mnie zdenerwowaliście. - Recytował. 
Zdziwiona Nikola popatrzyła na niego, a ten tylko puścił do niej oczko. Kiedy członkowie zespołu oddalili się od kanapy Chester rozbiegł się i wskoczył na nią, śmiejąc się z reszty zdezorientowanych mężczyzn. Przytulił Nikolę i zaczął się bardziej śmiać. Po chwili każdy usiadł na kanapie lub na podłodze, bez zbędnych kłótni, ale to tylko dlatego, że nie chcieli zostać wygonieni przez ochronę czy coś w tym stylu.
-Co to za film? - Spytał Brada.
-Nie wiem, wziąłem pierwszy lepszy.
Każdy cicho się zaśmiał. Nikola bardziej wtuliła się w Chestera, a ten pocałował jej czubek głowy. 
Cały czas obserwował ich Mike.
Film zaczął się. Były to jakieś wyścigi, które nie za bardzo interesowały Nikolę.
Zobaczyła, że połowę filmu patrzy na nią przyjaciel Chestera.
Nieśmiało się do niego uśmiechnęła. Chyba mu nie pasowała.
Chłopaki zafascynowani byli filmem. Postanowiła, że zaśnie w ramionach Chestera. Przespałaby najchętniej cały dzień. 
Próbowała zasnąć, ale po 10 minutach film się skończył.
-Nuudny był. - Skomentował Brad. - Następnym razem będę patrzył, co podbieram mamie z półek.
Nikola cicho się zaśmiała. Powoli wstała i skierowała się w stronę swojego pokoju.
Chester zdziwiony patrzył, co robi. Wzięła kilka ciuchów i weszła do łazienki. Po 20 minutach wyszła w krótkich szortach, czerwonej koszuli, a włosy spięła w kucyka. Oczy podkreśliła kreską.
Mężczyźni znów zagwizdali na jej widok. Dziewczyna tylko się zaśmiała i usiadła przy blacie.
-Do której macie zamiar tu siedzieć? - Spytał Chester.
-Już nas wyganiasz?! JA WYRYWAM TĄ BRZYDKĄ JAK NOC LISTOPADOWA RECEPCJONISTKĘ, A TY JUŻ CHCESZ NAS WYGANIAĆ? Ooo, nie. Tak nie będzie... - Zbulwersował się Joe.
-Pozwól, że sprostuję. - Zaproponował Shinoda. - Robimy największy melanż wszech czasów, ale po cichu. 
-Jestem za! - Zgodził się Chazz. - Ale pod jednym warunkiem... - Spojrzał tajemniczo na każdego. 
-Śpiewamy dla Nikoli "sto lat", ponieważ ma urodziny dzień przed moimi! - Krzyknął.
Zdezorientowana przyglądała się chłopakom jak śpiewają. Trochę fałszowali, ale chyba pierwszy raz tak ją ktoś potraktował. 
-Dziękuję chłopcy. - Powiedziała zadowolona.
Podeszła do blondyna i przytuliła go. 
-Dziękuję jeszcze raz. - Szepnęła mu do ucha.
-Ja tu o mało pluc nie wypluwam, a ta przytula tylko Chestera! Rozumiem! Jest przystojny! Ale ja się tu poświęcam tak?! - Narzekał Joe.
Popatrzyła na niego szukając pozwolenia, Chazz  kiwnął głową.
Podeszła do Joe'go i przytuliła.
-Dziękuję! 
Odkleiła się od niego, a Koreańczyk zadowolony usiadł.
-Skoro przytuliłaś go, przytul i wszystkich. - Powiedział uśmiechnięty Mike.
Tak też zrobiła. Każdego wyściskała.
-Dobra, może zjemy jakiś obiad? - Spytał z nadzieją Joe.
Znowu każdy się zaśmiał.
Nikola podeszła do lodówki i wyciągnęła talerz kanapek, a następnie postawiła je na blacie. 
-Częstujcie się.
Każdy wziął po kanapce, a potem rozmowa dalej się rozwinęła.
-Nikola? - Zaczął Brad.
-Hmm?
-Umiesz na czymś grać? 
-Trochę na gitarze i trochę na klawiszach. Muszę się douczyć, dawno nie grałam na żadnym instrumencie. Nerwy Chestera i psychologów się nie liczą, prawda? - Uśmiechnęła się patrząc w stronę swojego przyjaciela. - Jestem osobą, która nie lubi się uczyć.
-Oj tam! Jest coś. Może jak wyjdziecie już z Chesterem, przyjdź razem z nim do nas, nauczymy cię grać od nowa!
-Oj, chętnie. 
-No to umowa stoi. Ile wam zostało? - Spytał.
-Nadal 6 miescięcy... No może. 5 miescięcy i 2 tygodnie.
Mężczyźni westchnęli.
-A nie da się jakoś szybciej?! - Zaczął Mike.
-Sami nie wiemy, nie jest tu nawet tak źle. 
-Ale napewno lepiej by było, żebyście byli w domu.
Nikola spojrzała na niego zdziwiona.
-Tak! Oficjalnie rozkazujemy ci mieszkać w naszym wspólnym domu. Mamy jeszcze 2 wolne pokoje. Do wyboru, do koloru. Taka fajna dziewczyna nie może się zmarnować! Prawda Chester? - Delson gadał jak najęty.
-Tak. - Szepnął.
-Ale ja... - Zaczęła nieśmiało.
-Nie gadaj, będziesz mieszkać z szóstką dzikich idiotów. - Powiedział Rob.
-A umiesz gotować? - Spytał Joe.
-Hmm, raczej tak. - Odpowiedziała.
-A Joe tylko o jednym. - Zaśmiał się Dave.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Przerażony Chester otworzył drzwi. Stała w nich wściekła recepcjonistka. 
-Miałeś mi dać numer! - Krzyknęła.
Joe przestraszył się. Upuścił kanapkę i krzyknął tylko do chłopaków.
-Wiejemy! 
W kilka sekund ich nie było.
Wściekła pracownica zamknęła drzwi i pobiegła za nimi. 
Nikola zaczęła się śmiać.
-Chester! Oni są zwariowani! Nawet zapomniałam o chorobie.
-Oni są pozytywnie walnięci Nikolu. Zgadzasz się na propozycję Brada? 
Nikola chwilę się zastanowiła.
-I tak bym nie miała gdzie mieszkać, więc chyba nie mam wyboru, prawda? 
-Prawda. Chodź, zaparzę nam herbaty.
Usiedła przy blacie. Gdy Chester przygotowywał napój Nikola uświadomiła sobie, jak Chester jest dla niej ważny.
-Proszę, uważaj gorąca. - Powiedział siadając przy niej. 
-Chester? 
-Hmm?
-Dzięki, że jesteś! - Powiedziała całując go w policzek.


_______________________________________________________________________________
Wow. Taka wena mnie chyba jeszcze nigdy nie dopadła. W dwa dni napisać 2 rozdziały... Szok ;O
Tak jak obiecałam w poprzednim rozdziale, rozdział dodaje baardzo szybko. Myślę, że jest dość pozytywny :) No cóż, idę pisać kolejny, napiszę chociaż do połowy i idę spać. 





środa, 2 lipca 2014

"Muszę tylko jak najprędzej znaleźć się obok niego"

8

Tym razem to Chester wstał wcześniej od Nikoli. Na samym początku zdziwił się, że nie wyszła od niego 
w nocy, ale nadal leżała trzymając jego dłoń. Czule odgarnął jej włosy z twarzy i uśmiechnął się.
Taka mała, a potrafi zrobić tyle zamieszania. Co chwilę kasłała, a katar nie dawał jej oddychać. Musiała się wczoraj przeziębić.
Postanowił wstać i przygotować im posiłek. Deliktanie wyślizgnął się z pod kołdry i narzucił ją na twardo śpiącą dziewczynę. Nałożył na siebie spodnie w kratę i jakąś bluzę. Wyszedł z mieszkania i ruszył po kilka składników do stołówki. O tak wczesnej porze praktycznie nikogo tam nie było. Podszedł do lodówki i wyciągnął składniki. Spotkał się 
z zdenerwowanym wzrokiem kucharki i opuścił salę. Wrócił do pokoju i zabrał się za przygotowywanie omletów. Zaparzył herbaty i poszedł obudzić Nikolę. Cicho skradł
się do pokoju i skoczył na łóżko łaskocząc istotę leżącą na nim.
-Wstajemy! - Krzyknął zagłuszając cichy śmiech dziewczyny.
-Chester, przestań! 
Posłusznie zszedł z dziewczyny i obserwował jej ruchy.
-Wszystko dobrze? - Spytał zmartwiony. Była blada, a jej ruchy były monotonne.
-Chyba się przeziębiłam. Boli mnie gardło i kręci mi się w głowie. - Wyrecytowała.
Pomógł jej wstać i oddał jej swoją bluzę.
-Jesteś masakrycznie gorąca. - Szepnął. - I to nie tylko dla tego, że masz krótkie spodenki i podwinęła ci się bluzka. - Z trudem powstrzymał śmiech, kiedy próbowała go uderzyć.
-Zboczeniec!
Poprawiła bluzkę i usiadła przy stole.
Zjadła pożywne śniadanie i popiła herbatą.
-Nie powinnaś dziś wychodzić. - Krótko zagaił Chester.
-Z jakiej racji? - Spytała zdziwiona.
-Jesteś chora. Wracaj do łóżka. - Odpowiedział przejęty.
Nie zaprzeczała. Wstała, odniosła talerz do zlewu i poszła do pokoju Chestera.
Zaskoczony ruszył za nią. Gdy wszedł, ona już wygodnie leżała przy ścianie
-Nie wolisz spać w swoim pokoju?
Pokręciła przecząco głową i zakryła się kołdrą.
-Wygodnie tu jest. - Mruknęła. - Zawsze mogę stąd iść...
-Nie! - Wydarł się.
Spojrzała na niego zdziwiona.
-Znaczy. Leż! Leż sobie spokojnie. Ja tu coś przygotuje, żeby Nikolka nam wyzdrowiała! - Krzyknął szczęśliwy.
Czarnowłosa westchnęła i odwróciła się w drugą stronę.
Zadowolony zachowaniem Nikoli zaczął szperać w szafkach. Znalazł tylko herbatę i miód. Podobno pomaga.
Zagotował napój i dolał miodu. Postawił kubek na stolik nocny obok łóżka, na którym spała Niki i wsunął się pod kołdrę.
-Nie śpimy... - Szepnął słodko do jej ucha.
Uśmiechnęła się i lekko otworzyła oczy, leżał przy niej.
-Czemu? - Również zniżyła swój głos do szeptu.
-Wypij.
Podał jej napój i obserwował.
Nagle poderwał się i wyszedł z pokoju.
-Zaraz wracam! - Krzyknął opuszczając mieszkanie.
Zdezorientowana Nikola dopiła herbatę, odłożyła kubek i zadowolona oddała się Morfeuszowi.

~*~

Przemierzył korytarz w poszukiwaniu Lauren. Jeżeli właśnie śpi w domu będzie miał problem w przedostaniu się do niej. Miał nadzieję, że siedzi w sali i przegląda kartoteki ludzi. Zszedł spokojnie po schodach i ruszył
ku sali. Zapukał, a kiedy otworzyła mu wysoka, szczupła kobieta niemal upadł z wrażenia. Ubrała się o wiele ładniej niż zawsze. Krótka spódniczka i włosy spięte w koka, przy tym dosyć widoczny dekolt to połączenie, które nie tylko Chestera potrafią powalić.
-Chester? - Zaczęła - Wiesz, że terapia zacznie się za jakieś 5 godzin?
-Emm... No tak wiem. Ale chodzi o to, że ja się chyba dziś na niej nie pojawię, no Nikolą zająć się muszę.- Powiedział beznamiętnie.
-Coś się jej stało? - Próbowała udawać zmartwioną.
-Ostro się przeziębiła, ledwo na nogach stoi, jest cała rozgrzana i w ogóle. - Trochę ubarwił jej chorobę.
-Ach, tak. No nic. Nie będę was zmuszać, ale proszę. Przyjdźcie, kiedy tylko Nikola wróci do zdrowia. Wejdziesz?
-Hmm. Dobrze, ale na chwilę. - Zachęcony wszedł do środka.
Zauważył dziwne zachowanie Lauren. Co chwilę spoglądała w telefon, jakby czekała na jakąś wiadomość.
-Wszystko dobrze? - Spytał nieśmiało.
Westchnęła.
-Mój narzeczony miał wypadek. Jest w ciężkim stanie w szpitalu. Nie mogę do niego pojechać, to jest najgorsze. Lekarze dają mu niewielkie szanse na przeżycie. - Szepnęła hamując łzy.
Zszokowała go ta wiadomość. Lauren ma narzeczonego? Od kiedy? Kto to?
-Ciii. Nie płacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Oznajmił przytulając ją.
-Nie płaczę. Muszę tylko jak najprędzej znaleźć się obok niego. - Oderwała się od niego i usiadła na krześle.
-Więc w czym problem?
Spojrzała na niego jak na idiotę.
-Nie mogę tak po prostu odejść. To by źle wpłynęło na moją reputację. I tak ledwo, co tutaj się dostałam. Znajomości... Nie mogę...
-Poproś.
-Chester! Nie jesteśmy w przedszkolu, rozumiesz? Muszę ponieść konsekwencje.
-Wystarczy podejść do tej babki, co tym wszystkim zarządza, powiedzieć jej, że musisz wyjechać do kurwy nędzy, ona cię wypuści i pojedziesz do niego, a potem sobie tu wrócisz. Proste? Proste! Chester zawsze coś wymyśli. - Powiedział zadowolony z siebie.
-Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji, prawda? - Spojrzała na niego. - Prawda. Naiwny jesteś trochę. Nigdy mnie nie wypuści, a jeśli nawet, już mnie tu nie zatrudnią. - Rzekła przygnębiona.
Blondyn wstał i podszedł do drzwi.
-Zastanów się nad tym. Wolisz zobaczyć ukochanego, czy martwić się o ciepłą posadę... - Mówił już całkiem poważnie.
Zatrzasnął drzwi, wsadził ręce w kieszenie i ruszył w kierunku apteki.
Spojrzał na sympatyczną kobietę i poprosił coś od przeziębienia.
Chwycił pudełka i pobiegł do Nikoli.


~*~

Leżała nieruchomo na łożu Chestera. Czuła się okropnie. Chwilowe dreszcze męczyły ją co minutę. Wyczekiwała Chestera. Był dla niej taki dobry, a ona dla niego taka oschła. Przecież nie będzie wieczność się dla niej starał
Usłyszała trzaskanie drzwiami. Natychmiast się poderwała udawając zdrową. Ciężko jej było.
Cicho wszedł do pokoju, w którym zastał siedzącą dziewczynę.
Uśmiechnął się do niej.
-Jak się czujesz? - Spytał troskliwie.
-Lepiej, lepiej. - Kłamała.
-Napewno? Twoje oczy są podkrążone, a czoło - przerwał dotykając jej głowy. - Strasznie gorące, masz gorączke. Nigdzie nie wychodzisz dziś. - Postanowił.
-A chociaż się przebrać?
-Leż lepiej.
Opuścił pomieszczenie i rozpoczął przygotowywanie leków.
W tym czasie Nikola chwyciła koc i po cichu pobiegła do salonu siadając na kanapie i włączając TV.
Zdezorientowany Chester odwrócił się w jej stronę.
-Jak małe dziecko... - Szepnął kierując się w jej stronę z tacką pełną leków.
-Proszę, bierz.
Spojrzała na niego skrzywiona.
-To ja już wolę spać.
-Ej no. Nie gadaj.
Westchnęła i połknęła małe tabletki, popijając herbatą.
-Lepiej? - Zapytał z nadzieją.
-Nie.
Odebrała mu pilot i zaczęła skakać po kanałach. W telewizji nie było niczego ciekawego. Zaczęła zastanawiać się czy wzięła ze sobą jakąś książkę. W głowie sięgnęła po wspomnienia.
Nie przypomniała sobie, ale kiedy tylko poczuje się lepiej, sprawdzi to.
Nagle jej uwagę przykuły wiadomości w telewizji.
Wysoki brunet recytował to, co musi. Udawał przerażonego.

"Dziś w nocy miał miejsce wypadek samochodowy, w którym poszkodowany to znany pisarz. Jego stan jest bardzo ciężki, nie wiadomo czy z tego wyjdzie. Josh Baroon niedawno oświadczył się pewnej pani psycholog."

Chester przechwycił pilot i natychmiast wyłączył grające pudło.
-Chaz? Co jest? - Zaczęła.
-Ten człowiek to narzeczony Lauren. - Szepnął.
-I? - Ciągnęła.
-Nie wiem. - Przytulił ją. - Dobrze się czujesz? - Zmienił temat.
-Tak samo. - Odkleiła się od niego. Popatrzył na nią smutno. - Zarażę cię.
-Nie. Obiecuję, że będę zdrowy.
Zaśmiała się wtulając się w niego. Znowu usnęła.
Upewnił się czy mocno śpi. Pocałował ją w czoło i odniósł do swojego pokoju.
-Śpioch mały. - Ocenił ją.
Zamknął cicho drzwi i wyszedł na korytarz.
Zszedł piętro niżej podszedł do sali, w której codziennie męczą ich terapiami.
Zapukał. Nikt nie odpowiedział.
Spróbował wejść, ale drzwi były zamknięte.
-Pani Lauren wyjechała do narzeczonego. - Rozległ się kobiecy głos. - Chester Charles Bennington? - Spytała.
-Tak, skąd pani wie?
-Zostawiła panu list. - Powiedziała wręczając mu schludną kopertę z jego imienieiem i nazwiskiem.
-Dziękuję. - Wyjąkał i ruszył w stronę mieszkania.
Wszedł do domu, usiadł na kanapie i otworzył list.

Chesterze,
Nie mogłam się z Tobą pożegnać, więc robię to teraz. Kiedy tylko poprosiłam dyrektora o kilka dni wolnego, od razu się zdenerwował i kazał mi wyjeżdzać. Czyli jestem zwoloniona. Jeszcze 2 godziny temu z Tobą rozmawiałam, a teraz muszę wyjeżdżać. Życzę Ci szczęścia, abyś wyszedł zdrowo 
z nałogu, razem z Nikolą. Nie zdążyłam jej poznać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Na dole jest mój numer telefonu. Jak będziesz mógł zadzwonić, zrób to.
Twoja przyjaciółka,
Lauren.

______________________________________________________________________________
Rozdział pisany na szybko, w samochodzie, w drodze nad morze xd
Nie wyszedł ;d
Ale mniejsza. Jak spędzacie wakacje? ;3
Możliwe, że jutro lub pojutrze pojawi się nowy rozdział. Dostałam weny, jak tylko dotrę na miejsce, włączam laptopa i pisze! Obiecuję!